1. Puste słowa

252 14 1
                                    

Każdy przeciętny chłopak w jego wieku martwi się o formę albo żeby mieć dziewczynę. Martwią się o to, żeby mieć pieniądze i żeby się spełnić. Mieć marzenia i je realizować. A on? On już nie ma zmartwień. Nie ma sensu się martwić. Bo ile może być warte ludzkie życie? Prawdę mówiąc - tyle co nic. Jest warte bólu, garści kłamstw, masy rozczarowań, łez i złamanych serc. Więc właściwie jaki sens ma ciągnięcie tego cyrku? Jaki jest tego cel? Jaki jest cel życia? Śmierć? Celem życie jest śmierć? Więc po co żyć, jeśli tylko po to, by umrzeć? Na pokaz? Żeby pokazać, że to wszystko jest zamierzone z góry, że to wszystko większy plan dla świata, a samo życie nie jest takie złe?

Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Tak wiele pytań, zbyt trudnych dla zwykłego szarego nastolatka pogrążonego we własnym świecie i w swoich problemach.

Wiedział jedno.
Życie zabija. Jest jak trucizna zabijająca powoli i boleśnie, torturuje. Trucizna wysysającą wszystko co kiedyś było łatwe i piękne, i niszczy to, co zostało. Zwłaszcza te niewinne i najczystsze serca. Takie lubi najbardziej. Lubi patrzeć na ból niewinnych. Niszczy i zabija - to się nazywa życie.

On był taki. Był zniszczony. Kiedyś niewinny i beztroski chłopiec, a teraz co? Zniszczony życiem nastolatek leżący na dachu i gapiący się w nocne niebo.

Kolejna zarwana noc. Kolejny raz tu przyszedł. Patrzył w nocne niebo, jedynie od czasu do czasu mrugając kiedy pojedyncza kropa deszczu spadła na jego twarz.

Co on robił ze swoim życiem? Obiecał przyjaciołom, że będzie o siebie dbać, że nie będzie siedział w nocy na dachu, że zacznie normalnie funkcjonować...

Stop.
"Obiecał przyjaciołom". Ale przecież on nie ma przyjaciół. A skoro kogoś nie ma, to nie można go rozczarować, prawda?
No właśnie, sam już nie wiedział...

–  Co tu robisz? Wiesz która godzina? – usłyszał nad sobą dobrze mu znany głos. Otworzył oczy i lekko je przysłonił dłonią, by już mocniej padający deszcz nie kapał mu do oczu.

– Nie wiem i mam to w dupie, ale znając ciebie to za chwilę mi powiesz – odpowiedział od niechcenia. Naprawdę już go to nie obchodziło. Tracił czas na nic, jednak dawało mu to minimalne ukojenie. On nic nie robił, a życie sobie leciało dalej. Przelatywało powoli przez palce, a z każdym dniem był bliżej śmierci.

Ale o to chodziło. O śmierć. W każdej chwili mógł skoczyć z dachu na którym byli, jednak coś go blokowało. Przychodził tu codziennie po szkole i dumał tak aż do późnych godzin nocnych, patrząc na to, nad czym nie panował. Patrzył na swoje życie.

– Jesteś cały mokry – zauważył blondyn i usiadł obok niego zakładając kaptur. Szatyn wzruszył ramionami i ponownie zamknął oczy.
– Miałeś o siebie dbać. – mruknął pretensjonalnie.

– Nie dbam o to. Mam dosyć tego cyrku. W zasadzie to zawsze mogę go zakończyć – dodał po chwili z lekkim uśmiechem. Wyższy spojrzał na niego z przerażeniem.

– Chyba nie chcesz-

– Luke, ja nie wiem czego chcę. W moim życiu jest cholernie pusto. Nie mam celu, motywacji. Kogoś, komu zależy. Nie mam przyjaciół. Nie mam już nikogo. A moje życie? Nie panuje nad nim. Każdy kolejny dzień jest zmarnowanym dniem z życia poza kontrolą. Ja nie żyje. Jestem martwy. W środku zupełnie nic we mnie nie ma. Na zewnątrz jedynie egzystuje i tyle. Nic już nie ma dla mnie znaczenia. Jestem sam jak palec.

Humor blondyna zmienił się diametralnie. Podniósł głos, ledwo wytrzymując zachowanie szatyna. Czemu on taki jest? Dlaczego nie może funkcjonować normalnie? Czemu Nicholas nie może wziąć się w garść?

– Kurwa, możesz łaskawie przestać bawić się w dziecko z depresją!? Ostatni czas zachowujesz się okropnie. Ignorujesz jakiekolwiek próby pomocy, nic nie mówisz, zamykasz się w sobie, odsuwasz się od wszystkich i izolujesz! Mówisz, że nie masz przyjaciół. A ja!? Kim ja dla ciebie jestem!? – po twarzy blondyna spłynęła wymieszana z deszczem łza. Szatyn jedynie usiadł i spojrzał na niego obojętnie. I mimo że zabolały go te słowa, nie zareagował.

– Gdyby moje problemy ograniczały się do braku przyjaciół, życie byłoby dużo prostsze. Ale tak nie jest. Moje życie jest już bezgraniczną pustką, która nie ma końca i początku. Pustką, która pojawiła się wraz ze zniknięciem z mojego życia bliskich mi ludzi. Clay zostawił mnie samego sobie, tak jak Karl i George. A tobie po prostu przestało zależeć. Jesteś tu, rozmawiasz ze mną, udajesz, że się martwisz. Ale prawda jest taka, że się ode mnie odsunąłeś.

– NIGDY SIE NIE ODSUNĄŁEM OD CIEBIE! ZAWSZE MI ZALEŻAŁO NA NASZEJ RELACJI, ALE PRZEZ TO JAKI JESTEŚ... To tobie nie zależy! Zawsze byłem przy tobie! Kiedy się cieszyłeś, kiedy płakałeś, kiedy miałeś głupi pomysł i kiedy byłeś śmiertelnie poważny! Byłem wtedy, gdy Karl już zrezygnował, gdy Clay odszedł i gdy... Nick... proszę cię, weź się w garść... błagam, zależy mi na tobie...

– Mówisz, ze ci zależy... który to już raz słyszę to z twoich ust? Który to już raz ktoś mi mówi, że mam po co żyć, że komuś zależy, że wszystko będzie w porządku? Nie wciskaj mi kitów. Wiem jak jest. Widzę to. Widzę to każdego dnia, widzę, że nic nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Bo nie ma czegoś takiego jak happy end. Skończyłeś już? Wiesz, chciałem być sam, możesz już może sobie pójść?

– Znowu to robisz – wyszeptał. – Odpychasz wszystkich i się dziwisz, że nikt się z tobą nie zadaje. To jest żałosne co robisz ze swoim życiem, Nick.

– Nicka już nie ma. Nie ma szczęśliwego z życia i pomocnego chłopca. O nie, mój drogi. Teraz jest Nicholas zmagający się z problemami psychicznymi i niszczący sobie życie nastolatek. A wiesz czemu? Bo życie niszczy. Jestem zniszczony życiem. To właśnie życie mnie zmieniło. To życie doprowadziło mnie do tego – można było usłyszeć gorycz w jego głosie, kiedy zwracał się do chłopaka, którego tak niedawno miał za przyjaciela.
W zasadzie, całkiem nie dawno uważał, że miał wielu przyjaciół. Jednak wszyscy traktują go tak samo. Tak się nie traktuje ludzi. Tak nie robią przyjaciele. Przyjaciół nie ma. Nie istnieje takie coś jak "przyjaciel". Nie w świecie gdzie rządzą słodkie kłamstewka i niewygodna, okrutna prawda. Bo po co mówić prawdę i płakać, skoro można wymyślać nowe kłamstwa, a prawdy dowiedzieć się w najgorszym momencie, a samemu przez to stoczyć się na dno?

Ale...
To normalne. To ludzkie. Tak robią ludzie. Ludzie kłamią. Kłamią, a te kłamstwa ich zabijają, przez co nawet czyste serca się niszczą.

Blondyn zacisnął pięści i spojrzał z gniewem w puste oczy szatyna. Nienawidził go w tym momencie. Zależało mu na nim, jednak temu nie zależało na sobie. Luke momentalnie zagotował się od środka. Był niczym wulkan. Cała rozpacz, smutek, chęć pomocy - wszystko momentalnie przeradzało się w złość na młodszego za brak jakiejkolwiek reakcji. Złość, że ten już się poddał. Że nie walczył o własne życie. Że nie próbował odzyskać nad toczącym się życiem kontroli.

– Posłuchaj mnie Nicholas – wysyczał akcentując jego imię.
– Wiesz czemu nie masz przyjaciół? Bo nikt nie chce zadawać się z kimś, kto nie chce mieć nic wspólnego ze samym sobą! Clay odszedł, bo miał dosyć twojego zachowania. George cię zostawił, bo jesteś okropny. Karla nie ma, bo od tamtego czasu się zmieniłeś! A ja!? Ja też chyba muszę odejść! Zależy mi na tobie, potrzebuje cię! Byliśmy przyjaciółmi! Ale jak widać, jedynie byliśmy, już nie jesteśmy! – odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.

– A-ale L-Luke...– wyjąkał, starając się złapać odchodzącego blondyna za rękę. Ten jednak go odepchnął.

– Zostaw mnie. Chciałeś być sam, to sobie bądź. Niszcz sobie życie samotnością dalej. Tylko pamiętaj "przyjacielu", to cię zupełnie zniszczy.

I zniknął zostawiając roztrzęsionego chłopaka za sobą. Zostawił go, nie zdając sobie sprawy jak bardzo zranił Nicka, mówiąc mu to, czego nie chciał usłyszeć. Nie zdając sobie sprawę, jak długa dla szatyna będzie dzisiejsza noc. Nie zdając sobie sprawy, jak wiele trafiło do niego podczas rozmowy na dachu. Rozmowy, która miała się już nie powtórzyć...

Zniszczeni życiem // DSMP/Karlnap //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz