6. Piękna jak sen.

209 12 7
                                    


 — Wybacz, Sakura. Gdybym wiedział, od razu wysłałbym go do domu — Iruka, kajał się, jakby to czy przyszedłem zająć się obowiązkami, kiedykolwiek faktycznie od niego zależało.

Prawdą było jednak, że mógł wyjątkowo "umilić" mi ten czas swoim narzekaniem i być może w końcu, sam bym się poddał i wrócił do domu, byle tylko nie słuchać bezsensownej paplaniny.
Sakurze najwyraźniej jednak podobała się jego postawa, bo spoglądała na niego ze zrozumieniem, a w pewnym momencie, nawet poklepała go po ramieniu zupełnie, jakby z jakiegoś powodu zasłużył sobie na pokrzepienie, a to przecież ja tu byłem po wypadku!
I to ja, mimo bólu zasadziłem swój tyłek w fotelu i skupiłem się na pracy!
Cholerny Iruka. Każdego jest w stanie rozczulić.
Przekląłem go w myśli i skrzyżowałem ręce na wysokości torsu, rzucając spojrzeniem to na jedno, to na drugie.

— Nie przepraszaj, to do niego podobne. Dziwię się tylko, że Shikamaru to wszystko zataił — Stwierdziła wyraźnie oburzona tym faktem, a Umino pokiwał ochoczo głową.
Chyba oboje doskonale się rozumieli i z jakiegoś powodu... Wcale mi się to nie podobało.

— Nara nie zwykł mieszać się w nie swoje sprawy — Uciąłem szybko jej domysły, być może bardziej szorstko, niż wymagała teraz sytuacja, ale jeśli ktoś w tym pomieszczeniu miał władzę i mógł kłaść oskarżenia na innych, byłem to właśnie ja i nie zamierzałem pozwalać na to, by ktokolwiek wieszał psy na człowieku, który bezwzględnie oddał się pracy, żeby postawić naszą wioskę na nogi. 

 — Nie wiedział zresztą o żadnych zaleceniach. Nie było go już z nami, kiedy kazałaś mi odpoczywać — Dodałem po chwili, nieco łagodniej, bo mina dziewczyny trudna była do odczytania.
Sam nie wiedziałem, czy na jej twarzy malowało się w tej chwili zaskoczenie, zawód, a może nawet coś na kształt smutku.
I z pewnością nie dlatego, że po prostu miała taki kaprys. Martwiła się, a ja zareagowałem zbyt oschle.
Sam nie do końca wiedziałem, co tak właściwie się ze mną działo.
Zwykle bywałem opanowany do granic możliwości, ale jej obecność, z niezrozumiałego dla mnie powodu, po prostu wytrącała mnie z równowagi.
Jej różowe brwi ściągnęły się ku sobie w wyrazie niezadowolenia. Chyba wolałem ją taką, niźli zmieszaną moją nagłą arogancją.

— Co zamierzasz z tym zrobić, skoro już zostałeś przyłapany? — Zapytała, najwyraźniej nie zamierzając dawać za wygraną.
Wiedziałem, że jej zawziętość, chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, a teraz miała jeszcze poplecznika, który tylko utwierdzał ją w tym, że miała rację.

— Powinieneś wrócić do domu Kakashi. Odpocząć, zamiast wlewać w siebie hektolitry kawy. Teraz już wiem, że nawet nie zmrużyłeś oka. Jak można być tak nieodpowiedzialnym — Iruka spoglądał na mnie z wyrzutem, podobnym do tego, który malował się teraz na twarzy dziewczyny.
I cóż miałem zrobić?
Wielki Hokage niemający żadnej władzy, nad swoimi podwładnymi, co?

Mógłbym postawić twardo na swoim, nie musiałem nawet podnosić głosu, żeby to zrobić, ale ludzie, którzy stali teraz po drugiej stronie mojego biurka, byli mi zbyt bliscy, bym mógł potraktować ich w ten sposób.
Choć z Iruką na początku wcale za sobą nie przepadaliśmy, teraz po wielu latach, które związały nas ze sobą przez trójkę moich najlepszych do tej pory uczniów, nasze relacje ociepliły się nieco, i choć oficjalnie wcale nie dostał posady doradcy, przychodził tu każdego dnia, kiedy akurat nie prowadził zajęć w akademii i wspierał mnie w moich zadaniach.
Sakura zaś... Co tu dużo mówić. Dorastała na moich oczach. Rozkwitała niczym najpiękniejszy kwiat na drzewie wiśni. Jako opiekun, nauczyciel i przyjaciel byłem u jej boku w tych najtrudniejszych chwilach, zawsze służąc wsparciem, dobrym słowem i radą. Jak mógłbym teraz udawać, że jest mi obojętna i traktować ją tak, jak zwykłem innych podwładnych, którzy z jakiegoś powodu nie wykonywali ochoczo moich rozkazów.

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz