Rozdział IX - Wojna na stojąco

91 4 0
                                    

– Jesteśmy w ciemnej dupie – stwierdził, nawet nie podnosząc wzroku znad swoich dokumentów, nad którymi aktualnie pracował.

Ciężko mi było nie przyznać mu racji.

- Nie jesteś na mnie zły? – zapytałam, siadając w fotelu.

- Ależ skąd! Przecież to nie twoja wina. Ty zrobiłaś co mogłaś i to jeszcze w jakim stylu! Plan był świetny, ale niestety zawsze znajdzie się ktoś, komu będzie taki plan nie na rękę. Nie bój się, jakoś to naprawię.

- Dziękuję tato.

- To ja powinienem dziękować tobie – powiedział, ale ton jego głosu dalej był chłodny - Ten plan był majstersztykiem, ale i takim planom nie raz potrzebny jest czas. Gdy Ribbentrop odwiesi blokadę, wtedy zadziałamy i wykończymy Sachsen. Tu masz moje gwarancje.

- A i mam jeszcze jedną dobrą wiadomość. Ojciec Friedricha nam pomoże. To znaczy uruchomi swoje znajomości i postara się znaleźć kogoś, kto będzie mógł pojechać jako handlowiec do Szwecji. Mówił mi nawet, że ma znajomego Szweda, który za odpowiednią opłatą, takiej pracy się podejmie.

- No to świetnie.

- Powiedziałam też, żeby odesłał go do ciebie, to chyba nie problem?

- Ależ skąd. – machnął dłonią – To nawet bardzo dobrze. Ja sobie z nim porozmawiam i omówię wszystkie kluczowe sprawy – powiedział spokojnie. – Z tych ważnych rzeczy jak się mam domyślać to wszystko?

- Tak.

- Nie myślałaś o tym co zrobić z tym staruchem od win?

- Nie, nie miałam na to czasu.

- Co ma znaczyć, to, że nie miałaś czasu? – wreszcie podniósł wzrok i wbił we mnie swoje zimne spojrzenie.

- Mniej więcej to co oznacza, że byłam zbyt zajęta innymi rzeczami, które miałam na głowie przez co nie byłam w stanie wygospodarować sobie więcej niż posiadówkę z Walterem na zajęcie się sprawą Ribbentropa.

- Rozmawiałaś z Schellenbergiem na temat naszego wewnętrznego problemu? – zapytał, dalej się na mnie patrząc.

- Ależ oczywiście! W końcu to też jego problem.

- Od kiedy, przepraszam bardzo?

- Przecież sprawa X, bezpośrednio z Sachsen związana, jest problemem tylko i aż Waltera. To on się w nią miesza i to on posiada wszystkie potrzebne w niej pełnomocnictwa.

- Faktycznie. Chcesz go jeszcze obciążyć?

- Tak.

- Ale on ma przecież jeszcze Malines na głowie.

- To powinien być problem Abwehry, a nie Schellenberga.

- Ale obydwoje wiemy, że Abwehra się tym nie zajmie, a nawet jeżeli, to zrobią to na Łęcinę.

- Kogo?

- Znajomego Jurgena, nie ważne. Masz się tym zająć, Katrin. – dodał, po czym wrócił do swojej roboty.

Przez dłuższą chwilę stałam jedynie przed biurkiem mojego ojca i patrzyłam się to na swoje buty, to rozglądałam się po gabinecie. Miałam dwie opcje, albo wywołać burzę, albo skulić się w sobie i wrócić do roboty.

- A co jak ci powiem, że nie – wypaliłam w końcu.

- Nie?

- Nie.

- Nie?!

- Nie.

- Ale to jest już twoja działka, wiesz o tym? Czy może mam ci przypomnieć, kto w tej sprawie szedł na obiadek do attaché radzieckiego?

𝐖𝐨𝐥𝐚 𝐳𝐞 𝐬𝐭𝐚𝐥𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz