Rozdział XII.

1K 50 16
                                    

Po niedługim spacerze znajdowali się już w środku przytulnej restauracji. Usiedli w rogu knajpki tam gdzie zasiadali za każdym razem, a już po chwili była przy nich kelnerka. — Pan Gojo, miło pana znowu widzieć. Rozumiem, że to co zawsze? —wypowiedziała zalotnie szeroko się przy tym uśmiechając.

— Panią również, tak tylko dwa razy. — podniósł dwa palce odwzajemniając jej uśmiech. [y/n] przyglądała się temu z dziwnym niesmakiem. Nieświadomie przeszyła kobietę piorunującym wzrokiem, a ta prychnęła tylko pod nosem co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Nie znała jej ale najwidoczniej Satoru tak.

— Nie bądź zazdrosna to tylko kelnerka, której nawet imienia nie pamiętam. — te słowa nie podziałały na nią za dobrze.

Nie była zazdrosna tylko poczuła się może trochę urażona?

W końcu tak całkiem niedawno to ją pocałował i miała wrażenie, że nie był to pocałunek od tak. Nie chcąc zagłębiać się w historię tych dwojga po prostu wzruszyła ramionami wpatrując się w szklankę wody, którą przyniosła kelnerka. Przez cały czas oczekiwania na jedzenie patrzył na nią. Można nawet powiedzieć, że przeszywał ją wzrokiem. Czuła ten wzrok, jak jej ciało staje się przez to ciężkie a w pomieszczeniu jakby zaczęło brakować powietrza.

Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy gdy kobieta przyniosła jedzenie, a mężczyzna skupił uwagę na niej. Kładąc talerze przed dwójką niby niechcący dotknęła go dłonią. [l/n] zrobiło się już niedobrze kiedy kobieta zaczęła głupio chichotać i przepraszać mężczyznę. Zmarszczyła brwi i nic nie mówiąc sięgnęła po pałeczki modląc się w duchu aby ta już odeszła.

Może była jednak zazdrosna?

— Czemu nic nie mówisz? — spytał z zaciekawieniem. Dobrze wiedział, że w jakiś sposób to na nią zadziałało i również wiedział, że będzie się tego wypierała.

— Jakoś nie mam ochoty na rozmowę. — rzuciła od niechcenia patrząc w talerz dużej miski zupy.

— W porządku, więc ja będę mówił a ty będziesz słuchać. — klasnął w dłonie i kontynuował swój monolog. Większości jego zdań nawet nie słuchała. Siedziała cicho zajadając się zupą, a po niej jego ulubionym deserem. Miał nosa do słodkości, deser naprawdę był wyśmienity. Po skończeniu posiłku wstała po prostu od stołu i wyszła na dwór. Gdy białowłosy zapłacił rachunek i pożegnał się z kelnerką wyszedł z restauracji.

[y/n] stała oparta o szybę paląc papierosa. Widząc Satoru rzuciła niedopałek na ziemię zgniatając go butem. — Myślałem, że już nie palisz. —spojrzał na nią gdy ta do niego podeszła.

— A jednak. —ruszyła przed siebie a mężczyzna dotrzymał jej kroku. — Czemu znowu nas ktoś obserwuje? — zanim jej odpowiedział stała już z wyciągniętym nożem przy szyi przeciwnika.

— Niesamowity refleks. — wyśpiewał mężczyzna.

Nie to nie był mężczyzna, przyglądając się temu mogła łatwo stwierdzić, że to nic innego jak klątwa. Niebieskie długie włosy związane na końcach. Ciało pokryte chyba szwami i dwie innego koloru tęczówki.

—Czego tu szukasz? — zapytała grzecznie nie opuszczając gardy, nie wiedziała z czym ma do czynienia i czy jak tylko opuści nóż nie zostanie przez niego zabita.

— Właściwie to wyszliśmy tylko na krótki spacerek i akurat dziwnym trafem trafiliśmy na was. — zaśmiał się gardłowo.

— [l/n] [y/n], Gojo Satoru. — wypowiedział z pełną powagą odsuwając się od kobiety.

— Nie krępuj się możesz wyjść. — krzyknął gdzieś, a chwilę po tym ukazał się drugi mężczyzna. Otworzyła szerzej oczy widząc kruczo czarne włosy i tunele w uszach. Widząc go całe jej ciało ogarnęła złość. Człowiek z daleka zauważyłby jak kipi od niej nienawiścią, pogardą i wszystkimi negatywnymi emocjami.

— Suguru Geto, jak śmiesz pokazywać mi się na oczy. — rzuciła głośno z pełną nienawiścią w głosie i już po chwili znajdowała się przy nim.

