Rozdział 35. Lorena

6.4K 272 13
                                    

Było mi wstyd. Najzwyczajniej w świecie czułam się jak głupia idiotka, bo to mój mąż po dwóch operacjach pocieszał mnie, a nie ja jego. Tylko, że ja nie byłam tak twarda jak on i to ja miałam osiemnaście lat. Jednak w tej właśnie chwili nie chciałam myśleć o tym, co się działo na randce. To była przeszłość. Teraz chciałam dać szansę nam. Mój mąż żył, to było najważniejsze. Resztę miałam gdzieś.

– Mocno cię boli? – zapytałam widząc jak się krzywi przy większym ruchu.

– Mogło być gorzej, Śnieżko – syknął. W każdej chwili, gdy widziałam jego ból na twarzy miałam ochotę zawołać pielęgniarkę, by podała mu leki przeciwbólowe, ale on jak osioł uparł się, że nie będzie faszerował się lekami. Twierdził, że nie takie coś w swoim życiu przeżył.

– Lekarz powiedział, że za kilka dni będziesz mógł wrócić do domu – dom bez niego był jakiś pusty. Nie umiałam w nim funkcjonować, gdy nie czułam wokół siebie jego perfum. Myśl, że on był w szpitalu, a ja w domu dobijała mnie jeszcze bardziej. Trudno mi było zasnąć bez niego. Brakowało mi jego przytulenia i czułych słówek, którymi mnie karmił przed snem.

– Z przyjemnością do ciebie wrócę. Sala wryła mi się w pamięć – widziałam, że próbował pocieszyć mnie, ale wiedziałam, że on sam nie jest przekonany w to co mówi. Jego to nie śmieszyło, a mnie tym bardziej.

– Dima proszę, nie musisz udawać przy mnie, że nic cię nie boli – spojrzałam mu w oczy.

– Czasem trzeba kłamać – skomentował cicho.  Westchnęłam głośno. Czemu musiał być tak uparty?

Pięć dni później

– Tęskniłem – odparł, gdy leżeliśmy wtuleni w siebie w dniu, w którym wrócił do domu. Po całym salonie roznosił się dźwięk skwierczącego, palącego się drewna. Za oknem padał śnieg, a w tle puściłam świąteczne piosenki. Cieszyłam się, że Dima zdążył wrócić przed świętami do domu, które odbywały się u nas, patrząc na okoliczności.

– Za mną czy za domem? – zapytałam uśmiechając się.

– Za tobą, Śnieżko.

– Miałbyś jakieś życzenie co do prezentu świątecznego? – zapytałam z ciekawości. Nie wymyśliłam jeszcze nic, zresztą nie miałam czasu nawet nad tym myśleć.

– Sama wymyśl – odparł zamyślony. Miałam wrażenie, że odkąd wrócił ze szpitala cały czas o czymś myślał. Nie chciałam pytać co go trapi, ale odczułam zmianę w jego zachowaniu. Sama nie wiedziałam czy na złe czy na dobre.

– Zostało mało czasu, trudno mi będzie wymyślić coś oryginalnego – spojrzałam w jego oczy. On tylko lekko się uśmiechnął. Chyba mało go to obchodziło.

– Pomyśl kochanie, to nie musi być nic wartościowego. Wystarczą słowa – przełknęłam głośno ślinę. Domyślałam się o jakie mu słowa chodziło, ale nie wiedziałam czy czuję to, czego on oczekuje.

– Zobaczę jak wyjdzie w praniu – odparłam lekko zmieszana wtulając się w jego ciało, od którego biło przyjemne ciepło. Chwycił mnie mocniej, bym nie spadła i położył na sobie. Jednocześnie syknął, a ja od razu chciałam wstać, ale mnie powstrzymał.

– Dam radę, irytuje mnie to, że cackasz się za mną jak z dzieckiem. Cieszy mnie, że się o mnie boisz, troszczysz, ale jestem silnym facetem i dam sobie radę – starałam się uwierzyć w jego słowa,  ale coś marnie mi to wychodziło.
Bałam się, że coś jeszcze mu się stanie, a co gorsza, że zrobię mu to ja.

– Jakiś ty uparty, panie silny – zirytowałam się, a on pocałował mnie w kącik ust.

– A ty cały czas marudzisz – zbyłam jego słowa. Może i miał rację, ale przynajmniej ja miałam powód.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz