Rozdział 45. Dima

6.3K 262 9
                                    

Dwie sceny 18+, jedna dość spicy.
Miłego czytania!

***

 
Jeśli ktoś myślał, że moje życie było trudne przez to skąd pochodziłem i co robiłem, to był w błędzie. Ktoś kto od małego jest wychowywany w takim, a nie innym środowisku nigdy nie będzie żałował tego co robi. Śmierć nie była dla mnie niczym niezwykłym. Każdy kiedyś jej doświadczy, takie były realia, ale ja się jej nie bałem. Bardziej niż końca życia na Ziemi obawiałem się tego, jak je przeżyje. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co jest po drugiej stronie. Nie obchodziło mnie to. Wiedziałem, że taka jest egzystencja ludzkiego życia.

Dlatego, gdy teraz jeździłem po skórze gorącym węglem nie czułem zupełnie nic, oprócz chęci zemsty. Miałem przed sobą chuja, który odpowiadał za wszystko co działo się w tamtym domu i za krzywdę mojej Śnieżki. Wiedziałem, że będzie cierpieć długo i boleśnie, dlatego dawkowałem dla niego wszystkie atrakcje. Rozpoczynając od tych, które miały go niszczyć, powoli aż do cna. Zaciskał zęby, gdy najeżdżałem węglem po naciętych nożem ramach.

– Wyśpiewasz coś wreszcie? – zapytałem pierwszy raz. Był wytrzymały, ale to nie było dla mnie przeszkodą. Wiedziałem, że każdy ma swój czuły punkt, a jeśli go nie posiada to wystarczy odpowiedni rodzaj bólu.

Zaśmiał się przyśmiewczo. Zły krok.

– Jeśli nie ty, to może twoja matka – warknąłem. – Całkiem niezły domek urządzony na przedmieściach Moskwy. Co myślisz Anton?

Zapytałem kuzyna operającego się o ścianę za nami.

– Ona nic dla mnie nie znaczy – wyrzucił wreszcie z siebie i ryknął klnąc na wszystko, gdy malutkie odłamki węgla skruszyły mu się na otwartej ranie.

– Rodzinne zdjęcia na kominku mówią co innego.

Wstałem z krzesła, by podejść do Antona, a w tym czasie zajął się nim jeden z moich ludzi.

– Milczy jak zaklęty – wtrącił cicho.
Przyznałem mu rację. Zazwyczaj śpiewali wszystko, gdy zdali sobie sprawę w jak chujowej sytuacji się znaleźli. Jednak on dobrze wiedział z kim miał doczynienia, a pomimo tego dalej nie mówił nic przydatnego. A ja nie wiedziałem kim on do chuja był.

– Będzie trupem prędzej czy później – odparłem. – Jedź do Sary i Liwki, dam sobie radę.

– Wiem, gdybym tego nie wiedział, nie byłoby cię tu – co za szczerość.

Nie powiedziałem nic już więcej, tylko znowu usiadłem na tym samym krześle co parę minut temu.   Facet nie miał już wszystkich zębów, a usta były rozcięte.

– Ty Szczerbatek chcesz swoje zęby z powrotem? – zawołał Sasza, czym rozbawił wszystkich wokół. I rzeczywiście podszedł do niego z woreczkiem pełnym zakrwawionych zębów.

– Twój ostatni posiłek – odparłem domyślając się co chodziło mu po głowie. Oprócz woreczka z zębami miał ze sobą wrzącą wodę w szklance. Wstałem z krzesła, zwalniając mu miejsce.

Tak jak się domyślałem. Kazał popijać mu swoje zęby wrzątkiem. Gdy krzyczał, kontynuował przesłuchanie.

– Twoja żona przyjechała – wpadł do środka jeden z ludzi, a ja uświadomiłem sobie, jak źle, by było, gdyby tutaj weszła.

Zmieniłem szybko koszulę i narzuciłem na siebie płaszcz. Spalona część domu wyglądała coraz lepiej. Budowlańcy uwijali się jak mrówki, w końcu za to im płaciłem. Wyszedłem z piwnicy, by idealnie spotkać moją żonę, która wróciła od fryzjera.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz