19

210 17 6
                                    

*

Na drżących nogach szedł do gabinetu Toto, mieszczącego się w Brackley. Nie wiedział z jakiego powodu został wezwany, a mijający go pracownicy Mercedesa, posyłali mu współczujące spojrzenia. Po drodze wyminął się również z Schumacherem, który szedł wraz ze swoją przyjaciółką. Lekko dziwiło go, dlaczego wpuszczono pracownika Ferrari do siedziby innego zespołu, ale nie wnikał w to. Podejrzewał, iż Niemiec jeszcze pokusiłby się odpowiedzieć mu, jednak Holenderka skutecznie powstrzymałaby swojego przyjaciela.

Zapukał do drzwi wykonanych z mlecznego szkła, po czym zaczekał, aż uzyska zgodę na wejście do środka. Nerwy zaczynały przejmować nad nim kontrolę, co nie podobało mu się choćby w pięciu procentach. 

- Wejść!- Usłyszał.

Nacisnął klamkę, a jego oczom ukazał się Toto wraz z Lewisem. Obaj byli ubrani na czarno, a ich miny nie zwiastowały niczego dobrego. Szczególnie wzrok Austriaka sygnalizował, że lepiej dla Russella, jeśli będzie uważać na słowa. 

- Nie będę szczególnie długo przeciągać...- zaczął Wolff.- Zostajesz zawieszony w trybie natychmiastowym i przeniesiony do rezerwy. Twoje miejsce zajmie Mick- oznajmił, nawet na moment nie zmieniając mimiki twarzy.

- Co? Ale... Dlaczego?- wydukał dwudziestopięciolatek.

- Lewis- rzekł Austriak, a Hamilton kiwnął głową.

- Począwszy od tego, że nie możesz skupić się na torze i w każdej sesji treningowej rozwalasz minimum jedno skrzydło...  Poprzez notoryczne wyzywanie pracowników, skończywszy na wysłaniu córki swojego szefa do szpitala oraz używając wobec niej przemocy...

- Wcale nie użyłem wobec niej przemocy!- krzyknął zdenerwowany George. 

- Pchnąłeś ją, a potem nie udzieliłeś jej pomocy, gdy nie ruszała się!- wrzasnął Hamilton, opierając się o biurko Wolffa.- Jeżeli Leo coś się stanie albo straci przez ciebie ciążę... 

- Lewis uspokój się, będzie dobrze- przerwał mulatowi Toto.- Krótko mówiąc, nie chcesz współpracować, jesteś rozkojarzony, stwarzasz niebezpieczne sytuacje zarówno na torze jak i w garażu. Decyzją zarządu zostajesz przeniesiony do rezerwy na czas bliżej nieokreślony. Zastępować cię będzie Mick- rzekł poważnym tonem głosu Austriak, nawet przez moment nie jąkając się. 

- Ale... Ja udowodnię, że to było przejściowe. Przysięgam- powiedział George.

- Russell, kurwa mać, rozbijałeś się nawet w symulatorze- warknął Wolff.- Planowo za trzy miesiące ponownie zarząd się zbierze, aby ocenić twoje wyniki i porównać je z Schumacherem.

- Przecież on nie punktuje- wtrącił dwudziestopięciolatek.

- W Hiszpanii był czwarty, podczas, gdy ja byłem drugi. To dobry wynik- rzekł Hamilton, nie patrząc na George'a.

- Zrozumiał?- spytał Toto, a Russell tylko pokiwał twierdząco głową. Wiedział, iż słowa Austriaka to świętość, która jest niepodważalna. 

**

Kręcił się po swoim mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Z tyłu głowy miał fakt, iż Leoni była w szpitalu, a także to, że również on mógł zostać rodzicem, stąd starał się zrozumieć złość Lewisa. Mimo nieutrzymywania z Elise bardziej zażyłych relacji, co jakiś czas pytał jej czy wszystko w porządku, chociaż to ona go zdradziła, a nie na odwrót. 

Nie nienawidził swojej byłej partnerki. Złość, którą początkowo czuł, zdążyła wyparować. Zaczął odczuwać brak blondynki w swoim życiu, choć w głębi duszy nadal miał jej za złe zdradę.

Żałował tego, iż popchnął Leoni. Przecież wiedział, że była zżyta z Toto oraz, że spotykała się z Lewisem i nosiła pod sercem jego dziecko. Hamilton był o wiele dłużej w Mercedesie, a Wolff nim zarządzał, więc nie mógł dziwić się, iż to właśnie ta dwójka przekaże mu decyzję zarządu. 

Zaprzepaścił szansę na kolejny, dobry sezon na własne życzenie. Palił za sobą kolejne mosty, znajdując się na skraju przepaści, do której mógł z łatwością wpaść i nie wydostać się z niej przez długi czas. 

A w zasadzie George nie wiedział, że już był w tym czego się obawiał...

***

Ostrożnie wstała z łóżka, starając się nie obudzić Roscoe, który leżał na połówce należącej do trzydziestoośmiolatka. Słyszała krzątanie się mulata po kuchni, nasilające się od momentu wyjścia z sypialni. Nim dotarła do owego pomieszczenia, na chwilę przystanęła przy oknie.

Monako różniło wiele rzeczy od Wielkiej Brytanii. W Monte Carlo od wschodu świeciło słońce, a Londyn przez większość czasu był zachmurzony, jakby miał zaraz zostać zalany hektolitrami deszczówki. Oba miejsca urodziwe, choć żadne nie podbiło jej serca, które nadal należało do Wiednia, gdzie urodziła się, wychowała i mieszkała. 

- Wszystko w porządku? Blada jesteś.- Usłyszała, gdy weszła do kuchni. Na twarzy Brytyjczyka widziała wyraźne zmartwienie.

- Tak, po prostu... Mam ochotę zajebać Russella... Mogłam przez niego ich stracić- powiedziała, dotykając swojego brzucha, który był minimalnie zaokrąglony. Jeżeli ktoś nie wiedział, że była w ciąży, nie zauważyłby tego.- Nie dość, iż zazwyczaj ciąża mnoga może równać się ryzyku, to teraz, kurwa jebana mać, zostało potwierdzone, że mam ciąże zagrożoną. Zajebiście nie?- dodała, mając łzy w oczach.- Nienawidzę go, kurwa, nienawidzę!

- Leo, spokojnie... Nie denerwuj się- powiedział mulat, łapiąc w swoje dłonie jej twarz.- George jest zawieszony. Toto kazał mu przemyśleć... W zasadzie całe swoje życie- dodał, po czym pocałował w czoło Austriaczkę.

- Jeżeli przez niego straciłabym ciążę... Wyrwałabym mu jaja i ucięła chuja, po czym wepchnęła do gardła.

- Może nie tak drastycznie...

- To i tak złagodzona wersja- mruknęła, przytulając się do mulata.

Prawdą było, że kiedy w hiszpańskim szpitalu czekała na wizytę lekarza, zdążyła wykreować w swojej głowie czarny scenariusz. Wpadła w histerię, bo może nie lubiła dzieci, ale zdołała pogodzić się z myślą, iż rozwija się w niej nowe życie, a nawet dwa, jak się okazało. 

A Leoni doskonale wiedziała, że nie da skrzywdzić swoich dzieci, nawet, jeżeli te jeszcze się nie urodziły...

*

Krótszy, bo nadprogramowy.

Co sądzicie?

INTERPOL| G.RUSSELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz