Rozdział VII - Aferki się zdarzają

93 4 2
                                    

- Mów – usłyszałam jedynie, gdy zdyszana wpadłam do gabinetu mojego ojca.

Uznałam, że ta sprawa jest na tyle priorytetowa, że muszę o niej powiadomić moje ojca jak najszybciej, a że z ambasady droga na Wilelmstrasse nie jest przesadnie daleka, to uznałam, że przetestuję moje umiejętności biegowe i tak nie z pełna dwa kwadranse później zameldowałam się w gabinecie mojego ojca.

- Polski attaché wojskowy w Madrycie major Władysław Dąbski. – odpowiedziałam z niczym nie zachwianą powagę.

- Jak ty na to wpadłaś?! – zapytał, po czym wstał i podszedł do sejfu, z którego wyciągnął jedną teczkę. Była cienka, ciemnozielona, z białym brzegiem. Takich teczek używano do akt ataszatów.

- Po prostu sam się zdradził. Może nie dosłownie, ale powiedział wystarczająco dużo, żebym mogła uznać go za szpiega.

- A już myślałem, że Polacy będą bardziej dyskretni.

- Z reguły są, ale tym razem poszło o sprawy bardzo prywatne.

- Jak bardzo?

- Pamiętasz tego gościa, zastrzelonego w kwiecie wiśni?

- Tak, zdaje się, że był on attaché w Berlinie. – tu zawiesił się na moment i wlepił wzrok przed siebie. – No przecież, że był! Gwidon Dąbski, dla przyjaciół; Stasiek, jak to się nam zawsze przedstawiał. Czy może to ktoś inny z tej bandy czworga? – uniósł brew.

- To właśnie Gwidon.

- Ale jaki on ma związek z tym drugim Dąbskim? Poza nazwiskiem, naturalnie.

- Władysław Dąbski, czyli ten łącznik, jest jego bratem. I widocznie był do niego bardzo przywiązany. Ale to nie koniec dobrych informacji. Gwidon, ten który zginął w trakcie zamykania kwiatu wiśni pracował w estońskiej ambasadzie.

- Czyli mógł mieć związek z Hannesem – odchylił się na krześle.

- Trafiłeś w Bingo! – wypaliłam.

W tym momencie zapomniałam, że mój ojciec nie znosi tego, że mówię „trafić w bingo", Ale on też się tym nie przejmował. Widocznie był zbyt przejęty poczynionymi przeze mnie postępami w tej sprawie.

- Wiesz, że jak dowiesz się o tamtych łącznikach i powęszysz trochę w ambasadzie Estońskiej, to zamkniesz dwie sprawy za jednym zamachem.

- A to wszystko zacznie się już za – spojrzałam na zegarek - trzy godziny. Na tym obiadku.

- Pamiętaj jeszcze, żeby przejrzeć papiery o Tuchaczewskim.

- Nie ma sprawy. Diekanozow to się chyba zesra przy tym stole jak usłyszy o związkach Tatiany i Donovera ze Skoblinem. – uśmiechnęłam się triumfalnie, a mój ojciec pokręcił głową, uśmiechając się.

No cóż, chociaż pracowałam już normalnie i byłam pełnoletnia, to czasem dalej dawała o sobie znać ta dziecinna część mnie.

- No, no, ale bez takiego słownictwa.

- Dobrze, przepraszam.

- A propos naszego małżeństwa; masz już jakiś pomysł, żeby oczernić ich przed Brytyjczykami? – zapytał – z sowietami nie będzie problemów, ale wiesz, po Venlo z naszymi kontaktami z herbaciarzami jest co raz gorzej, żeby nie powiedzieć, beznadziejnie.

- I tu cię zaskoczę, bo mam. Chcę znaleźć kogoś kto będzie mógł wcielić się w rolę radcy handlowego i skontaktuje się z angolami przez Szwecję lub Szwajcarię. – wyjaśniłam po krótce, wbijając wzrok w tatę.

𝐖𝐨𝐥𝐚 𝐳𝐞 𝐬𝐭𝐚𝐥𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz