19. Kiedy wszystko było dobrze

49 8 12
                                    

Nicholas chciałby powiedzieć, że jest dobrze.

Chciałby powiedzieć, że powoli się układa, że jeszcze może być dobrze.

Chciałby.

Ale nie może.

Bo nawet jeśli, to na jak długo? Jak długo może cieszyć się, że póki co, wszystko jest w porządku?

Zawsze coś się traci.
Czegoś się nie ma.
Coś się zyskuje.

Nigdy nie ma się wszystkiego, nawet, jeśli się tak wydaje. Zawsze coś się zmienia. Ktoś odchodzi, ktoś zostaje, ktoś wraca i ktoś przychodzi. Nikt ani nic nigdy nie jest na stałe. Bo jesteśmy tylko ludźmi. Niczym więcej i niczym mniej. Ludźmi, zwierzętami, stworzeniami. Zrodzeni z natury, powstali z prochu, w który się obrócimy. Ponoć z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Powstałeś z niczego i niczym się staniesz. Kiedyś wszyscy staniem się niczym. Wspomnieniem przysypanym piachem, które istnieje dopóki ktoś o nas pamięta. Ale nikt nie żyje wiecznie. A wspomnienia też umierają. Zamykają się z nami w trumnie, a pamięć innych powoli blaknie i przyzwyczajają się do braku niegdyś ukochanej i bliskiej osoby.

Niektórzy zaciągają się papierosami, które smakują jak ognisko w środku lata. Smakują jak namiastka wolności i bezkarności. Smakują jak trucizna zabijająca powoli, ale bez bólu. Bo po to przecież ktoś wymyślił takie coś jak papierosy, żeby leczyły ból psychiczny, dajac ukojenie i powolną śmierć. „To tylko papieros, nie może być aż tak źle. To tylko papieros. To tylko dziesięć papierosów. To tylko paczka. To tylko zabijająca powoli używka.”

Dlaczego kiedy coś jest takie fajne, jest też nielegalne? Albo szkodliwe? Ten świat nie wie co dobre.

Dłonie Nicka były już różowe z zimna, ale jak zwykle się tym nie przejmował. Ciepłe promienie słońca były miłą odmianą, choć nie było to zbyt mocno wyczuwalne. Ale było też inne ciepło. Naprawę przyjemne. A był to chłopak, który się o niego opierał.

Karl tak naprawdę jakkolwiek chciał i powinien był nienawidzić Nicka, nie potrafił. Był zmęczony tym wszystkim. Był zmęczony okłamywaniem samego siebie. Był zmęczony tym wszystkim. Nie miał nikogo, kto mogłyby być jego podporą. Więc go potrzebował. Potrzebował dowodu, że komuś zależy. Potrzebował kogoś, kto nie pozwoli mu zwariować. Nawet jeśli przez niego stał się tym, kim był. Nie. To się nie liczy. To przeszłość.

– Nienawidzę jak palisz. Szlugi śmierdzą. Nie możesz zacząć palić czegoś... – przerwał na chwilę, zastanawiając się co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało źle. – Czegoś innego?

Młodszy chłopak zmarszczył brwi.
– Czegoś innego, czyli?

Karl wzruszył ramionami.
– A ja wiem? – zamyślił się na chwilę – Marihuana ładnie pachnie.

– Skąd wiesz jak pachnie trawa? – spójrzmy na niego zmieszany. – Paliłeś kiedyś?

– Nie. Za kogo ty mnie masz? Może ostatnio trochę wariuje, ale nie na tyle, żeby ćpać. – Skłamał jakby było to najprostsze w świecie. A przechodziło to przez jego usta bez najmniejszego skrzywienia, czy zająknięcia. Nie wahał się ani sekundy, kłamiąc w żywe oczy ze spokojem i taką łatwością. Jakby to nie było nic złego.

Kłamstwo ma krótkie nogi, ale trzeba dbać, żeby tak nie było. Kłamanie było sztuką, a Jacobs już dawno opanował ją do perfekcji. To było naprawdę przydatne.

– Alex czasami palił...– powiedział po chwili cicho, na wpół do siebie.

A potem znowu poczuł tą pustkę w sobie. Znowu jakby ktoś wyrwał kawałek jego życia prosto z najwrażliwszej części jego serca. Nie chciał przyzwyczaić się do jego braku, choć wiedział, że ponoć czas leczy rany. Tak naprawdę czas jedynie przyzwyczaja do bólu. Karl miał cholerne wrażenie, że traci wszystkich po kolei. Ale nawet po długim czasie czuł ten sam ból. Tęsknił za wszystkimi, którzy od niego odeszli. George, Alex, dawny Nick... Tak naprawdę w jego relacji z Nicholasem, nic nie będzie takie jak kiedyś. Nigdy już nie będzie tak samo. To wszystko już się wydarzyło, wszystko było przeszłością, wszystko już miało miejsce.

A gdy ktoś powiedział, że nic dwa razy się nie zdarza – ten ktoś miał rację. Bo wszystko dzieje się tylko raz, a każde wydarzenie ma przyczynę. Słońce zachodzi, żeby następnego dnia powrócić, przejaśniając ciemną noc. Kwiat usycha, żeby wydać z siebie nasiona. Samotna kropla deszczu spada z nieba i rozbija się będąc już przy celu, żeby móc połączyć się z innymi kroplami i utworzyć kałuże. Tylko człowiek nie ma znaczenia. Tylko człowiek rodzi się bez sensu i umiera bez sensu. Zostawia bliskich i znika przysypany piachem.

Czy Karl właśnie próbował namówić i ściągnąć kolejną bliską osobę na ścieżkę narkotyków? Czy właśnie próbował delikatnie podsunąć coś innego?

– Albo jednorazówki i vapy ładnie pachną. I wtedy nie śmierdzisz tym dymem. Przede wszystkim nie są takie... szkodliwe... – dodał ciszej niż pozostałe zdania.

Sapnap znowu spuścił wzrok, nie będąc pewnym co myśleć.

– Martwisz się o mnie...?

Karl również odwrócił wzrok, choć Nick i tak nie miał zamiaru spojrzeć w jego oczy.

– Tak naprawdę... nie mam nikogo. Zostałeś mi tylko ty. Obaj wiemy, że między nami nigdy nie będzie tak jak kiedyś, ale... ja cię potrzebuję...

Możesz oszukać wszystkich. Możesz okłamać każdego. Ale siebie nie oszukasz. Tylko ty wiesz – lub nie wiesz – co czujesz. Tylko ty możesz sobie poradzić ze swoją własną głową. Tylko ty wiesz, co się dzieje w twojej głowie.

– Też mam tylko ciebie... – odpowiedział równie cicho. – Wszyscy mnie zostawili, jedynie Luke, ale on też ma swoje życie... ale jest dobrym przyjacielem...

Wszyscy są dobrymi przyjaciółmi, dopóki nie odejdą, albo dopóki nie pokażą prawdziwej twarzy. Każdy może być cholernie bliski, a potem wbić nóż w plecy. Każdy może być bliski, a potem może odejść bez słowa, zostawić w najgorszym okresie życia. Każdy bliski może po prostu znikając. Ale tacy są ludzie. Pojawiają się i znikają. Tylko nieliczni pozostają do końca. Nieliczni mają na to siłę. Luke zaliczał się do tych nielicznych. Był wyjątkowy. Był dobry. Zbyt dobry. Nick na niego nie zasłużył. Luke był zbyt dobry dla niego.

I tak jak Nick uważał, że nie zasłużył na kogoś takiego, Karl żył dokładnie w tym samym kłamstwie, które tak naprawdę sam wymyślił. Ale Jacobs już poczuł skutki. Jego jedyny najlepszy przyjaciel, na którego nie zasłużył, odszedł na tamten świat z jego winy.

Ludzie nie zadają sobie sprawy, że jedno słowo może zabić. Nie zdają sobie sprawy, że słowa bolą bardziej niż czyny. Ale najbardziej boli poczucie winy za całe zło, za odejście bliskich ludzi i świadomość samotności.

– Obiecaj, że nie zostawisz mnie po raz kolejny. Nie dam rady sam. – powiedział nagle Karl, a mina młodszego chłopaka wyrażała zdziwienie. Jestem na to zbyt słaby – dodał w myślach Karl.

Nick wpatrywał się w milczeniu we własne dłonie. Nienawidził obiecać. Obietnice to tylko słowa. Nie są nic warte, ale nie dotrzymane mogą mieć złe skutki.

Ale to przecież tylko słowa.

– Obiecuję – odpowiedział spoglądając na Karla.

Ale to nie była prawda. To nigdy nie mogło być prawdą. To tylko słowo. W tym świecie nic nie jest zależne od nas. A śmierć już zwłaszcza. Śmierć jest jedyną rzeczą, która jest przypisana każdemu. Jedyną rzeczą, która może rozdzielić dwóch kochających się ludzi. To jest jedyna rzecz, na którą musimy być gotowi.

Trzeba być gotowym na śmierć, bo to najpewniejsza rzecz, która kiedykolwiek nas wszystkich spotka. Śmierć przyjdzie po każdego w najmniej odpowiednim czasie.

Zniszczeni życiem // DSMP/Karlnap //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz