THREE

1.5K 51 31
                                    

mover dla szi funi

— Udało ci się ustalić z Biurem Szefa cokolwiek odnośnie SWATu?

— Nie.

— A co powiedzieli?

— Nic ciekawego.

— A co im ty powiedziałeś?

— Że warto byłoby coś zmienić.

Kolejne krótkie i lakoniczne burknięcie rozbrzmiało w radiowozie. Szatyn, który prowadził Explorera, westchnął bezsilnie. Kolejny dzień, a jego interakcje z Kanadyjczykiem nadal wyglądają tak samo. Chociaż nie, teraz przynajmniej się do niego odzywa. Wcześniej ignorował go na każdym kroku. Pewnie nadal by to kontynuował, gdyby Lincoln nie przydzielił ich do wspólnego patrolu.

— Hank... — Brązowooki westchnął ponownie. — Możesz ze mną normalnie porozmawiać?

— Gregory. — Montanha nieznacznie skrzywił się, słysząc swoje pełne imię. Over rzadko się tak do niego zwracał, a jak już to o wiele bardziej przyjaznym tonem. Jednak teraz, głęboki, zachrypnięty głos przyjaciela brzmiał kompletnie obojętnie i zimnie. — Nie dziw się, że jeśli kogoś zwyzywasz, to potem ta osoba nie będzie zadowolona.

— Przecież jedynie nazwałem cię sprzedajną kurwą! — jęknął szatyn.

— No właśnie. Nie miłe to było — stwierdził smutno Hank. — Przykro mi się zrobiło.

— To na chuj donosisz na to, co robię po służbie? — zdenerwował się starszy.

— Było się nie obściskiwać z poszukiwanym w jakiejś alejce! — warknął niebieskooki.

— Byłem porwany! — ryknął szatyn, wymachując rękoma, nie zważając na to, że stwarza zagrożenie na drodze. — Nie chciałem tam być, do cholery!

— Jasne — mruknął młodszy. — Zresztą, kadet to zgłosił, a ja jedynie potwierdziłem. Miałem skłamać? Przy szefie? I kadecie? Miało nie być kolesiostwa.

— Niezłym przyjacielem jesteś — prychnął. — Potwierdzacz, i to do sytuacji wyrwanych z kontekstu. Nieźle, Hank, naprawdę nieźle.

— Aha. — Hank założył ręce na piersi. — Rozumiem, Grzegorz. Mega.

— No tak! Wszystko wina Grzecha! — zirytował się Gregory. — Jak zwykle! Co z tego, że to nie ja się zachowuję jak księżniczka? Grzechu i tak obrywa.

— No i znowu krzyczysz — zauważył Over ponurym tonem.

— Bo mnie wkurwiłeś. Cały czas robisz z siebie ofiarę — burknął Montanha, gwałtownie zatrzymując się na czerwonym świetle.

— Ale obrażasz mnie przy Rosalii! To jasne, że się denerwuję!

— To o to ci chodziło cały ten czas? — Szatyn wybałuszył oczy.

— No! Przecież i tak byś miał problem u szefa, skoro kadet doniósł na ciebie, przecież to jasne... A ty mi wizerunek burzysz.

— Ja pierdole. Nie zauważyłem Rosalki...

— Myślałem, że specjalnie przy niej to zrobiłeś...

— ...

— ...

— Szmatą jesteś, wiesz Hank? — mruknął Montanha. — Ale moją szmatą.

— A ty jesteś moją szmatą! — Wyszczerzył się Over. — Przyjaciele?

— Przyjaciele. — Brązowooki się uśmiechnął.

— Ruszaj, mamy zielone od minuty, ślepoto — pogonił do Hank. — Dziwki na nas dłużej nie mogą czekać...

Gregory westchnął, lecz w środku odetchnął z ulgą. Przynajmniej tym razem udało mu się uniknąć utraty najlepszego przyjaciela przez jakąś głupotę. Oby tak dalej.

Zbiór OneshotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz