XXII. Blood

248 31 38
                                    

- Już sobie nie zasłużenie odpocząłeś? - roześmiał się brunet. - Tyle złego narobiłeś, a oni dalej martwią się o ciebie. Chyba nigdy nie rozumiałem miłości i nigdy nie zrozumiem.

- Od kogo oberwałeś? Nie wspomnieli mi o tym - zignorował go.

Blondyn dowiedział się, że przespał dwie doby, a i tak proces regeneracji powinien trwać dłużej. Czuł się okropnie. Słowa Hyunjina, choć bardziej czegoś, co się za niego podawało wciąż huczały mu w uszach nie mogąc zostawić go w spokoju. To była jedna z dwóch emocji, których nie potrafił się wyzbyć z umysłu. Ból. Przeklęty ból przez szczerą prawdę, jakiej nikt mu nigdy nie powiedział. Drugą była miłość. Bo mimo wszystko pierwsze o czym pomyślał po otworzeniu oczu był jego ukochany. Osoba, dla której nie zamierzał się poddawać. Jeszcze nie teraz. Najpierw musiał go odzyskać, później skupić się na sobie, jeżeli w ogóle na to zasługuje.

Kiedy po protestach i prośbach reszty domowników w końcu udało mu się dostać do piwnicy nie spodziewał się ujrzeć ich więźnia z obitą twarzą. Nogi ugięły mu się widząc tą perfekcyjną buzię w takim stanie, ale szybko otrząsnął się nie chcąc dać mu znów satysfakcji z jego słabości. Chłopak ostatnio próbował go złamać i mu się udało. Uderzył z najczulsze punkty, by wygrać walkę między nimi, lecz tym razem szedł przygotowany. Pokazanie mu słabej strony było jego najgorszym błędem i przez to stracili więcej czasu. Nie ważne jak miał zostać zraniony liczyło się nie okazanie tego wprost.

- San z jakiegoś powodu stoi po twojej stronie. Przedstawiłem mu fakty, a on zamiast swojego ponad siedemdziesięcioletniego przyjaciela wybrał osobę będącą największym problemem tutaj - odparł chłodno. - Wszystkim zamydliłeś oczy, ale to kwestia czasu aż zrozumieją. Aż staniesz się dla nich nikim, jak dla mnie.

- Jeśli jestem nikim to po co chciałeś mnie u swojego boku?

- Bo potrafiąc spowodować taki chaos jako człowiek, po oddaniu się w objęcia ciemności byłbyś niepokonany. Może stałbyś się kimś, kogo naprawdę bym pokochał.

Felix odganiając niechciane łzy podszedł pewnym krokiem do mężczyzny i kucnął przed nim, by ich twarze były na jednej wysokości. Nie zważając na obrzydzony i pogardliwy wzrok bruneta ułożył dłoń na jego chłodnym poliku delikatnie go pocierając. Uśmiechnął się smutno, po czym zbliżył się i ucałował blade czoło Hwanga. Pozostał chwilę w takiej pozycji na moment czując, że starszy jest przy nim. Wiedząc, iż ten na pewno się nie wyrwie pozwolił sobie wtulić w tak znajome ciało zupełnie obcej mu osoby. Co go zdziwiło nie odebrał żadnej negatywnej reakcji. Żadnego nerwowego drgnięcia, czy komentarza. Nic. Obojętność, która go dobijała, ale też dala poczucie, że może nadal nie wszystko stracone.

- Wiem, że gdzieś tam jesteś i nie pozwolę Ci zniknąć, rozumiesz? - wyszeptał patrząc mu w oczy. Czarne oczy, nie wyrażające ani odrobiny przejęcia. - Choćbym miał zginąć po raz kolejny i już nie wrócić, tobie na to nie pozwalam - stwierdził odsuwając się lekko.

I wtedy to poczuł. Na ułamek sekundy w zamęcie wewnątrz głowy Hyunjina zrobiło się ciszej. Tak, jakby starał się przeciwstawić siłom wyższym od niego. To był sygnał, którego nie mógł przegapić. Od razu uspokoił zmysły i skoncentrował je na kolejnej próbie. Nadal gubił się w tym labiryncie bez poprawnej ścieżki, lecz teraz coś było inne. Nie umiał przedrzeć się przez całe to zamieszanie, to się nie zmieniło. Wydawało mu się jednak, że jest łatwiej. Czuł obecność ukochanego, nawet jeśli była ona strasznie nikła. Odciął się parę minut później od cudzych emocji i uchylił powieki nie dowierzając. Wpatrujące się w niego tęczówki przebłysnęły błękitem. Nie trwało to długo, lecz nie miał zwidów. To był ten kolor, ten w którym tonął każdego dnia.

𝓕𝓪𝓵𝓵𝓮𝓷: 𝓐𝓻𝓸𝓼𝓮  ~Hyunlix~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz