TWO

1.7K 79 23
                                    

cavid dla ev.ve
teenagers!au -- charaktery + informacje + backstory zmienione na potrzebę historii

Brunet biegł przez zaśnieżone ulice. Większość rodzin zasiadała do Wigilijnej kolacji, spędzała czas z rodziną, bądź zwyczajnie dobrze się bawiła w śniegu, bądź w przytulnych domach. Rozpięta, falująca na wietrze, cienka kurtka nie dostarczała ciepła chłopakowi, a w pośpiechu założona czapka, ledwo trzymała się jego głowy. On jednak nie zwracał na to uwagi, a jego jedynym celem było znalezienie się jak najdalej od domu. Biały puch delikatnie prószył, przyozdabiając nocne niebo tysiącami malutkich, srebrzystych punkcików, złudnie zmieniając otoczenie w baśń. Mimo bajecznego wyglądu, świat bruneta wcale nie był kolorowy. Pieczenie policzka, ból żeber i liczne rozcięcia na twarzy były jawnym dowodem. Różnooki zacisnął mocniej szczękę. Że nawet w Wigilię nie miał żadnego odpoczynku od tego człowieka...

Po parunastu minutach zatrzymał się, ciężko oddychając. Może i miał formę, ale bieganie długich dystansów nigdy nie było jego ulubionym zajęciem. Oparł się o budynek, przy którym się zatrzymał. Przyjrzał się bliżej blokowi, który mimo posiadania swoich lat, wyglądał znajomo i przyjaźnie. Brunet uśmiechnął się niewesoło, zdając sobie sprawę, że znalazł się pod mieszkaniem przyjaciela, który ostatnio zbyt często zaprzątał jego myśli. Cóż, najwidoczniej nawet podświadomie coś go ciągnęło do niego.

Analizując wszystkie aspekty za i przeciw, ostatecznie postanowił wejść do środka. Zaklął cicho, zastanawiając się, czy wizyta poprawi mu humor czy go doszczętnie zrujnuje, lecz mimo tego wyjął mały kluczyk i otworzył drzwi. Chowając do kieszeni kluczyk z breloczkiem kapibary, wszedł na klatkę schodową i udał się po szarych stopniach na czwarte piętro. Stał przez dłuższy moment niezdecydowany, po czym, biorąc głęboki wdech, postanowił zapukać.

— David?! — Białowłosy chłopak rozszerzył oczy, wpatrując się w poturbowanego różnookiego. Pociągnął go za dłoń do środka mieszkania. — Co ci się stało?!

— Przewróciłem się — wymamrotał, ignorując pełne wątpliwości spojrzenie piwnych tęczówek. — Wybacz, że niezapowiedzianie wbijam ci się na chatę, ale...

— Nie no, luz, mama zawsze chętnie cię przyjmie. Ja też się cieszę, że cię widzę, chociaż wolałbym--

— Ivo? Kto przyszedł? — Donośny głos kobiety dotarł do przedpokoju, przerywając rozmowę.

— David! — odkrzyknął. — Może zostać?

— Może! — wtrącił się drugi białowłosy, który w przeciągu sekundy pojawił się obok brata. — Jezu, wyglądasz jak menel, który wdał się w bójkę... — wykrztusił w stronę bruneta, widząc jego stan.

— Dziękuję — mruknął Gilkenly. — Przepraszam, że tak niezapowiedzianie, ale--

— Zawsze jesteś tu mile widziany, zjebie — westchnął starszy z braci Carbonara. — Chodź, opatrzę cię. Ivo, powiedz mamie, że zaraz przyjdziemy na kolację — rzucił, po czym zaciągnął Davida do łazienki.

Bez słowa posadził go na sedesie, a z szafki wyjął apteczkę. Nie oszczędzając starszego, sięgnął po spirytus i obmył wszystkie krwawiące i już zaschnięte rany. David syknął cicho, lecz wyższy nawet nie przeprosił wzrokiem. Gdy skończył, spojrzał wymownie na tors chłopaka. Gilkenly zrozumiał o co chodzi młodszemu, i po chwili ociągania, zdjął koszulkę.

— Kurwa — mruknął Carbonara, wpatrując się w formujące się siniaki na żebrach. — Czy znowu ten chuj ci to zrobił? — zapytał. Nie słysząc odpowiedzi, spojrzał prosto w beznamiętne dwukolorowe oczy. Widząc pusty wzrok, twarz Nicollo złagodniała, a ówcześnie widoczna na niej złość przemieniła się w troskę. — Przysięgam, jeszcze raz tak do mnie trafisz, a zadzwonię na policję.

— Nic to nie da. — Brunet w końcu się odezwał.

— Nie możesz dłużej z nim żyć! — zaoponował piwnooki. — Nie chcę, żebyś trafił znowu do szpitala... Skąd wiesz, że następnym razem jak mu nerwy puszczą, to cię nie zabije?

— Mogę tylko mieć nadzieję. — David uśmiechnął się słabo. Widząc, że młodszy chce dalej ciągnąć temat, szybko dodał: — Proszę, nie dziś. Są święta... A ja chcę choć jeden dzień spędzić w miłym towarzystwie...

— Mógłbyś spędzić każdy, jeśli przyjąłbyś moją propozycję — zauważył troskliwie Nicollo. — Proszę, David, zamieszkaj z nami. Martwię się, a tak to będę miał przynajmniej spokój ducha, że jesteś bezpieczny...

Brązowo-niebieskie oczy, intrygujące połączenie mlecznej czekolady i błękitnego morza, zmiękły na tą sugestię. David od dawna rozważał propozycję przyjaciela, jednak bał się, że tylko się załamie. Będzie spędzał więcej czasu z nim, niż dotychczas, a jego tajna misja odkochania się, jak na razie przyniosła sromotną klęskę. Jego uczucia raczej jeszcze bardziej rozkwitną, jeśli będą spędzali ze sobą więcej czasu. Ze strachu przed samym sobą, odrzucał możliwość bezpiecznego domu.

— Nie mogę — mruknął w końcu, po chwili wahania. Nie mógł ryzykować, że jego psychika jeszcze bardziej podupadnie.

— Kurwa, David! — Piwnooki uderzył pięścią o biały blat. — Bo cię tu siłą zabiorę! Nie pozwolę, żebyś dłużej mieszkał z tym psycholem.

— Dlaczego ci tak zależy? — wyszeptał brunet, zagryzając wargę, czując, że zaraz pęknie i nie da rady się postawić.

W końcu, rodzina Carbonara miała wszystko, czego pragnął: ciepło rodzinne, troskę, miłość i samego Nicollo. Ivo i tak już traktował jak brata, a matka białowłosych często twierdziła, że ma trzech synów. Jedynie strach, że Nicollo może go postrzegać jako rodzinę, jako jedynie najlepszego przyjaciela, powstrzymywał go od wyrażenia zgody. Z każdym razem jego stanowcze postanowienie coraz bardziej się kruszyło.

— Dlaczego? — powtórzył Carbonara, upewniając się, że go dobrze usłyszał. — Ponieważ jesteś moim najlepszym przyjacielem? Ponieważ zależy mi na tobie? Ponieważ cię kurwa kocham?! — wykrzyczał.

Cisza jaka nastąpiła wwiercała się w uszy. Zaskoczony wyznaniem, Gilkenly uniósł wzrok prosto w boleśnie szczere oczy. Otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów. Czuł się wręcz sparaliżowany, a gorąco uderzyło w jego półnagie ciało. Gdy David wreszcie z powrotem odzyskał możliwość ruchu, wstał gwałtownie. Stanął twarzą w twarz z Nicollo, którego nerwowe przygryzanie wargi zdradzało, że czuł lekki niepokój związany ze swoimi słowami. Białowłosy okazał chęć odsunięcia się od niższego, lecz on mu na to nie pozwolił. Pewnym uchwytem uścisnął dłoń młodszego, a następnie przyciągnął go do niepewnego, acz przepełnionego uczuciami pocałunku.

Kwadrans później, obaj chłopcy powrócili do salonu. Między czułościami, ustalili szczegóły odnośnie przeprowadzki, jak i Wigilii. Ivo i pani Carbonara udawali, że nie widzą nieśmiałego trzymania za ręce, bladych rumieńców, czy szczerego uśmiechu na twarzy Davida, którego brakowało od paru dobrych miesięcy. Gdy jedli wspólną kolację, śmiejąc się z ciekawych anegdot pani Carbonary, czy słabych dowcipów Nicollo, brunet nareszcie poczuł się jak w domu.

Zbiór OneshotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz