12. Sasuke odnaleziony.

178 11 6
                                    


Zacznę od przeprosin, trochę mnie tutaj nie było. Niestety kłopoty ze zdrowiem bardzo mnie zaskoczyły, a walka o dobre samopoczucie nadal się nie zakończyła.
Niemniej, postaram się dodawać rozdziały regularnie, chociaż dwa razy w miesiącu, żeby było to zwyczajnie realne!
Tymczasem zapraszam do czytania i mam nadzieję, że moje wyjście z "wprawy" nie okaże się strzałem w kolano!
~ Saskierka <3

__________________________________

Stałem przy oknie, w najwyższej kondygnacji czerwonej wierzy, nazywanej powszechnie rezydencją Hokage.
W milczeniu spoglądałem na twarze moich poprzedników.
Być może, gdyby nie pozycja, którą objąłem po Godaime, to wszystko nie wyglądałoby w ten sposób.
Od nocy, w której o mały włos nie popełniłem największego błędu w swoim życiu, minęło już kilka dni.
W moich wspomnieniach pojawiała się, zaciskając usta w cienką linię, dłonie w pięści. Obracająca się ode mnie napięcie, biegnąca przed siebie co sił w nogach, a ja... Stałem w miejscu, pozwalając jej odejść.
Czy powinienem był ją wtedy zatrzymać? Spróbować choćby wyjaśnić co mną kierowało?
Nic by to przecież nie zmieniło. Żadne z nas nie poczułoby się potem lepiej.
I ją najpewniej gryzłaby teraz myśl, co byłoby, gdybym te trzy lata temu, po zakończeniu wojny zmusił Tsunade do wybrania innego następcy.
Dzięki temu, że wszystko to zachowałem dla siebie, nie musiała teraz zaprzątać sobie tym głowy.Dziewięć dni, a moje myśli, zamiast wrócić na słuszne tory, ciągle kręciły się wokół niej.
Czyżbym nie zareagował na czas? Czy naprawdę pozwoliłem sobie tak po prostu przepaść w uczuciu do kobiety, której nie mogłem mieć?Stary głupiec...


— Rokudaime, jesteś gotów? — Głos Shikamaru przywrócił mnie do panującej rzeczywistości.

Westchnąłem ciężko i zwróciłem się w jego stronę. Kiwnąłem głową, przytrzymując dłonią obszerny kapelusz, którego materiałowe poły poruszyły się wraz ze mną.
Ubrany w długą, ceremonialną szatę skierowałem się do wyjścia z gabinetu.
Nawet jeśli nie lubiłem spotkań ze wszystkimi najważniejszymi tego świata, będąc na tym stanowisku, czasem musiałem brać w nich udział.


~*~

— Nigdy w to nie uwierzę — Naruto stał przede mną, zaciskając dłonie w pięści.
Cały drżał z nerwów, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
Prawda, choć cierpka, była właśnie taka. Sam również nie czułem się z nią dobrze, bo wciąż miałem wrażenie, że gdybym przed laty wykazał się bardziej, nie doszłoby do tego wszystkiego.


— Sam chciałbym uczestniczyć w tej misji — Odparłem w końcu, ale wzrok pana feudalnego kraju ognia jasno wskazywał, że nie był to pomysł, który by poparł. Uważał, zresztą rozsądnie, że moje miejsce było właśnie tutaj. Wśród moich ludzi. Nie mogłem ich porzucać, nie mając pewności, jak długo wszystko to potrwa.

— Kuso... Kakashi-sensei — Blondyn zbliżył się do biurka i uderzył pięścią w drewniany blat. — Mówił, że wszystko już zrozumiał. Przecież nam pomógł, prawda? Nie mogę uwierzyć, że znów zboczył ze ścieżki. Miał przecież wszystko to przepracować i wrócić!


— Wierzycie czy nie, musicie interweniować. To człowiek z Konohy i tutaj powinien odbyć swoją karę — Wtrącił daimyo.

Inazuma Furasshu objął swoje stanowisko całkiem niedawno. Był jeszcze młodym mężczyzną, ale potrafił być bardziej zdecydowany, niż jego poprzednik. A to bywało nadwyraz kłopotliwe.

— Ten człowiek nie należy do naszej wioski od lat Furasshu-sama, trzy lata temu po objęciu stanowiska zaproponowałem mu powrót w ramach podzięki za to, co zrobił dla wioski. Nie przyjął tej propozycji. Teraz nie jest zrzeszony z nikim. Tym problemem powinni zająć się shinobi z Kraju Błyskawicy, skoro to na ich ziemiach dokonał rozboju.

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz