Rozdział 25. Lorena, Dima

8.3K 358 45
                                    

Dima zaparkował na dużym parkingu pośród innych samochodów. Na około nas zrobiło się niezłe zgrupowisko zarówno mężczyzn jak i kobiet. W tej chwili straciłam całą pewność siebie, ale Dima czule pogłaskał mnie po ręce, a ja powoli odkrywałam się na niego. Zaczyłam wierzyć w to, że w końcu możemy się dogadać. Przecież chyba nie mogło być tak źle?

– Dasz radę, Śnieżko – puścił mi oczko i wyszedł z samochodu pierwszy, a za moment otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść.

Chwycił mnie mocno w talii i przycisnął bliżej siebie. Rozległy się krzyki, jęki i piski zachwytu. Kobiety reagowały na niego, jakby był dla nich bogiem. Nie byłam zazdrosna, ale nierozumiałam takiego zachowania, tej dzikiej fascynacji. Rozumiem, Dima był przystojny, ale żeby reagować na niego w aż taki sposób?

– Czemu one reagują na ciebie tak, jakbyś był jakiś bogiem – on tylko lekko się uśmiechnął i zaczął prowadzić mnie przez tłum w stronę jakiegoś baru.

– Bo dla nich nim właśnie jestem. Za małolata wygrywałem każdy wyścig, który odbywał się na ulicach Sydney, kotku – prychnęłam. On naprawdę był mocno zapatrzony w siebie.

– Jesteś mocno narcystyczny – odparłam, gdy mocno pchnął drzwi od baru napełnionego po brzegi ludźmi.

– Dima! Kogo moje oczy widzą! – młody mężczyzna za barem szeroko uśmiechnął się, gdy zobaczył mojego męża.

– Colby! Ty dalej w tym samym miejscu – zaśmiał się. Teraz czułam się jakby Dima wcale nie był mafiozem, a ja jego żoną. Czułam się jak zwykła dziewczyna, którą zawsze chciałam być. Odkrywałam też, że mój mąż choć wcale mi się nie wydawało miał całkiem normalne życie. Cieszyłam się, że chociaż on go zasmakował i dawał taką szansę mi.

– Poznaj to moja żona, Lorena – przestawił mnie i oboje usiedliśmy na dwóch, wolnych ostatnich miejscach przy barze.

– Witam piękną panią, Colby jestem. Przyjaciel  twojego męża – uśmiechnęłam się i przedstawiłam. Bar wyglądał jak wyciągnęty z filmów. Dominowało drewno, w telewizorach puszczone mecze i wyścigi. Wszędzie motywy Australii, drewniane figurki kangurów, koali i zwierząt zamieszkujących Australię. To miejsce miało w sobie coś, co po prostu czyniło je jedyny w swoim rodzaju.

– Co dla was? – zapytał, polerując szklane szklanki do piwa.

– Dla mnie nic, ja dziś nie pije, zostawiam to swojej żonie – zdziwiłam się, że Dima podszedł do tego na takim luzie. W mojej rodzinie na kobiety pijące alkohol w miejscu publicznym nie patrzyło się przychylnie. Chyba musiałam wreszcie nauczyć się, że nie jestem już w domu rodzinnym.

– Może jedno, małe piwo – odparłam. Nie chciałam się dziś upijać. Potrzebowałam procentów jedynie do wyluzowania się.

– Wiesz, że mówiłem serio? Masz prawo do wypicia czegoś mocniejszego, jeśli masz na to ochotę. Będę cię pilnował, jednak nie chciałbym bym musiał nieść cię nieprzytomną do samochodu. Jednak ufam ci w tej kwestii.

– Po prostu... To wszystko jest dalej dla mnie trudne – wypuściłam wolno powietrze wpatrując się w jego oczy.

– Jesteś dorosłą kobietą, w Bratvie są nieco inne zasady niż w twojej rodzinie. Musisz w końcu do tego przywyknąć – pokiwałam głową. Miał rację. Koniec z rozmyślaniem co by było gdyby.  Teraz nie byłam pod wpływem ojca, brata ani mamy. Czas poznać inne życie, na które mi pozwolono.

– Wiem – przytaknęłam.

– Piwo dla pięknej pani prosto z beczki – Colby naprawdę wydawał się spoko gościem i w dodatku nie był zamieszany w te wszystkie brudne sprawy.

