Rozdział 4

873 42 4
                                    

 Spędziłam kilka super przyjemnych dni z mamą i Arturem, w końcu mój brat i ja mieliśmy między sobą tylko dwa lata różnicy.

Odwiedziłyśmy jeden z przydrożnych barów, gdzie serwują najlepsze steki wołowe jakie jadłam w życiu, dobrze było sobie przypomnieć jak to jest zjeść bez pośpiechu dobrze przyrządzone jedzenie, jednak nic nie przebije dań mamy jakie robi na co dzień, jej mistrzowskie zapiekanki. Dosłownie potrafi zrobić je ze wszystkim co ma w lodówce a i tak będzie pyszne.

Zakończyłam również tłumaczenia drugiej książki i zaczynałam właśnie trzecią, gdy Artur wraz ze swoim kolegą Simon'em wchodzą do domu.

Leżę rozwalona w salonie.

- Hej, chłopaki. - witam się. - Mama poszła do Meg, zapiekanka jest w piekarniku, obiad za piętnaście minut.

Nic mi nie odpowiadają, tylko patrzą na mnie zdziwieni.

- Od kiedy gotujesz? - pyta Simon. - Jak ostatnio sprawdzałaś swoje umiejętności to spędziliśmy cały dzień w kiblu.

Wywracam oczami.

- Nie zrobiłam tego celowo, to raz, - podnoszę jeden palec, aby za chwilę unieść drugi – a dwa, mama zrobiła zapiekankę i teraz się tylko piecze. Tego nie można spieprzyć.

Spoglądam na nich, gdy oddychają z ulgą.

Mierzę Simon'a zaskoczonym spojrzeniem.

Gdy go ostatnio widziałam miał chyba z dziesięć kilo nadwagi za długie włosy i zawsze lekko spuchnięte oczy oraz zarumienione policzki. Zamiast tłuszczu, który mu się odkładał w jego boczkach, patrzę na przystojnego faceta z wyrobionymi bicepsami i pewnie sześciopakiem na brzuchu.

Odchrząkuję, odwracając wzrok z powrotem na ekran laptopa z jedenastym rozdziałem. Ciężko mi pracować tylko na jednym monitorze, ale za kilka dni wracam do swoich obowiązków w Nowym Yorku i nie będę już miała problemu z wygodą pracy. Nie żeby przeszkadzały mi poranne śniadania, pyszna kawa, zapiekanki mojej mamy oraz wypieki.

Plus szefowa pisze mi e-maile pochwalne co do tego, że tak szybko mi idzie z tłumaczeniem. Sama nie wiem jak to zrobiłam, ale udaje mi się to bezstresowo i nie skupiam się, aż tak na perfekcji, sama mi wychodzi. Chyba sama potrzebowałam odpocząć od natłoku i pędu miasta.

Sprawdzam godzinę na zegarze umieszczonym na kominku w salonie.

Osiemnasta.

Za chwilę wróci mama na kolację, może przyjdzie z Meg.

Wstaję, aby zastawić stół, ale najpierw zapisuję plik.

- Simon, zostajesz na kolację? - pytam spokojnie niby się tym nie przejmując, ale facet zrobił na mnie ogromne wrażenie co do przemiany swojego ciała, ciekawe tylko, czy i zmieniło się coś w jego materii podejścia do życia.

- Chętnie – uśmiecha się do mnie pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.

Szykuję zastawę na pięć osób, nie pomyliłam się, bo Meg również wpadła do nas na kolację. Mama otworzyła wino, pomimo tego, że bierze leki wypiła pół kieliszka, a raczej sączyła do towarzystwa.

Mikael

- Dostawa dotarła bez szwanku, jutro pójdzie do rozprowadzenia – Jack zdaje mi raport, jednak nie jestem tak skupiony jak zawsze. - Pójdzie do klubów na Manhattanie, abyśmy mieli nad tym kontrolę, a później na całe miasto, co o tym myślisz?

Myślę, że to zajebisty pomysł.

- Tak, może być tak jak proponujesz. - odpowiadam po chwili udawanego zastanowienia. - Nie znaleźli jej?

Panna Gangstera, Rosie PoseyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz