-Dobrze, ale jak ty to sobie wyobrażasz Ronnie? -Spytał Justin.
-Bieber na boga, zlituj się. Tłumaczę to po raz ostatni.
-Więc.. -Ponagla mnie, dlatego gromię go wzrokiem.
-Beliebers chcą twojego powrotu. Widziałeś na własne oczy w MSG. Potrzebny ci jedynie manager, którym oczywiście będę ja. -Wyjaśniam.
-Ty? -Szatyn zmarszczył krzaczaste brwi.
-Tak. Jesteś z Ronnie Anderson. Mam kontakty. Podzwoni się tu i tam, a niedługo po tym wisiałyby ogromne plakaty Bieber Is Back.
-Ew. Jasne, ale musimy pomyśleć nad innymi sprawami. Jesteśmy zaręczeni, pamiętasz?
-Pamiętam. -Westchnęłam. No Justin, ty to potrafisz ostudzić entuzjazm.
-I z tego co się orientuję, nie powiedzieliśmy o tym jeszcze naszym rodzicom. Wypadałoby zorganizować jakąś kolację i im o tym powiedzieć. -Zauważył słusznie.
No to jest nie do pomyślenia, Justin Drew Bieber jest dzisiaj bardziej poważny niż nie jeden biznesmen. Rozumiecie, oni po prostu mają wyraz twarzy jakby cały czas na pogrzebie siedzieli. NUDA. Ślub chyba może poczekać..
-Okeej. Możemy ich tu ściągnąć w przyszły weekend. -Proponuję.
-Jezu Anderson, gdzie ty zgubiłaś mózg? -Bieber udał przerażenie.
-O co ci w ogóle chodzi? -Krzyżuję ręce na piersi. Okres ma?
-Nie uważasz, że cała rodzina i przyjaciele się tutaj nie pomieszczą. Po za tym ściągnęłaś ich tu tydzień temu na mój koncert.
-I gdzie ty widzisz problem? Równie dobrze możemy zarezerwować miejsce w restauracji. -Upieram się przy swoim.
-Oh przestań. Podróże samolotem są męczące. My do nich polecimy w ten piątek. Zabierzemy dzieci, odwiedzimy stare miejsca..
-Dobraa. -Fukam.
-No co ty Ronnie, wiesz że cię kocham?
Wtem do salonu zawitał nasz wspaniały pięcioletni syn Sam i to właśnie na nim całą swoją uwagę poświęcił wielmożny Justin. Szatyn posadził go sobie na kolanach i posłał mu najpiękniejszy uśmiech.
-Tato, pobawisz się ze mną klockami? -Zapytał swoim słodkim głosikiem.
-Jasne mały. Wiesz gdzie lecimy na cały weekend? -Spytał bieber juniora.
-Gdzie?
-Do dziadków. Cieszysz się?
-Tak! -Krzyknął radośnie po czym spojrzał na mnie. -Tatoo, co jest mamie? -Zabawnie zmarszczył nosek.
-Mama jest obrażona na tatę. -Szepnął mu na ucho, mimo to słyszałam. Głupek.
-Może tata sprawdzi, czy przez przypadek nie ma go w pokoju obok? -Uśmiechnęłam się sztucznie, a to wyrośnięte dziecko parsknęło śmiechem.
-Bardzo zabawne Anderson. -Pokręcił bezradnie głową.
-Prawda? -Wytknęłam mu język.
-Oświadczyłem się dziecku, o boże. -Drew schował twarz w dłoniach.
Wypraszam sobie. Tym razem przesadziłeś Bieber. Mam cholerną nadzieję, że wyśpisz się na tej pięknej kanapie. Dobrej nocy życzę.
Prychnęłam i z założonymi rękoma zniknęłam w naszej sypialni, by chwilę później wyrzucić z niej pościel. Nie będzie ze mnie żartował.
-Dzisiaj śpisz na kanapie. Może ci ten kręgosłup pokiereszuje. Dobranoc.
