Od tygodnia razem z Jamesem szykowaliśmy coś specjalnego dla Justina. Nie chciałam prosić o pomoc mojego przyjaciela, bo wiem że szatyn za nim nie przepada, ale jako jedyny miał znajomości, które były konieczne.
-Kochanie, ubrać garnitur czy coś eleganckiego, a zarazem luźnego? -Mój narzeczony wychyla głowę zza drzwi szafy.
-Ubierz się jak zwykle. Wiem, że nienawidzisz galowych ubrań, a w tym przypadku są ci niepotrzebne.
Wzdycha i znika w garderobie. Nie żebym się czepiała, ale siedzi w niej około dwudziestu minut. Mało tego, gdy wreszcie się z niej wyłania jest ubrany w zwykłą białą bokserkę, czarne spodnie ze skóry z krokiem u kolan i czerwone supry. Później idzie jeszcze do łazienki, co daje nam kolejne dziesięć minut na wybranie perfum oraz ułożenie włosów. I mówią, że to kobiety długo się szykują.
Dzwoni dzwonek do drzwi więc idę zobaczyć kto przyszedł, mimo że wiem kim jest ta osoba. Bo grunt, żeby mieć wszystko wcześniej zaplanowane. Oczywiście to Amy, nasza kochana opiekunka do dzieci. Witam się z nią uprzejmie i prowadzę do salonu. Idę pod łazienkę, żeby popędzić Jusa.
-Skarbie pośpiesz się, nie mamy całej nocy.
-Już, już! -Krzyczy, a po chwili wychodzi.
Bierze mnie pod łokieć. Blondynka życzy nam miłej zabawy. Tak, Amy wie co przygotowałam. Następnie wychodzimy z kamienicy. Zasiadamy w lśniącej limuzynie i wyruszamy w drogę. Brązowooki wciąż pyta dokąd jedziemy i co to za niespdzianka, ale ja pozostaję nieugięta i zaciskam usta. Niespodzianka to niespodzianka, Bieber. Pojazd zatrzymuje się. Justin ma zamiar wyjść lecz powstrzymuję go przed tym czynem. Zawiązuję mu czarną chustę na oczy i upewniam się, że niczego nie widzi.
Prowadzę go kilka minut w pewne miejsce. Zatrzymujemy się, a wtedy ściągam mu opaskę. Światła z tej strony są przypadkowe, więc Justin nie domyśli się gdzie jesteśmy. Rozgląda się na boki, a gdy nadal nie wie co to za miejsce, wbija we mnie pytający wzrok.
-Pamiętasz tę rozmowę, gdy spytałam cię dlaczego nie chcesz wrócić do śpiewania, a ty odpowiedziałeś że twoja muzyka była coraz gorsza, przez co fani cię opuścili?
-Um, tak i co to ma z tym wspólnego? -Marszczy czoło.
-Odwróć się. I czekaj tutaj. -Nakazuję.
Znikam gdzieś w ciemnościach. Daję znak, żeby Freddy (jeśli dobrze zapamiętałam imię) podniósł kurtynę do góry. Przed Justinem ukazuje się sala Madison Square Garden wypełniona po brzegi beliebers, przyjaciółmi i rodziną szatyna. Wiwatują, robią zdjęcia.. są szczęśliwi. Jakichś mężczyzna z ekipy stawia przed nim mikrofon, który stanowił niezbędny element podczas jego ostatniej trasy Believe Tour.
-Hej wszystkim, przyszliście tutaj dla mnie? -Spytał niedowierzając.
A potem? Wszystko poszło gładko, tak jak to sobie wyobraziłam. Justin zrobił dla nich świetne show. Widać, że był szczęśliwy, a właśnie taki chciałam uzyskać cel. Przypomnieć mu, co go uszczęśliwiało. Przecież to było jego życie! Po dwóch latach Justin występował na scenie, Bieber wrócił.