Rozdział 15. Lorena

8.4K 357 58
                                    

– Dzień dobry – powiedziałam wchodząc do jadalni. Dima szedł koło mnie w czarnym golfie i równie ciemnymi spodniami w kant. Nie wiedziałam co przyniesie ten dzień, na pewno bałam się tego co zrobi mój mąż, jego kuzyn i mój brat. To wszystko mnie przerażało.
Od wczoraj ze stresu bolała mnie głowa i nic nie pomagało. Nawet tabletki, które zawsze brałam. Dima odsunął mi krzesło, a Sara uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Zapewne wiedziała o wszystkim. Odwzajemniłam lekki uśmiech, chociaż wcale nie miałam na niego ochoty, ale tego ode mnie wymagano. Wiecznego zadowolenia i ślepego zakochania w mężu. Zaczęła się spokojna rozmowa, w której nie uczestniczyłam. Tylko lekko się uśmiechałam i potakiwałam, gdy wymagała tego sytuacja.

– Jutro jest bal. Pomyślałam sobie, że może pomogłabyś mi pomóc w wyborze sukni? Pojechałybyś razem do butiku – nie miałam ochoty na zakupy, ale głupio było mi odmówić. Zresztą może takie coś mi się przyda.

– Z chęcią – odparłam cicho.

– Lecicie później do Australii? – zapytał Anton, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Dima spojrzał się na mnie.

– Wrócimy do siebie, a później polecimy do Australii – zwrócił się do mnie. Na naszym ślubie nie było moich teściów. Nie chciałam się pytać dlaczego, ale nie spodziewałam się, że tak szybko ich poznam.

Nigdy nie byłam w Australii. Prawdę mówiąc jedynymi krajami jaki odwiedziałam były Włochy i Kanada. Latanie było dla mnie katorgą i choć zawsze kochałam podróże, to strach przed wejściem do samolotu był jeszcze większy niż chęć zwiedzenia. Dodatkowo byłam zła, że dowiadywałam się tego przypadkiem. Gdyby nie Anton najprawdopodobniej dowiedziałabym się o tym w samolocie.

– Miło, że się dowiedziałam – wiedziałam, że nie powinnam tego mówić przy kimś, ale byłam zbyt zła, by się powstrzymać. Nie zaszczycił mnie żadnym spojrzeniem. Szczerze, było mi to już obojętne, przynajmniej w tej chwili.

Po śniadaniu wróciliśmy do swojego pokoju. Czułam jego obecność za sobą, do czego nie mogłam się przyzwyczaić. Od jakiegoś czasu zaczęłam lekcje rosyjskiego. Na szczęście dar do języków odziedziczyłam po mamie, ale opanowanie cyrylicy nie było dla mnie zbyt łatwe.

– Ile będziemy w Moskwie? – zapytałam starając się ukryć złość.

Cały czas byłam zirytowana tym, że traktował mnie jak naiwniaczkę, która nawet nie zasługiwała na to, by dowiedzieć się o wyjazdach. Cóż, może i moim głównym zadaniem było uśmiechanie się i rozkładanie nóg na skinienie głową, ale cholera, mój mąż traktował mnie jak powietrze. Byłam lalką, wcale mi się to nie podobało i chciałam mu o tym powiedzieć.

– Dalej będziesz traktował mnie jak powietrze? – zapytałam. Dima spojrzał na mnie, a ja poczułam się jakbym stała przed nim naga. Miałam wrażenie, że on czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Spłynęłam rumieńcem, od razu zawiesiłam wzrok w podłogę, by jakoś to ukryć. Byłam jednak niemal pewna, że to zauważył, a kąciki jego ust lekko się uniosły.

– Za trzy dni wracamy. Co chcesz powiedzieć przez to, że traktuje cię jak powietrze?  – zapytał. Wypuściłam syknięciem powietrze, gdy chwycił mnie za łokieć i odkręcił w swoją stronę, tak że odbiłam się o jego klatkę piersiową.

– Po co ci właściwie jestem? Dowiaduję się o wszystkim praktycznie chwilę przed, to mnie wykańcza – mówię szczerze. Ciarki przebiegły mi po plecach, gdy poczułam jego bliskość.

– Odniosłem wrażenie, że  traktowanie cię jak powietrze ci sprzyja – odpowiedział chłodno. Wyjął z barku wódkę, na której widok mnie skręciło. Nalał jej do kryształowej szklanki. Wrzucił kostki lodu, dwa plastry limonki i zalał tonikiem. Nawet się nie skrzywił, gdy upił pierwszy łyk.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz