16. Mój błąd. Pomyłka Iruki.

156 11 11
                                    



  Nie mogłem uwierzyć, że pozwoliłem sobie na to, by ten wieczór skończył się właśnie w ten sposób.
Leżąca nago na łóżku kobieta, nie była brzydka. Nawet jej uśmiech czy żarty nie wydawały mi się poprzedniej nocy, odpychające.A mimo wszystko zżerało mnie teraz poczucie winy.
Niczego jej przecież nie obiecałem. Wszystko było tylko przelotną zabawą. Ujściem dla spiętrzonych od dłuższego czasu emocji. Odprężeniem dla spragnionego bliskości drugiej osoby ciała, ale... To nie ona wciąż zajmowała moje myśli.
I gdybym był trzeźwiejszy i miał znów wybierać, nie popełniłbym drugi raz tego samego błędu.


— Już wychodzisz? — Jednak nie spała.
Łagodny ton jej głosu rozbrzmiał w obcej mi sypialni. Choć nie powinienem był jej tak nazywać, skoro jeszcze kilka godzin wcześniej, w tym właśnie miejscu wyciskałem z jej ciała siódme poty i słodkie okrzyki.
Była dobra. Może wystarczająco dobra, bym chciał tu zajrzeć jeszcze kilka razy, ale za każdym razem, gdy, choć próbowałem o tym pomyśleć, przed oczami stawała mi ona...
Różowowłosa dziewczyna, spoglądająca mi w oczy z taką ufnością i oddaniem w chwili, gdy muskałem kciukiem jej wargi.

  — Chikushō — Zakląłem pod nosem niezadowolony, wciągając przez głowę czarną bluzę. Dziewczyna podniosła się i spojrzała na mnie zdumiona.

— Zrobiłam coś nie tak? — Zapytała, a ja westchnąłem ciężko.

Tylko nie to.Przeszło mi przez myśl. Nie miałem ochoty teraz wspierać jej i zapewniać, że z nią wszystko było w porządku, a problem tkwił we mnie.
Właściwie wcale nie chciałem na nią patrzeć, z jakiegoś powodu na myśl o tym, że byłem z nią blisko, zaczynało robić mi się niedobrze.

  — Muszę wracać do swoich obowiązków — Zbyłem ją chłodno, choć wiedziałem, że niczym sobie na to nie zasłużyła.
Ja jednak czułem się w tej chwili tak strasznie, że nie byłem w stanie zdobyć się nawet na wymuszoną uprzejmość.
Czułem się tak, jakbym ją zdradził, choć przecież nie łączyło nas nic nawet w połowie tak żarliwego, jak to, co stało się między mną a tą szatynką ze stolika obok.
Problem tkwił w tym, że spojrzenia, niewinny dotyk, uśmiech Sakury, warte były dla mnie więcej, niż moje imię wykrzykiwane przez inną w spazmach błogości.

  — Tak wcześnie? Choć. Chciałabym to powtórzyć... — Drobna dłoń kobiety, o paznokciach maźniętych bordowym lakierem, przesunęła się po białej, zmiętej pościeli, za którą jeszcze niedawno tak uporczywie szarpała.

  — Przykro mi, ale... Powtórki nie będzie — Rzuciłem, sięgając po buty, które wcześniej ściągałem z siebie w pośpiechu.
Wciągnąłem je na stopy, odnalazłem kamizelkę, płaszcz i cholerny szalik, którego tym razem nie zamierzałem nigdzie zostawiać.

  — Hokage-sama... — Dziewczyna przysiadła zaskoczona. Kołdra zakrywała tylko dolną część jej ciała. Jędrny biust zakołysał się wyraźnie.
Czy czegoś jej brakowało? Była słodka i oddana. Dobra w tej materii. Nie była jednak nią, a to sprawiało, że choćby była posiadaczką wszystkich najwspanialszych cech pod słońcem, nie mogła zająć jej miejsca.

— Było mi naprawdę niezmiernie miło i przyjemnie, ale nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki. Mam na głowie zbyt wiele, by się angażować. Wybacz... — W moim mniemaniu zasłużyła choćby na takie wyjaśnienie.
Nie było rzecz jasna prawdziwe, bo gdyby przyszło mi związać się z kimś innym, zrobiłbym to bez zawahania. Nie szukałbym wymówek, ale... Kolejny raz to nie była dziewczyna o oczach tak pięknych, że samo ich wspomnienie zapierało dech w piersiach.
To nie była Sakura....
 


 Byłem pewien, że praca zagłuszy wyrzuty sumienia, ale byłem w biurze już od kilku ładnych godzin i nic podobnego się nie stało.
Przeglądałem raporty i podbijałem je ze znudzeniem, jeden za drugim.
Iruka siedział naprzeciwko mnie, przeglądając stertę innych w poszukiwaniu czegoś, nad czym faktycznie powinienem był się pochylić.
Mniej istotne rzeczy po prostu zostawiał na kupce do pobicia, żebym mógł to zrobić, nie wgłębiając się specjalnie w zawarty tekst.
Nie musiałem tracić dzięki temu czasu na zapoznawanie się z tym, jak setny raz czyjś kocur zwiał i został przez kogoś schwytany i doprowadzony do właścicielki.

  — Jesteś dziś jakiś nieobecny. Czy to wina naszej wczorajszej rozmowy? — Umino w końcu spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a ja westchnąłem ciężko i pokręciłem głową.
To nie była wina jego złotych rad.
Zwyczajnie wciąż zżerało mnie poczucie moralnego upadku, choć przecież nie pierwszy raz w życiu spędziłem z kimś noc bez zobowiązań.
  — Nie, to... Coś zupełnie innego. Nie zrozumiesz — Stwierdziłem, odkładając kolejny zatwierdzony raport na stos tych gotowych.

  — Skąd ta pewność. Spróbuj. Zawsze się wycofujesz, a może po prostu warto byłoby się otworzyć przed starym przyjacielem co?

Spojrzałem na niego z powątpiewaniem, ale... Co, jeśli faktycznie miał rację?
Co, jeśli coś we mnie uległo zmianie i trzymanie uczuć i myśli głęboko w środku, tylko dla siebie zaczęło zwyczajnie mi przeszkadzać?
W końcu ludzie się zmieniali, prawda? Może sposób, w jaki kiedyś radziłem sobie z problemami, teraz już nie działał tak dobrze?
 

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz