Pocałunek pod jemiołą - autorkaklaudia

2.7K 119 36
                                    

autorkaklaudia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

autorkaklaudia

Bostoński wiatr niósł wesołą melodię gdzieś na obrzeża miasta. Rude loki powiewały na wietrze, kiedy Claire biegła slalomem między drzewami, aby zmylić swojego przyjaciela. Chichotała, uciekając przed Brandonem. Tak bardzo starała się być szybsza, aby tym razem nie dać mu się złapać. Z każdym dniem była w tym coraz lepsza. Przynajmniej tak myślała do momentu, aż przyjaciel nie pociągnął jej za rękę i wepchnął w stertę kolorowych liści.

– Mam cię – oznajmił triumfalnie, kiedy swobodnie opadł obok niej. – Nigdy mi nie uciekniesz.

Claire zaśmiała się i odgarnęła rude loki, które opadły na jej twarz. Brandon wsparł się nad nią i szeroko uśmiechnął. Dziewczyna odpowiedziała mu tym samym, a wtedy uśmiech z jego twarzy zniknął.

Zastanawiała się dlaczego. Czy zrobiła coś źle? Czemu brunet o ciemnych, niczym pióra kruka, włosach i niebieskich jak ocean oczach, nagle posmutniał? Wsparła się na przedramionach, spoglądając na niego z bliska. Ich oddechy się mieszały, a wzrok błądził po twarzach. Claire szukała choć maleńkiego powodu nagłej goryczy, ale nie była w stanie go znaleźć.

– Co się stało?

– Ja... – zaczął. – Możesz mi coś obiecać?

– Co takiego?

– Jeśli któreś z nas opuści sierociniec, zawsze będzie pamiętać o drugiej osobie. Piszmy do siebie listy. Jeśli rodzina adopcyjna zadecyduje o przeprowadzce, zawsze poinformujemy się o zmianie adresu.

– Boisz się, że ktoś byłby w stanie nas rozdzielić? – Dziewczyna przekręciła głowę w bok, przyglądając mu się jeszcze uważniej. – Brandon – wymówiła jego imię spokojnie. – Mamy szesnaście lat. Nikt nie adoptuje dzieci w tym wieku.

– Jeśli jednak to by się wydarzyło. Obiecaj mi, że nasza przyjaźń będzie trwać zawsze.

Claire dotknęła chłodną dłonią jego rozgrzanego policzka. Potarła delikatnie porcelanową skórę kciukiem, a następnie wplotła palce w gęste, ciemne włosy.

– Obiecuję.

Chłopak wyprostował najmniejszy palec i wystawił go w jej stronę. Obietnica złożona na małego paluszka od zawsze była dla nich czymś najpotężniejszym. Czymś, czego nie mogli złamać. Niczym przysięga przypieczętowana własną krwią.

Claire złączyła ich palce razem, po czym uśmiechnęła się w jego stronę. Wiedziała, że to, o co martwił się Brandon, było zwykłą głupotą. Tak jak powiedziała, nie sądziła, że ktoś byłby w stanie adoptować dzieci w ich wieku. Zresztą sami byli świadkami tego, iż byli odrzutkami.

To najczęściej bobasy znajdowały domy, a oni? Oni mieli tylko siebie, ponieważ w oczach dorosłych byli nic nieznaczącymi dzieciakami. Czymś tak zepsutym, czego nie można było naprawić. Choć marzyli o własnym domu. Choince na święta, prezentach, miłości i wsparciu. Jednak nikt nie mógł im tego dać.

Christmas AnthologyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz