Rozdział 15

6.6K 358 11
                                        

Wygrzebałem się z kanapy uważając, aby nie zbudzić Ronnie. Przeniosłem się do swojej sypialni, żeby się przebrać. Ubrałem czarne luźne spodnie i białą długą koszulkę. Włosy pozostawiłem w totalnym nieporządku. W końcu miałem zamiar jechać tylko po dzieci. Wróciłem do salonu, gdzie Anderson wciąż spała. Zabrałem klucze od mieszkania i samochodu. Zostawiając ją samą w domu. Zakluczyłem drzwi i zbiegłem po schodach na parter.

-Dzień dobry, Michael. -Posyłam dozorcy ogromny uśmiech.

-Dobry, dobry. Gdzie pędzisz o 6.28 w niedzielę, dzień święty? -Śmieje się.

-Odebrać dzieci od rodziców. Wczoraj wieczorem byłem w kinie z Ronnie i zostawiłem maluchy pod opieką Pattie, Kathriny i Martina. -Odpowiadam.

-No Bieber. Rób tak dalej, a z pewnością ją odzyskasz. Wystarczy, że będziesz wzorowym ojcem i najlepszym chłopakiem. -Odwraca się i wraca do pracy.

Analizuję to co powiedział i skinam głową nawet jeśli tego nie widzi. Kieruję się do wyjścia i otwieram masywne skrzydło.

-Dzięki! -Krzyczę i wychodzę z budynku.

Odblokowuję swoje porshe i wciskam swoje wychudzone ciało na miejsce kierowcy. Odpalam silnik i wyjeżdżam na ulicę. W podróży towarzyszy mi piosenka I'm Yours - Jasona Mraza, która leci w radiu. Zanim się rozkręcam, docieram pod najdroższy hotel w tym mieście. Wydostaję się z pojazdu, a przede mną od razu pojawia się chłopak i proponuje zabranie samochodu do garażu.

-Panie Bieber. -Kłania się.

-Wystarczy Justin. -Chichoczę. -Proszę, niech auto pozostanie tutaj. Przyjechałem tylko po dzieci. -Informuję na co się oddala.

Idę w stronę szklanych drzwi. Boy hotelowy otwiera je dla mnie, a ja dziękuję mu skinięciem głowy. Uśmiecham się do wszystkich, których spotykam na drodze. Mając Ronnie tak blisko jak wczoraj i dzisiaj, mogę powiedzieć że jestem szczęśliwy. Dlaczego więc nie miałbym tego okazywać?

Pukam do pokoju mojej mamy, która pojawia się kilka minut później.

-Co tu robisz? -Szepcze.

-Obudziłem Cię? -Pytam. -Przyjechałem po Sama i Anastasię. -Powiadamiam.

-Sami, tata po ciebie przyjechał! -Krzyczy w głąb pomieszczenia.

Pięciolatek wyłania się w pełni gotowy. Biegnie i rzuca mi się w ramiona. Okręcam go w okół własnej osi i stawiam na ziemi. Patrzę na mamę.

-Nigdy nie byłem dobry z matmy mamo, ale z tego co się orientuję, mam dwójkę dzieci. -Mówię rozbawiony.

-Naprawdę bystrzaku? -Parska. -Ana jest w pokoju obok u państwa Anderson. Stwierdziłam, że tam przy dorosłych będzię miała więcej ciszy i spokoju niż tu przy Jazmyn i Jaxonie.

Przytulam ją na pożegnanie i kieruję się do pokoju numer 203. Powtarzam czynność, a w framudze pojawia się brat brunetki.

-Bieber. -Rzuca obojętnie i krzyżuje ręce na piersi.

-Cześć, Blake. Przyjechałem po Anastasię.

-Domyśliłem się. Nie udawaj idealnego ojca. Ostrzegałem cię, żebyś nie ranił Ronnie. Zostaw ją w spokoju. -Warczy.

-Ona wie dlaczego to zrobiłem, ty nie musisz. -Syczę.

-Ta jasne. To nie oznacza, że jesteś wspaniałym tatusiem, jak raz czy dwa razy odbierzesz dzieci. Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Nie powinieneś się koło niej kręcić. Nie było cię przy niej wtedy, nie będzie i teraz. -Prycha.

-Przepraszam, nie mów mi że ty byłeś obok. Z tego co pamiętam uciekła także od was, dwa razy. -Szydzę.

Spluwa i wraca do środka, by pojawić się po chwili z Anastasią w nosidełku. Odbieram ją od niego i się odsuwam. Niebieskooki trzyma mnie za rękę, a w drugiej noszę swoją małą księżniczkę. Nie śpi, ale jest spokojna. Gdy jesteś w samochodze, zapinam szkraby w fotelikach na tylnym siedzeniu.

Przez całą drogę Bieber Junior opowiada o tym, co robił u dziadków przez wczorajszy wieczór. Uważam, że spacer po Central Parku i późniejsza zabawa w chowanego z moim rodzeństwem, to całkiem dobrze spędzony czas.

Wchodzimy do mojego apartamentu. Sami ściąga buty. Chwytam go za ramię, gdy chce wejść do salonu. Odwraca się i patrzy na mnie wyczekująco.

-Tam śpi twoja mama, bądź cicho, dobrze? -Szepczę. Kiwa potwierdzająco głową.

Prowadzę go do mojej sypialni. Stawiam nosidełko na łóżku. Odpinam małą księżniczkę i kładę ją na pościeli.

-Przypilnujesz jej, żeby nie spadła? Chciałem zrobić dla was i waszej mamy śniadanie. -Zwracam się do synka.

-Yhm. -Potrząsa główką.

Całuję oboje w czoło i wychodzę z pomieszczenia zostawiając uchylone drzwi. Wchodzę do kuchni i wyciągam potrzebne składniki. Myślę, że na śniadanie jajecznica z kiełbasą i kawa oraz sok pomarańczowy dla dzieciaków to dobra sprawa.

Kończę smażyć danie, kiedy para chudych rączek przytula mnie od tyłu. Odwracam się, by zobaczyć zaspaną twarz zielonookiej. Na ten widok uśmiecham się szeroko.

-Dobry, śpiąca królewno. -Chichoczę.

-Cześć, to dla mnie? -Unosi brew.

-Tak. -Potwierdzam.

-Nie sądzisz, że to za dużo? -Uśmiecha się.

-Skądże! To dla nas i dzieciaków. Wcinaj. -Podaję jej talerz i idę do sypialni.

Zastaję syna i córkę, którzy bawią się w łapki. Całe szczęście, że wszystko jest w porządku. Wzdycham z ulgą i podchodzę do nich.

-Idziemy na śniadanie. -Informuję.

Niebieskooki wystrzela do kuchni jak strzała. Kręcę rozbawiony głową i biorę Anastasię na ręce. Brązowooka jest taka mała. Od razu uprzedzam, że jest to córeczka tatusia. Wracam do kuchni. Nie mam tutaj krzesełka dla dziecka, więc usadawiam swojego aniołka na kolanie. Bawię się łyżką w samoloty. No wiecie 'leci samolot, leci' i wtedy jedzenie ląduje w buzi dziecka. Nieważne.

-Dziękuję za miły wieczór i cudowny poranek. -Ronnie całuje mnie w policzek po zjedzonym śniadaniu.

-To dla mnie przyjemność. -Mówię zgodnie z prawdą.

-Dozobaczenia później. -Macha i razem z naszymi szkrabami wraca do siebie.

Daddy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz