Dance with Snowflake - Mrs_whimsy

690 51 8
                                    

Mrs_whimsy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mrs_whimsy

Grudzień zawsze oznaczał dla mnie więcej pracy. Szczególnie przed samymi świętami. Na moje szczęście ten parszywy miesiąc dopiero się zaczął. Niestety już miałam go dość.

– Możecie pospieszyć się z tym makaronem? Klient nie będzie czekał! – krzyknęła Melissa. Stanęła tuż obok mojego stanowiska, patrząc mi na ręce, dokładnie w chwili, gdy nakładałam na talerz tagliatelle z aksamitnym sosem. Ostatnim elementem było dodanie do niego trufli, które nadawało szyku całemu daniu. W końcu postawiłam danie przed nią i uśmiechnęłam się bezczelnie.

– Coś mówiłaś? – Mel spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu i ręką przywołała kelnerkę, która zabrała danie, wraz z wcześniej przygotowaną sałatką. Dałam sobie rękę uciąć, że do "Retro" przyszedł jakiś nadęty bufon, zapraszając na kolację dziewczynę "dbającą o linię". Oczywiście nikomu nie ubliżałam, każdy miał prawo jeść co chciał, ale zamawianie tylko sałatki w tej restauracji, był dla mnie jak policzek. Jako główna szefowa kuchni, niejednokrotnie stawałam na rzęsach, aby moje dania smakowały każdemu. Uwielbiałam siedzieć i wymyślać nowe specjały, tworzyć całkiem nowe smaki. W pewnych kwestiach jednak miałam związane ręce - jak menu. Owszem to zależało w głównej mierze ode mnie, ale też i od szefa, który miał coś do powiedzenia, w końcu to była jego restauracja. Gdy byłam mała pragnęłam mieć własną restaurację. A jednak trafiłam do "Retro". Nie narzekałam. W końcu nasza restauracja miała nawet dwie gwiazdki Michelina. To, że tu pracowałam było dla mnie sporym wyróżnieniem. Szczególnie, że szybko dostrzeżono mój talent i z pomocnicy, stałam się główną szefową. Na szczęście nie było tak, że kogoś wygryzłam. Po prostu mój poprzednik przeszedł na emeryturę. Wciąż wspominałam Louisa. Dużo się od niego nauczyłam. Czasem wpadał do restauracji, już jako gość, ale i tak czasem dostawałam przytyki z jego strony. Wiedziałam jednak, że czysto po koleżeńsku. Nigdy po złości.

– Dobra robota, klienci nie mogą się nachwalić – stwierdziła Alice, wchodząc ponownie do kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Takich komplementów mogłabym słuchać codziennie. Niesamowicie mnie budowały. Nie minęła chwila, gdy podeszła do nas Mel, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie mogłam wyczuć, czy był to bardziej radosny, czy wredny uśmieszek. Nie wychwyciłam też momentu jak wyszła na salę i wróciła na kuchnię, ale jako menadżerka, wszędzie było jej pełno. Spojrzała na Alice i głową wskazała na drzwi.

– Nie chcę cię poganiać, ale klienci czekają. – Mina dziewczyny diametralnie się zmieniła, ale w końcu "skuliła ogon" i wyszła z kuchni. Czyli jednak to był ten wredny uśmieszek. Założyłam ręce na piersiach. Znałam Mel od dłuższego czasu. Jako menadżerka była świetna. Jako przyjaciółka również. Ale w pracy była niezwykłą służbistką. Aż za bardzo. Coś mnie jednak zastanowiło w tym, że dosłownie wygoniła Alice z pomieszczenia. Zupełnie jakby chciała mi coś przekazać, tak, aby ona tego nie słyszała. Kolejny raz na twarzy ciemnoskórej pojawił się uśmieszek. Wiedziałam, że to oznacza kłopoty.

Christmas AnthologyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz