Odkąd parę lat temu zdecydowałam przenieść się na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, moje życie stało się łatwiejsze. Mogłam odciąć się od przeszłości, a moja starsza siostra nie miała już żadnych komplikacji, aby w końcu wieść swoje idealne życie w Colorado - z dala od "problematycznej, niewdzięcznej gówniary".Za taką osobę miała mnie właśnie Emily Greenwar – Line. Wieczna prymuska, królowa balu, przykładna córka. Wisienką na torcie był ten sam chłopak poznany w liceum, za którego wyszła za mąż. Oczywiście jej życiowym celem była gromadka dzieci oraz rola przykładnej żony, matki i gospodyni domowej.
Jeszcze pięć lat temu jej największą przeszkodą, aby to osiągnąć byłam ja. Młodsza o siedem lat, zbuntowana siostra.
Nasza relacja nigdy nie należała do zażyłych. Rożniłyśmy się od siebie diametralnie - niczym ogień i lód. Podczas gdy ona była prawdziwą królową śniegu - opanowaną, zdyscyplinowaną i pozbawioną uczuć bryłą lodu, mnie porównywano do niszczycielskiego płomienia spalającego absolutnie wszystko, czego mógł dotknąć na swojej drodze.
Wszyscy na osiedlu w naszym rodzinnym mieście myśleli, że gdy zabrakło taty staniemy się sobie bliższe. Nic bardziej mylnego.
Jeśli wcześniej nie pałałyśmy do siebie siostrzaną miłością, to po śmierci ojca ona stała się biegunem północym, natomiast ja południowym.
Tak naprawdę dla niej najlepiej byłoby, gdybym nie istniała. Ja też tak uważałam. Moja egzystencja przynosiła więcej szkody niż pożytku.
Gdybym bardzo chciała zrzucić na nią winę za wszystkie złe rzeczy, jakie miały miejsce w naszym życiu, to nie mogłam. To ja byłam chodzącą destrukcją, okiem cyklonu i zabójczym ogniem. To ja odebrałam siedmioletniej dziewczynce ukochaną mamę, a kilkanaście lat później również ojca. Nie dziwiło mnie to, że Emily mnie nienawidziła, ponieważ nienawidziłam sama siebie. Nie dość, że została pozbawiona rodziny, to na jej barki spadł ogromny ciężar, którym byłam ja. Nigdy jej tego nie powiedziałam i nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie to zrobić, ale Emily dawała sobie świetnie radę godząc studia z opieką nade mną, choć wcale jej tego nie ułatwiałam. Byłam jej jednocześnie wdzięczna za to, że nie zostawiła mnie, choć dawałam jej niejednokrotnie do tego okazję. Wiedziałam również, że nie byłam niczym więcej niż przykrą retrospekcją minionych wydarzeń, dlatego postanowiłam odejść bez słowa i nigdy więcej nie pozwolić na to, aby marnowała na mnie czas.
– Caroline, kończymy na dziś. – łapiąc mnie za ramię, moje rozmyślania przerwała Veronica, koleżanka z pracy.
– Idź, ja potrzebuję jeszcze pół godziny na dokończenie tego raportu. – odpowiedziałam, starając się przywołać uśmiech na swoją twarz.
– Jak uważasz. Powiem portierowi, że jesteś w biurze. Wesołych świąt Care. – pozdrowiła mnie na pożegnanie i wyszła zamykając szklane drzwi.
CZYTASZ
Christmas Anthology
RomanceŚwięta to najpiękniejszy okres w roku. Pozwól, byśmy dodały do niego jeszcze odrobinę magii. Antologia świąteczna.