Ze spuszczoną głową schowaną w kapturze, z rękami w kieszeniach szłem ulicami miasta, które nigdy nie śpi. Byłem załamany, Ronnie mi nie uwierzyła. Miałem nadzieję, że to potoczy się inaczej. Tak bardzo się pomyliłem.
Musiałem zadomowić się w nowym miejscu. W końcu obiecałem właścicielowi kamienicy, że wprowadzę się za dwa dni. Wolnym krokiem sunąłem wciąż do przodu. Gdy dotarłem przed moje nowiutkie lokum, była 18. Nie można winić mnie za godzinę, wciąż jest to ten sam dzień. Westchnąłem i wszedłem do budynku.
Na moje szczęście, w ten nieszczęśliwy dzień, biuro tym razem dozorcy, znajdowało się tuż obok wejścia. Zapukałem w szybę, gdy zauważyłem że mężczyzna w średnim wieku ma zamknięte oczy i prawdopodobnie śpi. To trochę nieodpowiedzialne z jego strony, ale właściwie to nie moja sprawa.
Gwałtownie wyprostował się w swoim fotelu i zwrócił uwagę na mojej osobie. Posłałem mu słaby uśmiech, bo tylko na taki było mnie w tym stanie stać. Odwzajemnił mój gest i zabrał się do pracy. Michael, bo tak ma na imię stróż tej kamienicy, był bardzo dobrze poinformowany o moim przyjeździe. Welman to bardzo miły i pomocny człowiek. Z miłą chęcią pomógł mi wnieść moje osobiste rzeczy do mieszkania. Chciałem zapłacić za trud, z którym się zmagał, ale od razu odmówił.
Opowiedział mi trochę o ludziach zamieszukących tę kamienicę. Mówił, że najwięcej jest tu młodych ludzi i że świetnie się z nimi dogadam. To dobra wiadomość, jak na sam początek. Ugościłem go ciastkami i kubkiem gorącej herbaty. Powiedział także, że drugi dozorca, który obejmuje wartę w nocy, jest nieco zgorzkniały i lepiej nie wchodzić mu w drogę. Postanowiłem wziąć sobie tę radę do serca.
Kiedy wrócił do swoich obowiązków, ja postanowiłem pójść spać. Byłem cholernie zmęczony lotem do Londynu, później tu do Nowego Jorku, sprawą z Ronnie i ogólnie całym dzisiejszym dniem. Nie musiałem długo czekać, by odpłynąć do błogiej krainy Morfeusza.
Wieczorem wypisali Anastasię ze szpitala, więc mogłam wracać do domu. Cieszyłam się z tego faktu. Nigdy nie przepadałam za szpitalnymi łożami i niesmaczym jedzeniem. Nie przejęłam się za bardzo tym co powiedział Justin, no bo jaki byłby w tym sens? Nie jesteśmy razem i nie muszę się nim przejmować. Już nie.
Taksówkarz zatrzymał auto pod budynkiem. Zapłaciłam mu za kurs i wysiadłam z samochodu. Z Aną na rękach przeszłam przez próg budowli. Podoba mi się tutaj. Ciche miejsce. Idealne warunki dla rodzin z małymi dziećmi.
-Dobry wieczór Michael. -Skinęłam głową w stronę farbowanego blondyna i uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć Ronnie! Z Aną już wszystko w porządku? -Uśmiechnął się promiennie.
-Tak. Dziękuję, że pytasz. Mogę klucze od mieszkania? -Pytam.
-Oh, nie trzeba. James już wrócił. -Poimformował.
Mój uśmiech się powiększył na wspomnienie o zielonookim.
-Dziękuję za informacje. Dobranoc. -Powiedziałam z entuzjazmem i ruszyłam w stronę windy.
