Rozdział IV.

1.2K 56 1
                                    

Po trzech godzinach intensywnego treningu cała trójka opadła bez sił na ziemię. — Tylko na tyle was stać? — zapytała [y/n] kręcąc delikatnie głową na boki. Mimo wypowiedzianych słów była pod wrażeniem zdolności tych nastolatków.

— Może teraz [l/n] sensei pokaże nam swoje techniki. — powiedział zdyszanym głosem Itadori, a reszta pokiwała twierdząco głową.

— Właśnie może coś zaprezentujesz. — stwierdził kąśliwie białowłosy.

Przez całe trzy godziny nie odezwał się ani słowem a teraz próbuje ją sprowokować. To wcale nie tak, że nie chcę pokazać im co potrafi, po prostu jej zdolności od zawsze były dla niej pewnym tematem tabu na który nigdy nie chciała rozmawiać.

— No dobrze, może ujmę to w ten sposób. — złapała się za podbródek. — Nie posiadam żadnych technik. — rzuciła jak najbardziej obojętnie. — Nie jestem nawet w stanie zobaczyć nie zagrażających ludziom klątw. — wzruszyła ramionami i mogła przysiąc, że właśnie zobaczyła jak całej trójce opada szczęka na ziemię, nawet tak dobrze kryjącemu się Megumiemu. — Jedyne mogę się pochwalić umiejętnościami w walce wręcz jak i tej z broniami, ale to nie dzisiaj. Powiem tylko, że świetnie się dzisiaj spisaliście. — uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła na pięcie. Ruszając z miejsca mina od razu jej zrzedła.

Podejrzewała, że któryś z nich w końcu zapyta o to jakim cudem jest tak wysoko w swojej karierze ale łudziła się, że nie zostanie zapytana już na samym początku. Dopiero teraz przypomniało jej się, że w jej pokoju czeka kot, który pewnie obsikał już każdy możliwy kąt w jej pokoju. Jak najszybciej się dało kupiła w pobliskim sklepie trochę kociej karmy i wróciła do pokoju. Łapiąc za klamkę w duchu modliła się o brak przykrej niespodzianki. Powoli otworzyła drzwi i weszła do środka. Rozejrzała się powoli i jak na jej wieczne nieszczęście o dziwo wszystko było w porządku.

Wyciągnęła miseczkę z szafki wsypując trochę kociej karmy. Podniosła z łóżka swojego nowego lokatora i postawiła koło miski kucając obok niego. Sierściuch powąchał karme trochę jakby w niezadowoleniu jednak powoli zaczął się nią zajadać. [y/n] uśmiechnęła się pod nosem przyglądając się kotu. Okropnie przypomniał jej czepliwego mężczyzny i z ogromną chęcią pozbyłaby się czworonoga jednak serce jej na to nie pozwalało. Nie miała zielonego pojęcia czy jest to jakiś przybłęda czy może uciekł komuś z domu. Ale wygląda na to, że trochę ją polubił. Podniosła się na równe nogi i szybko przebrała w coś sportowego. O ile pamięć jej nie myliła gdzieś obok ich pokoi musi znajdować się salka do ćwiczeń.

Wyszła z pokoju, przeszła przez długi korytarz i zajrzała do pokoju bez drzwi. Bingo. Może dawno jej tu nie było ale zna na pamięć chyba wszystkie pomieszczenia w tej szkole. Przekroczyła próg sali od razu czując jak wspomnienia ją zalewają. Wylała tu mnóstwo potu, łez, a nawet krwi. Złapała dłońmi za długi kij do walki dobrze mu się przyglądając. Co prawda nie był to kij, którym walczyła dawno temu, bo te stare prawdopodobnie ktoś już połamał swoimi jeszcze nie opanowanymi technikami.

— Przyszłaś poćwiczyć? — powiedział mężczyzna stojący tuż nad jej uchem.

— Mógłbyś się nie skradać, Satoru? — spojrzała na niego z dołu lekko się odsuwając. Ubrany był w coś innego niż mundurek, a na oczach nie było opaski tylko czarne okulary opierające się na nosie.

— Może poćwiczymy trochę razem? — uśmiechnął się zadziornie łapiąc za kij.

— Niech będzie, przegrany stawia obiad. — wzruszyła ramionami również pokazując na twarzy chytry uśmiech.

Sama nie wie po co to robi. Nie chce się do niego zbliżać. Dobrze wie, że nie jest dobrą osobą. Ale dlaczego tak bardzo ją do niego ciągnie? Dlaczego musi być na niego skazana? Wraz z podniesieniem przez nią kija rywalizacja pomiędzy nimi właśnie się zaczęła. Jak zwykle musiał zacząć z impetem i atakować ją jak najszybciej potrafił. Nadążała blokować jego ruchy jednak męczyła się tym szybciej niż on sam swoimi atakami.

Gdy w końcu udało jej się go trafić kij odbił się od niego, że aż wypadł jej z rąk. Stała jak słup soli nie wiedząc co się właśnie stało. Otarła kroplę potu z czoła zadając sobie w kółko pytanie jak on to zrobił. — Zapomniałem ci powiedzieć, moje ciało czując zagrożenie nie pozwala mnie niczemu dotknąć. Tak w wielkim skrócie oczywiście, wybacz. — podrapał się po karku. [y/n] dalej stała, a słowa w żaden sposób do niej nie docierały. Myślała tylko o tym jak bardzo beznadziejna i słaba jest.

Przez te wszystkie lata można powiedzieć, że nie zrobiła nic szczególnego, a on TYLKO nauczył się jakiejś nowej techniki? Chodź raz w życiu myślała, że uda jej się go pokonać ale oczywiście nie tym razem. Czuła się beznadziejnie. Miała ochotę właśnie popłakać się jak małe dziecko i ze złości tupać nóżkami. Jednak zebrała się w sobie na tyle ile dała wzięła głęboki oddech i podniosła kij. Jej duma nie pozwalała na to aby odsłonić swoją słabą stronę przed wrogiem. Stanęła w pozycji gotowej do walki. — Nie będziemy się chyba teraz mazać jak małe dzieci prawda?

𝑻𝒉𝒐𝒔𝒆 𝒃𝒍𝒖𝒆 𝒆𝒚𝒆𝒔 ★ Gojo Satoru x f!readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz