15. Zegar tyka

57 10 43
                                    

Blondyn oparł się o ścianę budynku. Schował ręce do kieszeni, a kątem oka obserwował, co robił wyższy chłopak.

Nie było jednak nowością, że Wilbur gadał ze swoimi znajomymi śmiejąc się i od czasu do czasu zaciągając się papierosem.

Jeszcze tydzień temu, Tommy kijem by nie dotknął papierosów. Ale teraz, kiedy już spróbował – bo musi być ten pierwszy raz – stwierdził, że papierosy wcale nie są aż takie złe, jak się wydawały. Tak naprawdę, dym śmierdział gorzej, niż one smakowały w rzeczywistości.

– Długo jeszcze, staruszku? – szturchnął go w bok, walcząc z uśmiechem. Wilbur był po prostu stary - to było ulubione stwierdzenie Tommy'ego.

Will prychnął coś pod nosem.

Tak naprawdę Tommy i Wilbur rzadko razem spędzali czas, każdy miał swój świat i swoje towarzystwo, więc raczej każdy był zajęty sobą.

Tylko, że towarzystwo Tommy'ego, trochę się od niego odsunęło. Tak, Tubbo, Ranboo i Aimsey mniej czasu spędzali z blondynem. Choć w zasadzie to było tak, że odkąd Tommy zaczął więcej czasu spędzać z Wilburem, tak Tubbo i Ranboo stali się dziwni wobec niego. Na początku zdawali się zmieszani po tym incydencie podczas sprzątania, a później, w poniedziałek jeszcze bardziej byli zmieszani tym, że Tommy nie był na szkolnej zabawie. Więc od tamtego piątku i sprzątania, między nimi panuje głupia cisza. Głupia, irytująca, niezręczna cisza.

Tommy wywrócił oczami przeglądając coś w telefonie. Czekał na wiadomość od Tubbo albo Ranboo cały czas odświeżając powiadomienia. Ale żadnej wiadomości od nich nie było. Żaden z nich nie napisał do niego już prawie tydzień. A Tommy miał małą nadzieję, że teraz będzie inaczej. Nadzieja matką głupich.

– Ej Toms – Will wyrwał go z zamyśleń. Blondyn podniósł wzrok znad telefonu. – Idziemy już?

Niższy nawet nie zwrócił uwagi, kiedy William pożegnał się że swoimi znajomymi, a oni rozeszli się w swoje strony.

Tom parsknął.
– Mógłbym spytać o to samo, bo to ty chciałeś tu stać, a ja już z dwadzieścia minut temu chciałem iść do domu.

– Pff, jesteś strasznie niecierpliwym dzieckiem.

– Spierdalaj, staruszku. – Skrzyżował ręce na piersi, a na twarzy miał wymalowaną złość. Mimo to, w jego słowach była zwyczajna uszczypliwość, niżeli złość.

– Nie jestem stary! –  krzyknął oburzony.

– Nie? – Uniósł brew. – Więc ile masz lat? Bo mi się wydaje, że trochę więcej niż ja, a co za tym idzie, jesteś stary.

Will ponownie prychnął i szturchnął w bok młodszego. Tommy odruchowo mu oddał, uderzając go w ramię. Szatyn już się zabierał do ponownego uderzenia chłopaka, tym razem prawdopodobnie w głowę, ale zanim zdarzył to zrobi, ktoś mu przerwał.

– Pff, jakie dzieci. Spuść ich z oczu na pół minuty, a oni już się pozabijają. Nie można was samych zostawić, jeśli nie chcesz być światkiem morderstwa.

Obaj odruchowo spojrzeli w stronę głosu.

– Czemu ty tak często gadasz o morderstwach? – spytał Wilbur.

– Hej Techno – uśmiechnął się Tommy, a Tech lekko odwzajemnił uśmiech.

– Lubię mówić o morderstwach. – Wzruszył ramionami, jakby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie. – To całkiem ciekawy temat.

Wilbur zmierzył go wzrokiem i zrobił nieznaczny krok do tyłu. Ale nie uszło to uwadze Tommy'ego ani Techno. Obaj się zaśmiali.

– Przerażasz mnie czasami.

Zniszczeni życiem // DSMP/Karlnap //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz