Prolog

517 18 4
                                    

*

Hałas panujący w budynku mieszczącym się w Brackley przyprawiał go o ból głowy. Rozumiał wiele kwestii, poza tą do czego tego dnia potrzebny był on oraz Lewis w siedzibie Mercedesa, choć mógłby się śmiało założyć, że Hamilton to wiedział. W końcu jeździł dla niemieckiego producenta blisko dziesięć lat, co równało się z tym, iż znał przedsezonową rutynę. On dopiero ją poznawał, dla konstruktora z trójramienną gwiazdą w logo przejeździł dopiero jeden, pełen sezon.

Rozejrzał się naokoło siebie, zauważając Lewisa, który szedł wraz z Toto Wolffem. George musiałby mocno nagiąć prawdę mówiąc, że od Austriaka nie czuć było respektu. Nie dość, że był cholernie wysoki, to był człowiekiem potrafiącym postawić na swoje. Stąd też, preferował się z nim nie kłócić, ani nie wdawać w zbędne dyskusje. Miał świadomość, że to on byłby na spalonej na starcie pozycji.

- Bierz rzeczy, jedziemy do Birmingham- rzucił Hamilton, biorąc leżący na stole telefon oraz kluczyki, które mu podał.- Prowadzisz.

Młodszy z Brytyjczyków popatrzył ze zdziwieniem na mulata. Nie przypominał sobie, aby Hamilton komukolwiek udostępniał swój samochód. Dopiero po wyjściu przed budynek zrozumiał, dlaczego taką decyzję podjął. Nie było to jego auto. 

Czarny SUV mercedesa stał kawałek od wejścia. George kojarzył z wyglądu, że nie był to jeden z tych wychodzących w ciągu tego lub zeszłego roku.  Choć tak naprawdę mógł się mylić- coraz więcej modeli wyglądało tak samo. 

Lewis zajął miejsce pasażera, a George'a zdziwiło to, że auto było dostosowane do ruchu obowiązującego w pozostałych europejskich krajach. Co za tym szło- niby był do takiego układu wnętrza przyzwyczajony, ale gdy tylko mógł brał ten z dostosowaniem do ruchu w Wielkiej Brytanii. 

- Nie mów, że się boisz- powiedział Lewis, ustawiając nawigację na odpowiedni adres. 

- Nie, skądże. Po prostu dawno nie jeździłem takim samochodem w Anglii- przyznał, po czym wycofał z miejsca parkingowego. Pierwszy sukces za nim. 

- Tylko nie zarysuj nigdzie auta. Wolff cię zabije, jeśli znajdzie choćby malutką ryskę- rzekł Hamilton, po czym wlepił nos w telefon. 

Russel przełknął nerwowo ślinę. Nie wiedział, że mercedes należy do jego szefa. Świadomość tego spowodowała, że napiął wszystkie mięśnie w ciele, bojąc się choćby minimalnie zwiększyć prędkość. 

**

Nie miał pojęcia w jakim celu zjawili się przed budynkiem uniwersytetu w Birmingham. Lewis wykonał jeden telefon, po czym wpisał adres basenu w tym samym mieście, mówiąc George'owi, aby tam właśnie jechał. 

Kiedy tam dotarli, obaj opuścili pojazd, po czym skierowali się do wejścia do budynku. Charakterystyczny zapach chloru od razu uderzył w ich nozdrza, a hałas zdawał się tylko trochę cichszy, głównie za sprawą szklanej ściany oddzielającej pływalnię od szatni na odzież wierzchnią. 

- Tak w zasadzie, po co tutaj jesteśmy?- zapytał w końcu dwudziestoczterolatek. 

- Zobaczysz, a teraz idziemy tam- odpowiedział wymijająco Hamilton, ręką wskazując na balkon dla widowni.- Z tego co zrozumiałem, dopiero będzie startować- mruknął pod nosem. 

- Kto będzie startować?- Wyrównał krok z zespołowym partnerem. 

- No mówię, że zobaczysz.

Russel szedł posłusznie za Hamiltonem. Nie rozumiał z jakiego powodu Toto wysłał ich we dwóch do Birmingham, w dodatku na basem, na którym lokalny uniwersytet rywalizował z tym londyńskim, co zdążył przeczytać na jednym z plakatów. 

INTERPOL| G.RUSSELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz