hurt and comfort morwin dla nataloo
Zadowolony z siebie Erwin wysiadł z swojego samochodu. Dzisiaj był ciężki dzień; dla obcej osoby mogłoby się wydawać, że wręcz wydarzyła się jakaś apokalipsa. Wybuch bomby, której nie udało im się rozbroić, strzelaniny w powietrzu, a nawet możliwość wysadzenia całego miasta w powietrze. Zardzewiałe pojazdy, opuszczone, walące się budynki i przepełnione pyłem niebo dawało upiorny nastrój.
Jednym z głównych minusów, był fakt, że wiele mieszkań w centrum zostało mniej lub bardziej zniszczonych i groziły zawaleniem. Z tego powodu, Erwin musiał udać się do małego domku na Paleto, który kupił wieki temu. Ponadto, zgodził się przenocować swojego przyjaciela, Gregory'ego Montanhę, gdyż jego kawalerka w centrum miasta została dostatecznie zniszczona. Dlatego nie zdziwił się, gdy zobaczył policyjną Victorię z 406 na dachu, zaparkowaną przy drewnianej chatce.
Zgaszone światła nasuwały mu myśl, że szatyn śpi, więc Erwin postanowił nie robić zbędnego hałasu. Rzucił niedbale wierzchnie odzienie na fotel, który stał przy kominku w rogu, a chwilę potem trafiły tam też bronie, sprzęt i inne przedmioty powiązane z nielegalnymi działaniami byłego pastora. W chatce nie było kanapy, więc złotooki uznał, że Gregory pewnie leży w jedynej sypialni. Jakoś muszą się podzielić łóżkiem i kołdrą, choć, nie był to już pierwszy raz. W głębi serca, Knuckles nawet był zadowolony z takiego obrotu spraw.
Mina mu nieco zrzedła gdy zauważył na małym, chybotliwym stoliku pustą butelkę po drogiej whiskey. Wątpił, że on tu ją zostawił, co wskazywało na tylko jednego winowajcę. Co jak co, ale Erwin nie przepadał za pijanym Montanhą. A przynajmniej, gdy ten pił w samotności; oznajmiało to, że coś jest zdecydowanie nie tak.
Siwowłosy westchnął cicho i zajrzał do sypialni. Tak jak założył, zastał tam brązowookiego. Leżał w bezruchu, opatulony szczelnie kocykiem i odwrócony plecami do drzwi. Miał przymknięte oczy i włożone słuchawki bezprzewodowe.
— Grzegorz? — Młodszy szepnął niepewnie.
Odpowiedziało mu ledwo słyszalne mruknięcie.
— Co się dzieje? — zapytał, siadając na krawędzi łóżka. Po chwili wahania wplótł dłoń w miękkie, brązowe kosmyki. Montanha mruknął cicho, lecz zmienił pozycję na siedzącą. Spojrzał w kierunku bursztynowych, zmartwionych tęczówek. Mimo ciemności jaka panowała w domku, Erwin zdołał ujrzeć zobojętnienie i brak typowych dla szatyna iskierek. Nie wyglądał jednak na pijanego.
— Próbowałem się upić — wymamrotał Gregory, nie owijając w bawełnę. — Ale nic kurwa nie masz.
— A to whiskey?
— Było niemal puste.
Knuckles stanowczym ruchem wszedł na materac, po czym przytulił do siebie wyższego. Przykrył ich ciasno kocem i pozwolił by głowa Montanhy spoczęła na jego klatce piersiowej. Brązowooki podał mu jedną z słuchawek, by oboje mogli się wsłuchać w muzykę. Siwowłosy ponownie zaczął przeczesywać włosy policjanta, nie mówiąc nic więcej. Wiedział, że lepiej nie naciskać. Jeśli Gregory zechce mu sam powiedzieć, to to zrobi, a inaczej może spowodować niepotrzebną kłótnię. Nie chciał tego.
Kolejny głośny huk rozbrzmiał za oknem, gdzieś w oddali. Całe ciało Montanhy nagle się spięło i odruchowo bardziej wtulił twarz w pierś głaszczącego go złotookiego. Po chwili znów się rozluźnił, choć nie do tego stopnia, co wcześniej. Spojrzał niechętnie na młodszego, który wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— O to chodzi? — zapytał cicho Knuckles.
