Killian Hayes momentami wyglądał, jakby poza nim nie istniało nic innego na tym świecie.
Kiedy Rory wróciła do domu poczuła charakterystyczny, unoszący się w powietrzu zapach zioła. Przewróciła oczami, kierując się w stronę jego pokoju.
— Znowu, Hayes? Serio? — spytała, opierając się o framugę drzwi.
Leżał na łóżku, patrząc w stronę sufitu. Okno było szeroko otwarte, a w pokoju było przeraźliwie zimno. Rory wzdrygnęła się mimowolnie z tego powodu.
— To świąteczna trawa — odpowiedział, unosząc kącik ust w górę, ale nadal na nią nie spojrzał. — Chcesz?
— Nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, jak świąteczna trawa — prychnęła.
— Widzisz? Życie zaskakuje nas cały czas, Rory — powiedział, podnosząc się do siadu. Wyciągnął w jej stronę skręta. — Powinnaś spróbować.
Uniosła oceniająco brwi, spoglądając na jego wyciągniętą dłoń. Killian często palił, ale jeszcze częściej ją do tego namawiał. To nie tak, że nigdy nie paliła lub że nie lubiła palić, ale zazwyczaj miała dużo do zrobienia (albo nie chciała powiedzieć przy nim czegoś głupiego).
— Mam dużo nauki.
— Nie masz. — Przewrócił oczami. — Wiem, że chcesz.
— Muszę się stąd w końcu wyprowadzić, ciągle namawiasz mnie do złego — westchnęła, chwytając tlącą się używkę z jego ręki.
— Nie łam mi serca, Rory. — Spojrzał na nią unosząc brew. — Możesz usiąść, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Nie gryzę.
— Twoje brudne łóżko przeciwnie. — Skrzywiła się, wypuszczając dym z ust. — Pewnie nie prałeś pościeli przez lata. Albo nie wiedziałeś nawet, że ją się pierze.
— Zmieniałem ją wczoraj. Specjalnie dla ciebie.
Przewróciła oczami, podając mu skręta i kładąc się obok niego na łóżko, ze zwisającymi w dół nogami. Było strasznie zimno, ale na szczęście nie padał śnieg. Co nie zmieniało faktu, że cały Nowy Jork był zasypany śniegiem.
— Jeśli zaraz nie zamkniesz okna, to zamarznę. A razem ze mną wszystkie kwiaty, które tutaj gromadzisz.
— Są sto razy lepszymi współlokatorami od ciebie. — Wypuścił dym z ust, patrząc na nią. — Nie marudzą, nie brudzą i przynajmniej czasami w tym mieszkaniu są.
— Pewnie też codziennie recytują ci poezję, wyznając ci miłość.
— Nie — powiedział, wstając i podając jej z powrotem jointa. Poprawił włosy, zakładając ten jeden biały kosmyk, wśród reszty czarnych, za ucho, po czym lekko się nad nią nachylił, unosząc lekko kącik ust. — One tego nie robią, ale za to ty byś mogła.
CZYTASZ
Christmas Anthology
RomanceŚwięta to najpiękniejszy okres w roku. Pozwól, byśmy dodały do niego jeszcze odrobinę magii. Antologia świąteczna.