Ktoś by powiedział, że największa burza w życiu Karla już była, a miała miejsce w dniu, w którym dowiedział się, że Alex przedawkował. Ale nie. To było jak jebane tornado, a Karl akurat znajdował się w jego centrum.
Dzisiaj był pogrzeb. Jego przyjaciela. Jego jedynego, pieprzonego przyjaciela.
A teraz Karl czuł się jak pieprzony palec.
Wcześniej, kiedy zostawał sam ze sobą, nie robiło mu to większej różnicy. Ale teraz kiedy był sam, czuł, że za chwilę zwariuje.
Nie miał nikogo. Nie miał komu powiedzieć jak się teraz czuje. Nie miał do kogo zdzwonić albo się spotkać. Albo zrobić choćby durne zadanie z jakiegokolwiek przedmiotu szkolnego, mimo że tak bardzo nie lubił tego robić.
Nie. Teraz nie było tego. Nie było tego uczucia, że gdy pójdzie do szkoły, znowu zobaczy go i wywróci oczami, kiedy Quackity zacznie narzekać na życie. Nie było świadomości, że znowu będzie wymyślał coś na poczekaniu, dlaczego Alex tak długo nie wraca z łazienki na jakiejś lekcji. Nie było świadomości, że w złym dla Karla czasie, on przyjdzie choćby była to późna noc. Tego już nie było. Była pustka. Otchłań wciągająca go w swoje centrum. Oddalając go od wszystkiego, co kiedyś kochał. Pustka, cholerna pustka, kawałek jego wyrwany prosto z najbardziej kruchej części jego serca.
Ale ta sytuacja miała swoje plusy – o ile można tak powiedzieć. Od kilku dni, Jacobs nawet nie dotknął narkotyków, choć jakiś głos w jego głowie rozpaczliwie o to błagał.
Przez trzy ostatnie noce nawet nie zmrużył oczu, a wystarczyła jedynie jedna noc, żeby wory pod oczami i bladą skóra dała się we znaki bardziej niż zwykle. Wczoraj jego siostra spytała, czy wszystko w porządku, a Karl z trudem powstrzymał się przed odwarknięciem „Kurwa, przeze mnie nie żyje jedyna osoba, dzięki której, miałem jeszcze odrobinę radości z tego zasranego życia”. Więc zamiast tego, zmusił się jedynie do pogardliwego spojrzenia i wrócił do pokoju, nie wychodząc już z niego do końca dnia.
A mimo to, nie zamierzał nikomu mówić, że czuł się jak gówno, a nawet gorzej. Czuł się winny temu wszystkiemu. Czuł, że to on doprowadził do śmierci jedynego przyjaciela. Przecież to Karl pierwszy zaproponował Alexowi narkotyki. Ten jeden raz wystarczał, żeby teraz Quackity leżał przysypany piachem. Przez ten jeden cholerny raz. To Karl go zabił. Ale nawet na tą świadomość, Karl nie umiał uronić ani jednej łezki. Tak, jakby już je wszystkie wyczerpał.
Ale życie toczyło się dalej. Musiało się toczyć dalej. Nikt się tym nie przejmie. Świat się nagle nie zatrzyma od jednej, małej śmierci. Dla Jacobsa się zatrzymał. Może i były to zaledwie cztery dni, ale to były najdłuższe cztery dni w życiu. Dłużyły się w nieskończoność, a Karl wydawał się coraz bardziej nieobecny, w swoim świecie, w którym i tak już nie wytrzymał. Noce były jeszcze gorsze. W nocy był sam. W nocy siedział na parapecie, patrząc się w ciemne niebo, na którym czasami, gdy wiatr rozgonił chmury, były widoczne gwiazdy. A wtedy miał cichutką nadzieję, że Alex tam jest, że jest jedną z tych gwiazd.
A wtedy przychodziło do niego pytanie. Dlaczego ja muszę wszystkich wokół tracić? Najpierw George, później Nick, a teraz Alex. Czym sobie na to zasłużył? Dlaczego do jasnej cholery, nie może być szczęśliwy?
I tak właśnie zdawało mu się, że popada w paranoję, dołując się jeszcze bardziej, słuchając dołującej muzyki.
Teraz jedni powiedzą, że dno jest po to, żeby się od niego odbić. Inni, że będąc na dnie, bierze się łopatę i kopie głębiej. Karl należał do tej drugiej grupy.
Ale nie można wiecznie się dołować, jakkolwiek kusząco to brzmi. Nie można pokazać innym słabości. Ludzie są okropni, bo wykorzystają każdą twoją słabość dla własnych korzyści. Dlatego Karl był zimny i starał się nie okazywać uczuć, zwłaszcza przy ludziach. Zawsze w szkole na jego twarzy gościła obojętność na przemian z irytacją. A teraz i złość, gdy ktokolwiek się do niego odezwie. To go zabijało w środku. Bo Alex wiedział co robić, nawet nie robiąc nic, a Jacobs wiedział, że ma w nim przyjaciela.
CZYTASZ
Zniszczeni życiem // DSMP/Karlnap //
FanfictionPrawda jest taka, że żyjemy w świecie, gdzie nikt nie zwróci uwagi na grupkę nastolatków ze zbytnio zrytą psychiką... A może to nie do końca jest tak, jak nam się wydaje? Przecież za każdą przyszłością stoi przeszłość, której nie można zmienić ani z...