— Lepiej nic nie kombinuj chyba, że chcesz zamienić się w małą i jakże paskudną klątwę. — poczuła ścisk na szyi klątwy i obrzydliwy oddech na policzku.

— Mahito — wypowiedział to ze spokojem ale również rozkazem co jeszcze bardziej ją rozzłościło. Miała ochotę zabić ich oboje jednak zdawała sobie sprawę, że nie dałaby rady. Była silna, szybka i zwinna ale to nie wystarczyłoby na zabicie ich obu.

— Wedle życzenia. — klątwa puściła kobietę unosząc ręce do góry. — [l/n] [y/n] wiesz coś ci powiem, bo jakoś nigdy nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać. — ułożył jej rękę na ramieniu. — Jest taka pewna zasada, a mianowicie małpy głosu nie mają. — drugą dłonią złapał jej podbródek mocno go ściskając i przybliżając twarz do jej twarzy. — Dlatego zamknij się grzecznie, bo zginąć raczej nie chcesz. —uśmiechnął się obrzydliwie zaciskając mocniej rękę na ramieniu.

— Nie mieszaj jej w to. — kątem oka była w stanie zobaczyć jak Satoru trzyma teraz jego nadgarstek, a uścisk powoli znika.

— Satoru, nie mów mi, że będziesz chronił tej jakże bezużytecznej małpy. Nie jest nic warta. Bez przeklętej energii nie potrafi dosłownie nic. —zaśmiał się patrząc jej prosto w twarz. Nie była w stanie już nic więcej powiedzieć, zacisnęła mocno zęby wiedząc, że to co mówił było prawdą.

— Po prostu odejdźcie. — rzucił poważnie puszczając jego nadgarstek. Suguru patrzył przez chwilę na białowłosego nad czymś myśląc jednak zrezygnował.

— Idziemy. — Satoru ułożył teraz swoją dłoń na wcześniej zaciśniętym ramieniu. Jego dotyk nie był obrzydliwy, był wręcz kojący. Satoru nie mając już nic więcej do powiedzenia lekko popchnął kobietę aby ruszyła z miejsca. Dobrze wiedząc, że przybyli bez wcześniej wymyślonego planu i jakiegokolwiek wsparcia nie zrobiliby mu tak naprawdę nic. Jest w końcu nietykalny i tylko wybranym jest dane przełamać jego barierę.

Po marszu bez żadnego słowa w końcu znaleźli się w jej pokoju. — Możesz wracać do siebie, położę się już spać. — zrzucając dopiero teraz jego dłoń położyła się na łóżku odwracając głowę w stronę okna.

— Na pewno nie chcesz żebym został?

— Na pewno.

Według niego chyba była smutna, a przynajmniej na taką wyglądała. Nie miał zielonego pojęcia co ma zrobić. Czy faktycznie zostawić ją tak jak chciała czy może chociaż usiąść obok niej pokazując, że jest przy niej. Jego przemyślenia były trafne. W tej chwili czuła jak jej wewnętrzne dziecko wróciło. Może jednak nie była silna tylko było to jej złudne wyobrażenie. Może faktycznie te wszystkie lata treningów i wylanych łez nic nie dało i była tylko bezużyteczną małpą, którą wszyscy dookoła muszą chronić.

Satoru postanowił jednak zostać. Usiadł na rogu łóżka wpatrując się w jej profil. Dłonią sięgnął do jej policzka i delikatnie obrócił głowę. Otworzył delikatnie usta gdy na jej bladym licu zauważył kroplę łzy. Nigdy nie widział żeby uroniła chociażby właśnie jedną łzę, było to dla niego obce i teraz kompletnie nie wiedział jak tą sprawę ugryźć. Ona sama nie pamięta kiedy ostatni raz płakała, po wyjeździe z Tokyo stała się raczej oziębła na wszystkie sytuacje. Zawsze starała zachowywać się profesjonalnie. W Osace nie posiadała życia prywatnego, bo jej jedynym zajęciem była praca. Bywały jakieś przelotne romanse ale były one zazwyczaj pocieszeniem na jedną noc.

— Jestem bezużyteczna?

— Nie jesteś.

— Jestem. — rzuciła przymykając oczy. Nie wiedząc co ma jej powiedzieć pochylił się nad nią składając pocałunek na czole, nosie i na końcu w usta.

𝑻𝒉𝒐𝒔𝒆 𝒃𝒍𝒖𝒆 𝒆𝒚𝒆𝒔 ★ Gojo Satoru x f!readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz