Rozdział V.

1.1K 53 6
                                    

Dosyć szybko otrząsnęła się ze zdarzenia sprzed chwili stając przed nim w pełnej gotowości. Nie czekając ani chwili dłużej ruszyła na niego z atakiem. Odbił jej atak sam robiąc to co ona. Po godzinie treningu opadała już prawie z sił ale nie była w stanie się poddać. Nie tego ją uczono. Uczono ją tego aby się nie poddawać, a gdy upadnie ma wstać. Mężczyzna podchaczył jej lewą nogę na co ta upada plecami na podłogę. Satoru nie wahając się usiadł okrakiem na [y/n] przykładając jej kij do szyji.

— Przegrałaś. — uśmiechnął się do niej. Przegrała. Wiedziała o tym. Gdyby nie to, że do tej pory nie potrafi się przy nim dobrze skupić nie skończyła by w tak żałosny sposób.

— Tak wiem, stawiam obiad. A teraz złaź ze mnie. — podniosła dłonie w geście obronnym przewracając przy tym oczami.

Podniósł się na równe nogi wyciągając dłoń w stronę [y/n]. Spojrzała na nią i nie wahając się załapała rękę. W ułamku sekundy stanęła na proste nogi zbyt blisko białowłosego. — Wiesz, że będziesz musiała mi wszystko w końcu wyśpiewać? — zapytał szeptem, tak aby przypadkiem osoba przechodząca obok nic nie usłyszała. Trzymając ją ciągle za rękę i patrząc w oczy czekał na odpowiedź. [l/n] już dawno zdążyła zahipnotyzować się lekko wystającymi tęczówkami zza okularów. Ocudzając się z chwili słabości sięgnęła druga ręką do okularów poprawiając je na jego nosie.

— Zawsze mówiono mi, że nic nie muszę i tym razem też nie zrobię wyjątku. — odsunęła się puszczając jego dłoń. Spowodowało to dziwne nieprzyjemne uczucie ale nie mogła trzymać jego ciepłej dłoń ani chwili dłużej. Podniosła kije z podłogi i odłożyła je na ich miejsce.

— Widzimy się o 15 przed budynkiem. — wyszła nie mówiąc nic więcej.

Satoru stał na środku pokoju wpatrując się w dłoń w której przed chwilą trzymał tą małą i drobną rączke. Stawał się tego wszystkiego coraz bardziej ciekawy i podekscytowany. Ta kobieta od zawsze ciekawiła go w dziwny sposób. Na ogół bardzo bał się płci pięknej. Niby wiedział jak ma się wobec nich zachowywać. W końcu same zawsze do niego lgnęły i nie musiał o nic prosić. Ale w tym przypadku było inaczej, nie bał się jej. Czuł do niej coś dziwnego. Coś magicznego i przyciągającego ale totalnie nie wiedział czego sprawka to jest. Zerknął ostatni raz na dłoń i również wyszedł z pomieszczenia.

Do obiadu z Satoru zostało jeszcze dwie godziny. Rozebrała się szybko i wskoczyła pod prysznic zmyć z siebie pot jak i ciężar dzisiejszej porażki. Zakręciła kurek w prysznicu, wytarła mokre ciało ręcznikiem po czym założyła na siebie świeżą bieliznę i za dużą koszulkę. Ułożyła się wygodnie w łóżku, a jej nowy współlokator zrobił tak samo. Przytulił się do właścicielki, a po chwili oboje zasnęli. Ze snu wyrwało ją dopiero głośne pukanie do drzwi.

— Już idę, już idę. — rzuciła zaspana podnosząc się z ciepłego łóżka. Stawiając bose stopy na zimnych panelach przechodził ją dreszcz. Otworzyła drzwi spoglądając na osobę przed nią.

— Czego szukasz? — zapytała jeszcze ospała.

— Miałaś postawić mi obiad. Wiesz która jest godzina? Prawie 17. — rzucił pretensjonalnie patrząc na nią.

— Z tego co pamiętam mieliśmy iść o 15. Ja zasnęłam, a ty zgaduje, że przyszedłeś dopiero niedawno i nie widząc mnie przylazłeś tutaj. — spojrzała na niego dobrze wiedząc, że ma racje. Gojo nic nie mówiąc wszedł do środka wymijając [y/n]. Rozejrzał się chwilę, a zauważając kota niemal nie przewrócił się o własne nogi gdy do niego biegł.

— Możesz go nie budzić? — zapytała groźnie stojąc za nim z skrzyżowanymi rękoma na piersi.

— Ale czy ty nie widzisz jaki on jest uroczy, a jaki zaskakująco podobny do mnie. Aż tak wielką masz obsesję na moim punkcie? — spojrzał na nią unosząc lewą brew.

— Chciałbyś. — prychnęła pod nosem. — Jak go tak bardzo polubiłeś to zajmij się nim przez chwilę, a ja pójdę się ubrać. — Satoru za bardzo zajęty czworonogiem nawet nie zareagował na słowa kobiety. Przewróciła oczami i zgarniając po drodze mundurek weszła do łazienki.

Białowłosy chcąc o coś zapytać obrócił głowę w stronę kobiety ale ostatecznie nie zapytał o nic. [y/n] nie zamknęła drzwi przez co było mu dane trochę się napatrzeć. Niby nie widział jakoś dużo, bo tylko kobietę w samej bieliźnie jednak nie potrafił odwrócić od niej wzroku. Zaśmiał się dosyć głośno pod nosem widząc, że kobieta nie potrafi poradzić sobie z zapięciem rozporka. [l/n] słysząc jego śmiech spojrzała w jego stronę.

— Zboczeniec! — krzyknęła trzaskając drzwiami. Po kilku minutach wyszła z łazienki już w pełni ubrana. — Idziemy. — stwierdziła krótko wychodząc z pokoju. I tak przez resztę drogi do jakiejś knajpki szli w milczeniu. A raczej ona, bo on wypytywał o dziwne rzeczy.

𝑻𝒉𝒐𝒔𝒆 𝒃𝒍𝒖𝒆 𝒆𝒚𝒆𝒔 ★ Gojo Satoru x f!readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz