8. Odrzucone zaproszenie.

185 12 8
                                    

Witajcie kochani! Zgodnie z obietnicą wpada kolejny, bonusowy rozdział.
A razem z nim, chciałabym Was zaprosić do mojego nowego dzieła!
Do historii, w której młody Hatake uznaje, że nie może porzucić dziecka swojego mistrza na pastwę losu i podejmuje decyzję, która bezpowrotnie zmienia historię tych dwojga!
W obu przypadkach miłego czytania!
Link:
https://www.wattpad.com/story/328777670-%C5%BC%C3%B3%C5%82ty-b%C5%82ysk-nadziei
__________________________________

 Po omacku wyłączyłem dzwoniący budzik, zaklinając pod nosem jego nieustępliwość. Nigdy nie chciał przestać dzwonić, dopóki zmuszony go wyłączyć, zwyczajnie nie wstałem.
Przeklęty wynalazek spędzający sen z powiek. Było ledwie kilka chwil po piątej, ale jeśli chciałem być w rezydencji Hokage chwilę po szóstej, musiałem zwlec się spod pościeli. Ciepło panujące od wczoraj w domu nie pomagało, rozleniwiało bardziej, niż było trzeba, a może to ja byłem zwyczajnie przemęczony? Tak czy owak, nie było czasu na zagłębianie takich spraw. Musiałem wziąć się w garść.

 Po wykonaniu wszystkich niezbędnych o poranku czynności zszedłem po schodach na dół.
W kominku jeszcze się żarzyło, ale jeśli chciałem, żeby po pobudce miała ciepło, przed wyjściem musiałem jeszcze dorzucić jedno, większe polano.
Tak też zrobiłem, a później zbliżyłem się do kanapy, starając się stawiać kroki jak najciszej. Nie chciałem jej budzić tak wcześnie. Wiedziałem, że gdyby miała dzień w pracy, najpewniej po prostu nastawiłaby budzik. Spojrzałem na jej rozluźnioną we śnie twarz. Była zupełnie spokojna. Oddychała miarowo, częściowo wtulona w poduszkę.
Odgarnąłem z przymkniętych powiek kilka zagubionych, różowych kosmyków.

Dlaczego to przy niej
z tylu kobiet na świecie, musiałem czuć takie napięcie.
Dlaczego to ona sprawiała, że przestawałem być stabilny.
Dlaczego z taką łatwością, tej kruchej istocie przyszło wybić mnie ze stateczności, o którą z takim zapałem walczyłem od lat. Nawet nie starała się tego zrobić. Była zapewne zupełnie nieświadoma tego, jak wiele emocji budziła we mnie, będąc blisko. Ona jedna, której nie mogłem choćby tknąć, ze wszystkich tych, na które nie chciałem nawet spojrzeć, choć mogłem tak wiele.

Odetchnąłem ciężko i odsunąłem się na bezpieczną odległość, spostrzegając przy tym okrągłe oczy, które bacznie mi się przyglądały. Pakkun leżał w jej nogach i dźwignął łeb, kiedy się pojawiłem. Traf chciał, że dopiero teraz zauważyłem jego obecność.
Widziałem, że zbierał się na to, żeby coś powiedzieć, ale stanowczo pokręciłem głową.
Nie chciałem, żeby ją zbudził. I nie chciałem też usłyszeć co miał do powiedzenia o tym wszystkim. Wolałem zdecydowanie bardziej sam ganić się za to, do czego dopuszczałem, mając pełną świadomość, jakie może to zrodzić konsekwencje.

 Ubrałem się szybko, a nie mogąc zostawić jej śpiącej w otwartym domu, zostawiłem zapasowy klucz na stole.
Nie miałem wątpliwości, że śledzący mnie oddział ANBU nie zrezygnuje ze swej pracy na rzecz tego, żeby mieć oko na śpiącą kunoichi. To nie leżało w rozkazie, jaki dostali, mając za zadanie chronić mnie za wszelką cenę. Gdyby to ode mnie zależało, zdecydowanie bardziej wolałbym, żeby tu zostali, ale niestety. Musiałem szanować płynące z ich służby obowiązki.
Zwłaszcza że niegdyś sam wykonywałem bardzo podobne.

Kiedy dotarłem na miejsce, okazało się, że gabinet był zupełnie pusty. Ilość papierów na biurku nieco się skurczyła, co właściwie przyjąłem z ulgą.
Wyglądało na to, że powoli zaczynaliśmy wygrzebywać się z najgorszych spraw.I być może naprawdę istniała szansa, by już wiosną Naruto mógł przejąć stanowisko, na które tak bardzo liczył.
Myśl o tym, że będę mógł wrócić do poprzedniego trybu życia, budziła we mnie jakiś rodzaj ekscytacji.
Jak nigdy wcześniej, teraz miałem okazję przekonać się, że praca za biurkiem zdecydowanie nie była dla mnie.

***

Chwilę przed dziesiątą w biurze pojawił się Shikamaru, kilka godzin później przybył również Iruka, a nawet Sai.
Rozpracowywaliśmy wspólnie kolejne zagadnienia, z którymi Konoha musiała wreszcie się uporać, żeby zacząć prosperować i rozwijać się, jak należało. Czas upływał szybko, świeże spojrzenia moich towarzyszy pomagały znaleźć rozwiązania, na które nikt nigdy wcześniej nie wpadł.
Nieco nowocześniejsze, bardziej aktualne i rozsądne biorąc pod uwagę, jakimi narzędzami dysponowaliśmy.

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz