Rozdział 8

665 33 1
                                    


Przepraszam za opóźnienie!

 Po telefonie jaki dostałam od swojego brata nie jestem w stanie poruszyć się nawet o centymetr.

Mama zmarła.

Dzisiaj.

A mnie przy niej nie było.

Artur poprosił mnie o przyjazd i o pomoc w przygotowaniach do pogrzebu. Nie miałam najmniejszego zamiaru zostawiać go z tym samego. Dlatego tylko jak skończyliśmy rozmawiać zadzwoniłam do Alice i powiedziałam jej o wylewie mamy, że nie żyje i muszę wziąć kilka dni wolnego w celu pozamykania spraw i organizacji pogrzebu. Nigdy nie zadzwoniłam do niej w sobotę, odebrała, wiedząc, że to na pewno coś ważnego. Oczywiście bez zastanowienia się na to zgodziła. W międzyczasie pakowałam się. Po chwili otumanienia włączył się we mnie tryb obojętności. Muszę się dostać do Elizabeth, najlepiej najwcześniejszym pociągiem jaki będzie tam jechał. Nie musiałabym się gnieść w nim, gdybym przystała na propozycję brata, który chciał mi dać swoje stare auto, żebym mogła do nich przyjeżdżać. Nie zgodziłam się, bo miejsce parkingowe w mojej okolicy jest za drogie. Auto by stało przez większość czasu.

Dzisiaj tego bardzo żałuję.

Dzwonię do Camill'i, wiem, że równie dobrze mogłabym zadzwonić do Ronnie, która pewnie mogłaby odebrać ode mnie telefon, jednak stwierdziłam, że w tym momencie bardziej sensownie jest porozmawiać z Camillą, ponieważ myśli bardziej racjonalnie niż emocjonalna Ronnie, która emocje wyłącza tylko w pracy. W tym momencie jednak potrzebuję pocieszenia, a nie torpedy emocji jakie przewalą się przez dziewczynę, bo ona również była związana z moją mamą. Spędzała u nas wakacje podczas studiów i pracowałyśmy raz w kawiarni niedaleko mojego domu. Rodzice Ronnie byli bardzo zajętymi ludźmi.

- Rosie? - Camilla odbiera, a w tle słyszę szum szpitala. - Coś się stało?

Coś we mnie pęka.

- Moja mama miała wylew, Meg znalazła ją leżącą na podłodze w kuchni, zdążyła wyciągnąć ciasto z piekarnika, szarlotkę, wyłączyła go i musiała słabo się poczuć – wypluwam słowa jak z karabinu. - Jadę do Elizabeth, pociąg mam za jakieś trzydzieści minut.

Biorę do ręki ładowarkę i wrzucam ją niedbale do torebki.

- Tak mi przykro, Rosie – mówi zasmucona, ona też uwielbiała moją mamę. - Mogę coś dla ciebie zrobić?

- Przyjedziesz na pogrzeb? - pytam cicho.

- Będę, porozmawiać o tym z Ronnie? - Pyta.

Za dobrze mnie zna.

Wie, że jak będę musiała to powiedzieć Ronnie to się rozkleję i nie pojadę do domu rodzinnego.

- Proszę.

Rozłączamy się chwilę po tym, a ja wychodzę z mieszkania, zamykając je na cztery spusty. Nie wiem za ile następnym razem się tu pojawię, co prawda wzięłam tydzień wolnego, ale prawdopodobnie przejdę na pracę zdalną i zostanę w miasteczku trochę dłużej.

W końcu się zbieram w sobie i wyciągam telefon na stacji. Zaczynam w nim pisać wiadomość:

Rosie: Wyjeżdżam, mama zmarła. Muszę zająć się pogrzebem i wesprzeć brata i ciocię Meg. Odezwę się, gdy wrócę do miasta.

Kątem oka zauważam ruch na stacji kolejowej, co prawda jest tu całkiem sporo ludzi, jednak wiem, że to jest jeden z tajnych ochroniarzy Mikael'a, pilnujących mojej osoby.

Na stację kolejową wjeżdża pociąg do mojego rodzinnego miasta. Jestem pewna, że Costello już wie, że jestem w pociągu i wyjeżdżam z Nowego Yorku. Zresztą sama mu to napisałam. Nie przejmuję się tym teraz. Moja mama nie żyje, Adrianna, pocieszycielka i oparcie w moim nastoletnim życiu.

Panna Gangstera, Rosie PoseyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz