⚫6⚫Les parents sont bizarres⚫

242 17 5
                                    

Rodzice są dziwni

*///*

Dzień dzisiejszy był dniem nieszczęśliwym dla Adrien'a, gdyż to właśnie dzisiaj jego ojciec wracał do domu, a konkretnie już wysiadał ze swej limuzyny.

Ochroniarz blondyna powiadomił go oczywiście, iż szanowny pan Agreste dosłownie za chwilkę będzie w domu. Więc tak jak nakazywała etykieta, którą mu wpojono, podreptał na hol i ustawił się z boku, tuż obok drzwi.

Drzwi otworzyły się. Wraz z tym gestem wszystkie swobody, wszystkie uciechy jakich doświadczał przez ostatnie kilka dni właśnie uciekły wsiną w dal. Znów będzie musiał sumiennie ćwiczyć grę na pianinie, chiński i szermierkę. Tak bardzo nienawidził tych zajęć.

Do środka wszedł wysoki mężczyzna o siwych włosach i ostrym spojrzeniu ukrytym za czerwonymi okularami. Jego mina nie wyrażała żadnych emocji, nic poza chłodem.

Tuż za nim do środka podreptała jego asystentka. Średniego wzrostu kobieta. Ciemne włosy miała spięte w schludnego, dokładnego koka. Żaden pojedynczy włosek nie odstawał. Ona również nosiła okulary, tylko nieco bardziej nowoczesne.

- Witaj Adrien'ie. - odezwał się mężczyzna swoim niskim głosem od, którego biła powaga i profesjonalizm. Nawet zwracając się do swojego syna, osoby z, którą w teorii powinien być blisko, zachowywał duży dystans.

- Witaj tato. - odparł równie poważnie, beznamiętnie. - Witaj Natalie. - może i z nią przywitał by się nieco przyjaźniej gdyby nie obecne okoliczności. Brunetka czasami okazywała mu więcej zrozumienia niż jego własny ojciec. Zdarzało się nawet, że litowała się nad nim i pozwalała mu wyjść gdzieś ze znajomymi ze szkoły, a to znaczyło dla niego bardzo wiele.

- Witaj Adrien'ie. - odparła, wydawało się, że jej kąciki ust lekko uniosły się ku górze, ale może to tylko złudzenie.

- Mam nadzieję, że sumiennie wykonywałeś wszystkie swoje obowiązki. - spojrzał podejrzliwie na swojego syna. Był taki nieufny, taki zimny. Zielonooki nienawidził tego w nim. Tęsknił za swoim starym tatą, który może i rzucał suchymi, tatusiowymi żartami, ale go kochał. Okazywał mu to, wspierał go, bawił się z nim. Jednak odzyskanie takiej wersji Gabriela było niemożliwe, nie od dnia, w którym wszystko się zmieniło. Nie od dnia śmierci mamy.

- Oczywiście, że tak. - skłamał. Nauczył się perfekcyjnie łgać ojcu. Dzięki temu mógł wygospodarować trochę czasu dla siebie.

- To dobrze. - zmierzył go czujnym spojrzeniem, w którym zaraz pojawił się błysk gniewu. Oho, coś było nie tak. Adrien coś zjebał. - Widziałem twoje oceny z chemii. Jak wyjaśnisz mi tą piątkę minus?

Zaraz pani Mendelejew już wpisała oceny? Zazwyczaj zajmowało jej to grubo ponad dwa tygodnie. Co tak szybko? A poza tym to nie była przecież zła ocena, zwłaszcza w porównaniu do reszty klasy, która prawdopodobnie podostawała dwóje. Sądząc po ich narzekaniu na trudność kartkówki.

- To był trudny materiał. - chciał się wytłumaczyć. Brzmiał na skruszonego i niepewnego a te emocje były jeszcze bardziej podkreślone jego uciekającym wzrokiem. - Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Postaram się podnieść jakoś moje oceny. - w duchu modlił się tylko o to, aby do jego i tak już napiętego harmonogramu nie zostały wciśnięte korki z chemii.

- Wiem o tym, ponieważ postanowiłem, iż od tej pory będzie przychodził do ciebie korepetytorka. - czy on czytał mu w myślach? Wszystkie skryte nadzieje Adrien'a właśnie pękły, rozsypały się w drobny mak. Blondyn poczuł jak mała szpilka zostaje wbita w jego serce. Zadał sam sobie pytanie w myślach  czemu jego ojciec musi być taki złośliwy? Czasami miał wręcz wrażenie, że siwowłosy robił to specjalnie, że męczenie go sprawiało mu chorą przyjemność, dziwną satysfakcje.

Bonsoir minou | LukadrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz