24. Wyścig szczurów

56 11 5
                                    

Dzisiaj było zbyt zimno, jak na maj. Za miesiąc miały być wakacje, ale pogoda na to nie wskazywała. Ręce Karla były zimne, ale nie wkładał ich do kieszeni ciemnej bluzy. Było szaro, a deszcz miał dopiero padać pod wieczór.

Czym jest życie? – pytanie brzmiące w jego głowie.

Życie jestem darem? Przekleństwem? Czymś z czego powinniśmy się cieszyć, czy może żałować, że jest? Dokąd nas prowadzi? Do nikąd, czy do jakiegoś celu? Do celu, żeby na końcu umrzeć?

Za czym tak naprawdę gonimy? I co z tego po drodze mamy? Gonimy za sławą? Miłością? Szczęściem? Pieniędzmi? Gonimy za marzeniami? Przecież i tak kiedyś obrócimy się w pył.

To po prostu wyścig szczurów. Bezmyślnie gonimy za własnym sukcesem. Nie zwracamy uwagi na pozostałych. Ciągle chcemy być lepsi i lepsi, a stajemy się co raz gorsi. Skupiamy się na celu, który jest nierealny, przegapiając życie.

Jacobs tak tępił zachowanie Nicholasa, a teraz jak na ironię sam siedział na dachu, z którego skoczył najbliższy jemu sercu chłopak.

Nienawidził papierosów, ale skręty z marihuaną były zupełnie czymś innym. Były słodkie. Były narkotykiem. Świat się od razu robił trochę lepszy. Ten szary świat nabierał dzięki temu swoich kolorów.

*

Tommy się zastanawiał ile lat więzienia daliby mu za morderstwo. Techno mówił, że w zależności od rodzaju morderstwa, mając dobrego prawnika może nawet wyrok w zawieszeniu. W najgorszym wypadku, kilkanaście lat. Ale gdyby przypadkiem (lub nie) zadźgał Wilbura widelcem, prawie jak Drista swojego brata, Techno obiecał pomóc z ukryciem zwłok.

Tak naprawdę pomysł z morderstwem brata już dawno pojawił się w jego głowie, a teraz, gdy ten sukinsyn stał nad nim wykorzystując ich różnicę wzrostu, mając jego telefon, ten pomysł wydawał się świetny.

– Tommy nie może teraz rozmawiać – mówił Will do telefonu Tommy'ego, który starał się go odebrać starszemu bratu. – Tommy jest zajęty. – mówił dalej, choć ten kto dzwonił do blondyna, z pewnością słyszał jego przekleństwami wyzwiska. – Tommy, jak przestaniesz mnie bić, masz oddzwonić do Tubbo – zwrócił się tym razem w stronę niższego chłopaka.

– Wilbur, zabije cię! Oddaj mi ten cholerny telefon!

Szatyn parsknął śmiechem, dalej nie mając zamiaru tego robić.

– Kurwa, nie mam zamiaru więcej skakać! Miałem tą nogę złamaną w dwóch miejscach!

Rzeczywiście tak było, ale pół roku temu. Teraz jego noga (jak i cała reszta połamanych kości) ma się dobrze. Szatyn zdawał się o tym zapomnieć. Stracił czujność. Tom to wykorzystał.

William krzyknął, gdy został popchnięty na łóżko, przygwożdżony przez młodszego. Tommy wyrwał mu swój telefon.

– Halo? Tubbo? Jesteś tam? Mogę rozmawiać, ten pojeb już mi nie będzie przeszkadzał. – Blondyn poprawił się na plecach leżącego brata.

Od wypadku trochę się zmieniło. Przede wszystkim relacja z Tubbo i Ranboo już nie była w opłakanym stanie. Nie był pewny, jak to się stało, ale znowu byli najlepszymi przyjaciółmi. To było najważniejsze. Czy naprawdę Tommy musiał prawie umrzeć, żeby odzyskać przyjaciół?

Will warknął coś pod nosem, przeklinając tego dzieciaka.

– Oh, zamknij się stary człowieku, jestem zajęty – prychnął, na chwilę odsuwając się od telefonu.

*

– Jesteś idiotą, Clay – zaśmiał się cicho George, przykrywając chłopaka kocem. Blondyn wymruczał coś niezrozumiale pod nosem, bardziej zatapiając się w poduszce.

Zniszczeni życiem // DSMP/Karlnap //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz