17. Niezapowiedziana wizyta.

144 9 3
                                    



Przez następne dni, Iruka omijał mnie szerokim łukiem. Nawet jeśli pojawiał się w rezydencji, to szukał sobie takiej pracy, żeby nie musieć przebywać ze mną sam na sam, dłużej niż kilka sekund.
To nieco utrudniało wyjaśnienie tej sytuacji, w końcu chciałem, by wiedział, że nie jestem na niego ani zły, ani oburzony tym faktem.
Rozumiałem, że nie miał na to żadnego wpływu. W końcu... Sam byłem w dokładnie takiej samej sytuacji.
Dałem sobie zawrócić w głowie młodziutkiej dziewczynie, która nie była dla mnie.
Dodatkowo grupa poszukiwawcza nie dawała żadnych znaków życia. Żadnego raportu, wiadomości. Nic.
Wiedziałem, że Naruto, Kiba, Kotetsu i Izumo nie byli pierwszymi lepszymi ninja. We czworo nie powinni mieć problemu z doprowadzeniem Sasuke do Konohy, z odnalezieniem go również nie, w końcu zadbałem o to, żeby w ich grupie znalazł się doskonały tropiciel.
Nie miałem wątpliwości co do nosa Kiby i Akamaru. A mimo wszystko z niezrozumiałego dla mnie powodu wszystko trwało dłużej, niż zakładałem.
A przeczucie, które mi towarzyszyło, nie polepszało sprawy. Miałem wrażenie, że z pozoru oczywista i łatwa misja zgotuje nam więcej problemów, niż początkowo zakładałem.

— Kakashi, nie mam dobrych wieści — Shikamaru wparował do gabinetu tak nagle, że mimowolnie się wzdrygnąłem.
A to, co malowało się na jego twarzy, jasno dawało do zrozumienia, że mieliśmy kłopoty.

— Dlaczego moje przeczucia zawsze się sprawdzają. Chodzi o Uchihę?

— Sam chciałbym wiedzieć, o co chodzi. Dostałem raport z głównej bramy. Orszak daimyo był widziany przy przekroczeniu granic wioski. Będzie tu pewnie niebawem — Ciemnowłosy chłopak skrzyżował ręce na torsie i wygiął wargi w pełnym niezadowolenia grymasie.

— Co jest z tym człowiekiem? Aż tak bezpiecznie czuje się w Kraju Ognia? A może tak bardzo nudzi mu się jego własna fucha, że uznał za stosowne gnębić mnie swoją obecnością przy każdej możliwej okazji? Kuso...Nie mogłem pojąć, dlaczego ktoś taki, trafił się akurat podczas sprawowania mojego urzędu. Poprzedniego daimyo w wiosce widziano wyjątkowo rzadko. Większość spraw załatwiał z pomocą swoich wysłanników.
Jeśli miał coś do przekazania, zwykle załatwiał to przez radę Konohy.
Z rzadka robił to osobiście, a ten piekielnik odkąd przejął władzę, bywał w moim gabinecie przynajmniej raz na dwa miesiące. A i to, było zdecydowanie więcej, niżbym sobie tego życzył.

— Wysłać kogoś po oficjalną szatę? Raidō jest teraz wolny. Widziałem, jak kręci się bez celu po korytarzu — Zagadnął Shikamaru, ale pokręciłem głową.
To Inazuma uznał za stosowne nas najść, bez wcześniejszego uprzedzenia. Nie zamierzałem więc zachowywać się tak, jakby było to oficjalne spotkanie.

— Nie zamierzam stroić się specjalnie dla niego. Jakoś musi znieść fakt, że bardziej od tradycji, cenię sobie wygodę.


— Co za upierdliwy typ — Zauważył Shikamaru — Ciekaw jestem, co wymyślił tym razem.


~*~

Furasshu przekroczył próg biura, nawet nie siląc się na grzecznościowe zapukanie.
Smarkacz był pewnie niewiele starszy od Naruto, ale chodził z głową zadartą tak dumnie, że mało kto, był w stanie przetrawić jego styl bycia.
Oboje z Narą, skłoniliśmy się głęboko, oddając cześć temu, który bądź co bądź, miał pod władaniem cały nasz kraj.


— Mam nadzieję, że nie zignorowałeś moich rozkazów i wysłałeś odpowiednich shinobi do zajęcia się kryminalistą z klanu Uchiha? — Nie patyczkował się. Z miejsca przechodził do rzeczy i chociaż za to należała mu się moja wdzięczność.
Nie znosiłem rozwlekłości, a załatwianie interesów szybko i jasno, było tym, co lubiłem najbardziej.

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz