-Moja? -Powtórzyłem.
Nie wyobrażacie sobie, jaki jestem w tym momencie szczęśliwy. Zawsze chciałem mieć córeczkę. Oczywiście nie zapominajmy o Samie. Dwójka dzieci? Cudownie! Nie ważne, czy jestem pogodzony z Ronnie, czy nie. Przynajmniej nie musiałem z niej wyciągać tej informacji. To coś wspaniałego. Czuję, że muszę jej wszystko wytłumaczyć, nie mogę dłużej tego w sobie tłumić, to mnie dusi.
-Tak, twoja. Teraz powiedz to co chciałeś i znikaj. -Powiedziała cicho, ale z nutką wrogości.
Westchnąłem i wyprowadziłem nas na korytarz. Powiedziałem, że będzie lepiej jeśli usiądzie. Dla mnie był to trudny temat, a nie wiem jak ona na to zareaguje. Ukucnąłem tuż przy jej kolanach i zamknąłem oczy. Nabrałem sporo powietrza. Powrót do przeszłości i tego przykrego wydarzenia przywołuje we mnie ból, żal do samego siebie i łzy.
Uspokoiłem trochę swoje emocje i podniosłem powieki do góry. Wciąż załzawionymi oczami spojrzałem na bladą twarz Ronnie. Ten sam nieczytelny i beznamiętny wyraz gości na jej twarzy. To już czas. Pomyślałem. Muszę to z siebie wydusić. Anderson mogę ufać.
-Tego dnia, kiedy dowiedziałem się, że wyjechałaś bez słowa, niewiadomo dlaczego i dokąd, byłem cholernie przygnębiony. Wieczorem wyszedłem do klubu z chłopakami. Jedyne o czym marzyłem, to żeby upić się do nieprzytomności i obudzenie się rano obok ciebie. Po niecałych trzydziestu minutach, byłem już nieźle wstawiony, wrecz usypiałem na blacie baru. Ochroniarz chciał mnie wyprosić. Machnąłem na niego ręką, lecz przypadkowo uderzyłem go w twarz. Natychmiast wyrzucił mnie z lokalu przez tylne wejście. Powrzeszczałem trochę na niego, ale po minucie ruszyłem, by wyjść z tamtej uliczki. W alejce natrafiłem na mojego antyfana i jego kolegę. Zaczęli do mnie podskakiwać, a ja nie miałem ochoty na takie sprzeczki. Jeden strasznie mocno mnie popchnął, że uderzyłem głową o ścianę. Zrobiłem to samo, ale niechybnie, bo ten lekko podpity zachwiał się i spadł na swojego kolegę. Ten uderzył o beton tyłem głowy i zmarł na miejscu. Miałem sprawę w sądzie, ale orzekli, że to było w obronie własnej i nieszczęśliwy wypadek. Moi adwokaci postarali się, żeby to nigdzie nie wypłynęło. Przez dłuższy czas wszystko było w porządku. Krótko przed trasą, Scooter wpadł na pomysł, żeby znowu połączyć mnie z Seleną, ale ja mu odmówiłem. Wtedy on zagroził mi, że wszystko rozgłośni. Przestraszyłem się. To dlatego tak dziwnie się zachowywałem. To była dawna sprawa i nie chciałem do tego wracać. Musiałem robić to co chciał Braun, żeby nic nie wyciekło. Ja naprawdę bardzo mocno Cię kocham. Bałem się, że odejdziesz. W końcu i tak odeszłaś. -Mówiłem z przejęciem z wzrokiem wbitym w podłogę.
Ulżyło mi, kiedy wyjawiłem to co od kilku lat siedziało mi na sercu. Dokładnie siedem długich lat. To jak kamień z serca. Cieszę się, ża mam to już za sobą.
-Naprawdę niezłą bajeczkę wymyśliłeś przez te dwa lata, Justin. -Zakipła Ronnie.
Co? Mówiłem prawdę. Wbiła mi gwóźdź w serce. Ja naprawdę nie wiem, co mam jej teraz powiedzieć. Opowiedziałem jej coś ważnego z mojego życia. Coś, co dręczyło mnie przez tyle lat, coś czego nigdy nie zapomnę i nie wymarzę ze swojej pamięci. Przecież nieumyślnie zabiłem człowieka! Myślałem, że Anderson okaże trochę skruchy, ale jak widać bardzi się na niej przeliczyłem.
Pokręciłem tylko smutno głową i wstałem na równe nogi. Założyłem na nod swoje ray bany i odwróciłem się do wyjścia. Schowałem ręce w kieszeniach i zgarbiony ruszyłem korytarzem.
-Żegnaj, Ronnie. -Rzuciłem cicho w połowie drogi.
~~~~~~~
I'm crying :'( Ten rozdział taki smutny. Ktoś gdzieś w pierszej części pisał, że Justin kogoś zabił, ale idk kto. Nie wiem co więcej mogę napisać. Zapraszam na nowe ff o Justinie "Pozory Mogą Mylić", ale to tylko jak ktoś chce. Love U All ❤❤