18. Oddychaj.

193 12 28
                                    



Dziś kolejny eksperymentalny rozdział, napisany z perspektywy Sakury!
Mam nadzieję, że mały odchył od normy przypadnie Wam do gustu.
Miłego czytania!

________________________________

 Moja zmiana w końcu dobiegła końca.
Co prawda od czasu pokoju, pacjenci przybywali raczej ze zwyczajnymi chorobami i problemami dnia codziennego, ale ich liczba wciąż była zawrotna, zwłaszcza że byliśmy jedyną jednostką zajmującą się zdrowiem w Konoha.
A nasza wioska, choć pamiętała doskonale zniszczenia po wojnach, wciąż się rozwijała i zwiększała.
Z roku na rok mieszkańców było coraz więcej i razem z Tsunade już zastanawiałyśmy się nad tym, by otworzyć kolejny ośrodek. Może tym razem specjalistyczny. Dla dzieci, starców? Same nie byłyśmy jeszcze pewne, bo przedsięwzięcie było wielkie, a nawet tu brakowało nam personelu.


Święta zbliżały się wielkimi krokami. Wiedziałam, że był to czas, który należało poświęcić rodzinie, ale myśl o tym, że byli wśród nas samotni ninja, którzy ich nie mieli, wprawiał mnie w melancholijny nastrój.
Gai, Iruka, Yamato, Naruto, Lee, Kakashi... Zwłaszcza on.
Musiałabym samą siebie okłamać, gdybym usiłowała zaprzeczyć temu, że już jakiś czas był gościem w moich myślach częściej, niż mogłabym sobie tego życzyć.
Wiedziałam, że był niegdyś moim nauczycielem, a teraz sprawował najwyższą z władz, ale... Nic nie mogłam poradzić na to, że przestałam spoglądać na niego, jak na byłego nauczyciela, opiekuna, przełożonego.
Za każdym razem, kiedy na siebie wpadaliśmy, przypadkiem czy celowo... Zauważałam w nim mężczyznę. Wciąż młodego, zdeterminowanego, ambitnego... Cholernie pociągającego.
I kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie odczuwałam jego względem słabość — zrozumiałam, że relacja, w jakiej tkwiliśmy do tej pory, przestała mi wystarczać.

Sposób, w jaki na mnie patrzył, jak mówił, w jaki mnie dotykał, nawet jeśli robił to przypadkiem lub pod wpływem chwili czy alkoholu... Chwilami miałam wrażenie, że i ja przestałam być dla niego tylko byłą uczennicą. Podopieczną, podwładną, którą otaczał zwyczajną troską. Zaraz jednak wytrącał mnie z błędu, znów przyjmując pozę zobojętniałego na wszystko człowieka.
Nie mogłam go winić.
Jeśli Tsunade miała rację... Mógł mieć każdą. Dlaczego więc miałby kłopotać się właśnie mną? Ryzykować swoją posadę i opinię publiczną, dla kogoś takiego jak ja?
Bo oczywiście zdawałam sobie sprawę, że taki związek byłby mu nie na rękę.
I mnie zdawał się czymś wyjątkowo nieodpowiednim, nawet jeśli w skrytości pragnęłam go bardziej, niż jakiegokolwiek innego mężczyzny w moim życiu.
To, co czułam niegdyś do Sasuke, było... Ledwie cieniem tego, co potrafił wywołać w mojej głowie i sercu Kakashi, kiedy był blisko. Nie mogłam uwierzyć, że kolejny raz oddałam serce komuś, kto nigdy nie będzie mój. Chyba faktycznie, byłam zupełnie głupia, albo całkowicie zagubiona w świecie uczuć, w którym inni radzili sobie świetnie.
Temari i Shikamaru, Naruto i Hinata, Genma i Shizune. Ino i Sai, Gaara i Tenten. Nawet Tsunade i Jiraiya, choć wydawało mi się swego czasu, że to niemożliwe.
Wszyscy potrafili ułożyć sobie życie, a ja wciąż byłam sama. Postrzegana przez innych jak nieszczęśliwie zakochana w swej pierwszej, nastoletniej miłości dziewczyna. A przecież Sasuke, już się dla mnie nie liczył. Przynajmniej, nie tak jak kiedyś.

— Co to ma być? Czy ten człowiek postradał zmysły?! — Krzyk Piątej rozbrzmiał na korytarzu, kiedy wybiegła ze swojego gabinetu, trzaskając przy tym drzwiami.
Pacjenci czekający na wizytę skulili się na swoich krzesłach w przerażeniu, a ja zatrzymałam się, nie będąc do końca pewna, czego właśnie świadkiem byłam.


— Dlaczego brudna robota zawsze spada na mnie — Shikamaru stęknął niezadowolony, wychodząc z pomieszczenia zaraz za Godaime — Tsunade-sama, to naprawdę najlepsza z możliwych opcji. Też stawiałem opór, ale... On nie zmieni zdania, a kiedy zastanowić się głębiej. Ma rację. Nawet jeśli to wyjątkowo problematyczne.

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz