Rozdział 10

625 39 1
                                    

Dzień dobry, na początku chciałabym Was poprosić o gwiazdki i komentarz co myślicie o historii <3

Powoli rozwija się w kierunku, który założyłam, więc liczę na konstruktywną krytykę tego co jest złe oraz tego co Wam, Moim Czytelnikom się podoba :)

LeaiaW

Mikael

Jack już na mnie czekał.

- Są w środku.

Ma na sobie motocyklową kurtkę i spodnie.

- Liczysz, że dzisiaj nie rozwalimy nikomu łba? - pytam go wysiadając z auta.

- Romero by cię rozszarpał, gdybyś to zrobił.

Kiwam głową reszcie naszych żołnierzy i wchodzimy do baru, w którym jest tylko jedna kelnerka i barman. Jedna z ich dziupli.

- Mikael – wita mnie Aldo – Jak dobrze cię widzieć.

Unoszę jedną brew i patrzę na mężczyznę przed czterdziestką ze zmierzwionymi czarnymi włosami i zdradliwym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu. Meksykanin, brakuje mu tylko sombrerro.

- Aldo – odpowiadam mu z dystansem.

Marco Diaz wstaje ze swojego miejsca i podaje mi rękę. Obaj mężczyźni są do siebie podobni wiekiem, jednak widać sporą różnicę. Nie tylko w wyglądzie, bo w końcu Marco, jako ten starszy, jest też bardziej opanowany, to ma krótkie ciemne włosy oraz czarne oczy.

- Marco, Aldo dobrze was widzieć, nie wiem którego bardziej. Słyszałem o ostatniej waszej strzelaninie na Manhattanie. Może byście ogarnęli dupy i łaskawie nie strzelali do siebie na nie swoim terenie? - pytam ich ostro.

Pomimo mojego wieku, mają do mnie szacunek, nie bez powodu Romero powierzył mi większość obowiązków capo. W końcu i ja nim zostanę.

- Taka mała strzelanina, chcieliśmy z Marco sprawdzić zasięg nowych pocisków – odpowiada beztrosko Aldo.

Idiota.

- Manhattan to nie wasz teren. - Przypominam. - Jeszcze raz usłyszę choćby dźwięk odbezpieczanej broni, to będziecie wywozili swoich ludzi w czarnych workach, szczególnie ty, Aldo. Marco ma jeszcze tę krztynę szacunku do Daniello, że sam nie zaczyna waszych potyczek.

- Cały Nowy York jest twój. My tylko bawimy się w wojnę, co nie Marco?

Podnoszę brew.

Marco nie wygląda na takiego co ma ochotę dyskutować na temat tego kto zaczął.

Czasami zastanawiam się kto wybrał Aldo na swojego capo, gdy za każdym razem przypominam sobie, że tytuł przeszedł na niego z ojca.

Marco to jak przypominałem sobie zupełna inna historia. Darzę go szacunkiem, że swoją ciężką pracą osiągnął tak wiele w przestępczym świecie.

- Jako egzekutor Daniello Romero możemy porozmawiać zupełnie inaczej Aldo. - Oznajmia Jack. - Nie bawimy się w słowne utarczki i nie sięgamy po broń.

- Przypomniałeś mi o czymś ważnym, Jack.

Patrzy na mnie zdziwiony.

- Pamiętasz tę sytuację sprzed trzech dni?

Pojmuje od razu.

- Jak się ma twój człowiek, Aldo? - Pytam. - Niezbyt poturbowany?

- O czym ty mówisz? - pyta zaskoczony mężczyzna.

Milczący dotąd Marco odzywa się.

- To był mój człowiek. Czuje się całkiem dobrze wąchając kwiatki od spodu. To się więcej nie powtórzy. Miałem problem z lojalnością, ale dzięki tobie został zażegnany. - No tak, czasem ci dwaj mi się mylą.

Panna Gangstera, Rosie PoseyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz