20. Przygoda w Kraju Błyskawic.

177 10 19
                                    



Śnieg trzeszczał pod podeszwami butów, kiedy kroczyłem nieudeptaną ścieżką.
Ślady drużyny Naruto już dawno zostały zasypane kilkoma warstwami białego puchu.
Wiedziałem jednak, dokąd powinienem się kierować, nie musiałem więc tropić ich od samego początku.

Pierwszy raz w życiu zostawiałem wioskę z takim ciężkim sercem.
I nie było tak dlatego, że rozleniwił mnie czas spędzony za biurkiem.
To ona sprawiła, że ten jeden raz wcale nie miałem ochoty opuszczać domowych pieleszy.
Wciąż czułem jej zapach, a przed oczami stawał mi obraz jej ciała, wyginającego się w łuk ze słodkim grymasem przyjemności, malującym się na młodziutkiej twarzy.
Bo choć rankiem starałem się opuścić łóżko, jak najciszej, żeby przypadkiem jej nie zbudzić, nie udało mi się, a na pożegnanie... Kolejny raz pozwoliliśmy sobie na tak wyczekiwaną bliskość.

Byłem jej wdzięczny za to, że nie utrudniała pożegnania. Nie prosiła, żebym został, nie zatrzymywała w nieskończoność.
Rozumiała moje powinności, życie na drodze ninja nie miało przed nią żadnych sekretów.
Rozumiała je doskonale. Rozumiała mnie, a to sprawiało, że choć rozstanie nie było rzeczą najprzyjemniejszą w świecie, nie było trudne.
Teraz w wiosce czekał na mnie ktoś, kto pragnął mojego powrotu i ta myśl dodawała mi otuchy.

~*~


Dwa dni później przy pomocy Pakkuna mimo zalegającego śniegu, udało mi się odnaleźć ich ostatnie obozowisko.
Wyglądało tak, jakby opuszczali je w pośpiechu. Miałem bardzo złe przeczucia.
Nie znalazłem co prawda śladów walki, ale niezasypane ognisko, porzucone opakowanie po racji żywnościowej, wyraźnie wygniecione w śniegu ślady, nie starali się ich zacierać, a to był powód do zmartwienia.

  — Czuję jeszcze kilka innych osób, Kakashi. Nie ma śladów krwi, jeśli z nimi poszli, zrobili to dobrowolnie — Pies spojrzał na mnie, a ja skinąłem głową.
Byłem w stanie wywnioskować dokładnie to samo, dlatego zaraz nakazałem mu tropić dalej i ruszyliśmy.Ślady, które po sobie zostawili, poprowadziły mnie prosto do Kumogakure.
W samej wiosce, położonej w malowniczych, wysokich górach, trop się urywał.
Był zadeptany, sprzed kilku dni. Pakkun nie był w stanie precyzyjnie określić kierunku, w którym się udali.

Zastanawiałem się, co nimi powodowało, dlaczego przybyli tutaj?  Szukali pomocy? Gdyby tak było, wysłaliby prośbę o posiłki do nas. Wiedzieli przecież, że nasze stosunki od czasu kiedy Sasuke nawywijał na ich terenach Kraju Błyskawic, były raczej napięte.
A co jeśli byli tutaj niekoniecznie z własnej woli? Jeśli nie chcąc wszczynać niepotrzebnych waśni, z jakiegoś powodu dali się pojmać władzom wioski, nie chcąc eskalować konfliktu?
Gdyby tak było, z jednej strony miałbym powód do wściekłości. W końcu byli to moi ludzie, a Raikage w czasach pokoju, nie mógł robić z nimi, co mu się żywnie podobało.
Z drugiej jednak strony, świadczyłoby to o niezwykłej dojrzałości Naruto. Jeszcze kilka lat wstecz nie pozwoliłby na coś takiego.

Uśmiech mimowolnie wymalował się na moich wargach. Ten dzieciak, naprawdę zmienił się w odpowiedzialnego mężczyznę. I nawet nie dostrzegłem chwili, w której do tego doszło.Nie miałem jednak czasu na rozpływanie się nad tym, jak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jeśli faktycznie został pojmany, musiałem działać.
Sprężyłem więc krok i udałem się prosto do siedziby Raikage.
W tej sytuacji nie miałem wątpliwości, jeśli ktoś mógł z nim negocjować to tylko ja. Teraz nie miałem wątpliwości, że decyzja, o wyruszeniu osobiście, była najlepszą z możliwych.

~*~

— Nie zapowiadałeś się, Rokudaime — Raikage siedział na krześle, u jednego końca podłużnego stołu.
Miejsce naprzeciw, przydzielono dla mnie.
Zasiadłem na nim i spojrzałem na niego obojętnie. Pogrywał sobie ze mną, ale nie zamierzałem dać się sprowokować.

Strach na wróbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz