*
Uśmiechnęła się, gdy przekroczyła prób rodzinnego domu. Z kuchni dało wyczuć się zapach ciasta, które co roku Susie piekła na święta. Zdążyła tylko odwiesić kurtkę na wieszak oraz zdjąć buty, gdy poczuła uścisk na swoich nogach. Popatrzyła w dół, gdzie zauważyła małego blondyna, który uśmiechał się od ucha do ucha.
- Leo, już jest!- krzyknął Jack, po tym jak puścił starszą siostrę, a także pobiegł przez korytarz do kuchni.- Lewis też jest!
- Czasami zastanawiam się skąd on ma na to energię- mruknęła pod nosem, na co Hamilton zaśmiał się.- To nie jest śmieszne. To mnie przeraża, a ostatnio na dyżurze przywieźli chłopaka w makabrycznym stanie po karambolu na wschodnim wyjeździe z Londynu.
- Aj tam przesadzasz. To tylko dziecko. Wielu rzeczy jeszcze nie rozumie i inaczej interpretuje poważne sytuacje- rzekł Lewis, uśmiechając się pocieszająco.
Leoni wraz z Brytyjczykiem skierowali się w głąb domu, a drzwi wejściowe od budynku otworzyły się ponownie, wpuszczając tym samym Torgera oraz Carmen. Austriaczka weszła do kuchni, gdzie powitał ją ciepły uśmiech Suzanne, która zaraz po tym objęła ją.
- Obeszło się bez komplikacji?- spytała Szkotka, patrząc na pasierbicę.
- Jak na moje szczęście, tak. Nie licząc, że wczoraj byłam jeszcze na gwałt wzywana w zastępstwie na dyżur, to wszystko przebiegło zgodnie z planem- odpowiedziała brunetka, uśmiechając się.
- Lewis! Od listopada cię nie widziałam- rzekła Susie, przytulając Brytyjczyka.- Jak nastawienie przed sezonem?
- Póki co staram się nie myśleć o nadchodzącym sezonie. Ostatnio skończyłem analizować moje błędy z minionego, więc na razie koncentruję się na normalnym treningu siłowym. W styczniu prawdopodobnie pojadę na obóz treningowy, żeby zmienić klimat, ale to są tylko plany, wszystko wyjdzie w praniu- odpowiedział mulat.
Leoni wyszła z kuchni, idąc do salonu, w którym Jack siedział pośród masy klocków Lego, budując coś z nich. Austriaczka podeszła do brata, po czym usiadła na podłodze obok niego. Blondyn uśmiechnął się, a następnie pokazał jej swoją konstrukcję, która miała chyba przypominać dinozaura. Brunetka wzięła kilka luźnych klocków i złączyła je ze sobą, aby potem podać je pięciolatkowi.
**
Przetoczyła razem z Jackiem kulę śniegu, która miała posłużyć za głowę bałwana. Dwudziestosiedmiolatka podniosła to co ulepili i dała na szczyt powstałej konstrukcji. Wzięła brata na ręce, a on wsadził wedle uznania marchewkę oraz kamienie, przez co śnieżna postać zyskała twarz.
- To jest George- rzekł malec, patrząc z dumą na bałwana.
- Dlaczego akurat George?- zapytała Leoni, spoglądając na blondyna.
- Bo jest wysoki i ma dziwną minę- odpowiedział śmiertelnie poważnie Jack, a następnie pobiegł w stronę Hamiltona, po czym wrócił wraz z nim.- Patrz Lewis! To nasz bałwan! Nazywa się George.
- George?- zapytał mulat, unosząc jedną brew do góry.- Ale dlaczego... A w sumie nie ważne.
Leoni zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową na boki. Mając wszystko gdzieś usiadła na śniegu, co od razu powtórzył Jack. Austriaczka uformowała z białego puchu kulkę i kiedy Lewis zapatrzył się na jakiś punkt w oddali, rzuciła nią w niego, następnie zrywając się do biegu w stronę wejścia do domu. Pięciolatek skierował się za nią zostawiając za sobą siedmiokrotnego mistrza świata.
CZYTASZ
INTERPOL| G.RUSSEL
Fanfiction"𝕊𝕚ą𝕕ź 𝕟𝕒 𝕔𝕙𝕨𝕚𝕝ę 𝕚 𝕝𝕖ć𝕞𝕪. ℙ𝕚𝕖𝕡𝕣𝕫𝕪ć 𝕓𝕚𝕝𝕖𝕥 𝕚 𝕛𝕖ś𝕝𝕚 , 𝕁𝕒 𝕡𝕣𝕒𝕘𝕟ę ż𝕪𝕔𝕚𝕒 𝕚 ś𝕞𝕚𝕖𝕣𝕔𝕚, 𝕋𝕪 𝕡ł𝕒𝕔𝕫𝕖𝕤𝕫 𝕠𝕔𝕖𝕒𝕟𝕖𝕞 ł𝕖𝕫. ℤ𝕒𝕥𝕣𝕫𝕪𝕛𝕞𝕪 𝕫𝕒𝕡𝕒𝕔𝕙𝕪, ś𝕝𝕒𝕕𝕪. Ż𝕪𝕛𝕞𝕪 𝕟𝕚𝕖 𝕔𝕙𝕔ą𝕔 𝕤𝕚ę...