Wiedział, że Montanha służył kiedyś w wojsku, jak i, mimo że tego się wypierał, został kiedyś zdiagnozowany z PTSD. Po powrocie z Afganistanu przez krótki czas uczęszczał na terapię, dopóki nie uznał, że ona "i tak gówno daje", po czym zaprzestał. Nieleczona trauma nie zaniknęła i od czasu do czasu miewał spowodowane tym ataki paniki. Jednak, jak typowy macho, Gregory udawał, że to go w ogóle nie rusza, nawet gdy w środku cierpiał.
Gregory powoli pokiwał głową, zbierając się w sobie, by rozwinąć wypowiedź.
— Od momentu, gdy te wybuchy się zaczęły... Było źle. To nie jest jak z hukiem karabinów, to jest głośniejsze i... bardziej mi przypomina wojnę — szepnął. — Mimo to, jestem policjantem, musiałem chronić ludzi i nie pokazywać słabości. Trzymałem to w sobie, wewnętrznie źle się czując, to się skumulowało i... no — zakończył niezręcznie, chowając twarz w koszulce młodszego.
Erwin wzmocnił uścisk. Nie musiał nic mówić; ich bliskość wyrażała więcej niż tysiące słów. Wspólna cisza, to było to, czego Montanha aktualnie najbardziej potrzebował. Siwowłosy uśmiechnął się delikatnie na myśl, że starszy tak się przed nim odsłonił, będąc trzeźwym i opanowanym. Większość prywatnych wyznań padała albo pod wpływem alkoholu, bądź w emocjach, podczas napiętych kłótni. Tym razem, odbyło się to spokojnie i wręcz zdrowo.
Złotooki miał cichą nadzieję, że będzie więcej takich chwil szczerości. Obecne wyznanie było jednym z najbardziej intymnych momentów, między ich dwójką. Jednak, pasowało to do dziwnego nastroju, który udało im się wytworzyć. Otwierający się na swoje słabości Gregory i spokojny Erwin to niespotykane zjawiska, a jednak działy się one naraz. Przeleżeli tak kilkadziesiąt minut, jak nie kilka godzin, w bezruchu, wsłuchując się w cicho lecącą w słuchawkach muzykę i wzajemne bicie serc.
— Dziękuję — wychrypiał w końcu Montanha, podnosząc czekoladowe spojrzenie, na to głęboko karmelowe. — Poopowiadasz coś? Łatwiej jest mi się wtedy skupić na teraźniejszości — dodał nieśmiało.
— Jasne — wyszczerzył się młodszy, odzyskując nieco swojej typowej energii. — Wiesz, że mogłem dziś prawie rozjebać to miasto? I to dwa razy! Ale tego nie zrobiłem! W sensie, ten wybuch jest trochę moją winą, ale nie do końca, i tak by się to stało. A drugą apokalipsę udało mi się powstrzymać!
— Gratulacje — parsknął swobodniej Gregory. — Za nie rozpierdolenie miasta przez pięć minut.
— Ej! — Erwin oburzył się żartobliwie. — Wiesz, że jarają mnie takie rzeczy... Po prostu postanowiłem, że lepiej nie ryzykować. Ani swoim życiem, ani Zakshtou.. Ani twoim też, oczywiście, twoim też, twoim też... No ale wracając do początku...
Luźniejsza atmosfera i ciekawa, choć zagmatwana historia Erwina zajęła im obojgu myśli na wystarczająco długo, by spędzić im sen z powiek. Będąc w lepszym nastroju, Gregory też co jakiś czas wtrącał się w monologi młodszego. Odległe wybuchy nadal powodowały chwilową nerwowość u policjanta, lecz rozproszenie w postaci siwowłosego skutecznie odwracało jego uwagę. Dopiero około piątej nad ranem postanowili się położyć spać. Będąc ponownie wtuleni w siebie, byli szczerze szczęśliwi, że są tu razem. I choć nie powiedzieli tego na głos, oboje wiedzieli, że czują to samo.

CZYTASZ
Zbiór Oneshotów
FanfictionOneshoty na święta (nie wszystkie są świąteczne!) dedykowane dla różnych osób. Różne style, różne shipy. Enjoy! Poprawione przez cudowną @alemqa a parę przejrzanych przez @_Smokae_ i @panna_cookie <33 love you all