– A więc to jest twój bar? – zapytałam z czystej ciekawości.

– Tak. Kiedyś tu pracowałem jako gówniarz. Dorabiałem sobie na zmywaku, bo w domu się nie przelewało. Tamten szef był dla mnie jak ojciec, którego nie miałem. Pomagał mi, często kupował rzeczy do szkoły, gdy mamy nie było na nie stać. Gdy zmarł obiecałem sobie, że muszę przedłużyć pamięć o nim. Stwierdziłem, że kupię to miejsce, ale w testamencie okazało się, że mi je przepisał, tak więc tak, to jest mój bar.

Nastała niewygodna cisza, bo mnie zamurowało. Ten facet naprawdę przeszedł bardzo dużo, a pomimo tego się nie poddał. W tym momencie moje problemy wydawały się dla mnie takie błahe.

– To... Nie wiem co powiedzieć – odparłam po chwili.

– Wiem, wszyscy tak reagują. Rozumiem – uśmiechnęłam się lekko. Zaczęłam powoli pić piwo.

– O której się ścigasz? – zapytał Colby.

– Gdzieś za pół godziny – odparł Dima, a ja automatycznie spojrzałam na zegar i upiłam kolejny łyk piwa, gdy rozległ się wybuch i piski. Coś jakby poszło w powietrze. Spojrzałam przestraszona na Dimę, gdy ten wyjął broń.

– Zostań tu z Colby, sprawdzę co się stało – otworzyłam szerzej oczy. Nie miałam zamiaru zostawać tu bez niego.

– Nie w tym życiu, idę z tobą –  powiedziałam pewnie, choć obleciał mnie strach.

– Lorena, nie dyskutuj. Zostawiam cię pod dobrą opieką – spojrzałam na jego przyjaciela, ale po jego twarzy wyczytywałam, że sam nie był przekonany co do jego słów. No po prostu świetnie!

A Dima po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą w barze, gdy na zewnątrz słyszałam wybuchy.

Spojrzałam niepewnie na przyjaciela mojego męża. Kiwnął do mnie ręką, bym weszła za bar, więc to uczyniłam. Czekałam aż Dima wróci i miałam nadzieję, że w tym czasie nikt nie postanowi wejściu tu i zacząć strzelać do wszystkiego, co stanie na jego drodze. Starałam się myśleć pozytywnie, choć w głowie stawały mi obrazy z kawiarni, w której straciłam swoją siostrę. Wtedy zaczynało mnie paraliżować.

Nagle ktoś wyciągnął mnie zza baru. Colby zaczął protestować, ale ktoś trzymał go od tyłu. Wszystko działo się tak szybko. Poczułam mocne uderzenie i upadłam, a później pamiętałam tylko szpitalne lampy, gdy gdzieś mnie wieziono i krzyki lekarzy, bym nie odlatywała.

Dima

Podniosłem się ze szpitalnego krzesła, gdy lekarz, który operował Lorenę wyszedł z sali operacyjnej.

– Operacja poszła dobrze, ale istnieje szansa, że będą powikłania po uderzeniu. Pana żona została mocno popchnięta i uderzyła głową o róg, a później o płytki. Opowiem panu wszystko na spokojnie, gdy tylko zrobimy badania po przebudzeniu pacjentki, ale miała naprawdę dużo szczęścia

Kilka godzin później

Udało mi się wejść do sali, gdy Lorena wybudziła się po operacji. Byłem na siebie wściekły, że tak łatwo ją naraziłem. Miałem ochotę wszystko rozpierdolić, bo obiecałem, że będzie bezpieczna, a on teraz leżała w szpitalu po operacji.

– Ma pan pięć minut. Proszę nie przedłużać, pana żona potrzebuje dużo odpoczynku – pielęgniarka podawała mi wytyczne, a ja biłem się z myślami. Jak mogłem dać się tak łatwo podejść.

Zacisnąłem pięści, gdy zobaczyłem ją bezbronną leżąca w szpitalnym łóżku. Była blada i brakowało w niej błysku, który zawsze z niej bił. Kurwa.

Lorena spojrzała się na mnie z dziwnym strachem w oczach. Nie wiedziałem o co jej chodzi dopóki nie wypowiedziała jednego zdania :

– Kim pan jest?

____________________________________

No to się porobiło! 🤯

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz