Rozdział 5

1.6K 60 29
                                    

Zbliżał się tydzień naszego pobytu w Paryżu. Dotychczas wszystko co się działo było bardzo przewidywalne i nie było zaskakujących zwrotów akcji. Kiedy byłam jeszcze w domu dziecka, wszyscy robili wszystko spontanicznie. Kilka razy moi rówieśnicy uciekali stamtąd
a potem mieli ogromne kłopoty. Ja natomiast nigdy nie próbowałam uciec. Cieszyłam się każdym dniem spędzonym w domu dziecka, który był lepszy od tych, które przeżywałam w domu.

Opieka społeczna zabrała mnie od rodziców kiedy miałam 8 lat. To był któryś z pierwszych dni czerwca, a ja wracałam ze szkoły. Ojciec jak zwykle był pijany, ale tym razem strasznie się awanturował. Darł się tak głośno, że w końcu sąsiedzi przysłali policję. Ta szybko odkryła, że z moim ojcem i matką mieszka dziecko. Bez zawahania mnie stamtąd zabrali i zawieźli do domu dziecka. Początkowo miałam tam zostać na kilka dni, dopóki nie znajdą mojej dalszej rodziny, z którą mogłabym zamieszkać. Szybko okazało się, że moi dziadkowie, ani dalsza rodzina nie uznają mojego istnienia i nie będą się mną opiekować. Nawet nie było mi wtedy smutno, a wręcz dziękowałam Bogu za wysłuchanie moich próśb.

Wiara była dla mnie bardzo ważna. Od kiedy pamiętam uczyłam się modlitw i często chodziłam do kościoła. Moi rodzice nie przyłożyli ręki do mojego wychowania, ale w dużej mierze zrobił to kościół i nigdy się tego nie wstydziłam. W moim rodzinnym miasteczku, w Brazylii, uczęszczałam do jednego kościoła. Zawsze po skończonej Mszy maszerowałam do księdza by mu się wyżalić albo porozmawiać. Ten zawsze chętnie mnie przyjmował i słuchał o tym co do niego mówię. Zawsze byłam wdzięczna za możliwość rozmowy, która mi dawał.

Ostatnio śnią mi się dziwne rzeczy. Kiedyś odkryłam, że mam natłok dziwnych snów kiedy coś strasznego się wydarzy. Nie byłam pewna, jeszcze co się wydarzy, dlatego chodziłam uważnie przyglądając się otoczeniu.

Wychodziłam właśnie ze sklepu, do którego zaszłam po małe zakupy spożywcze. Był ranek i cały dom jeszcze spał, a jako iż jestem dobrą przyjaciółką, to wykorzystałam fakt, że wstałam dziś najwcześniej i poleciałam szybko do sklepu. W torbie miałam zapakowane składniki potrzebne mi do przygotowania pancakesów z nutellą, które zarówno moja przyjaciółka, jak i jej brat uwielbiali.

Dziś nie musiałam czekać na szofera, bo przyjechałam sama, jednym z samochodów, którego znalazłam w garażu. Wybrałam pierwsze z brzegu auto i przyjechałam nim tu. Oczywiście ludzie spacerujący po ulicach, szybko ogarnęli się, że to samochód Neymara, bo zaczęli wyciągać telefony i robić zdjęcia. Gdy wyszłam ze sklepu oczywiście nadal działo się to samo, bo grupka ludzi stała wokół czarnego ferrari.

- Dzień dobry! - powiedziałam uśmiechając się serdecznie. - Czy mogłabym wsiąść do samochodu? - zapytałam unosząc lekko brwi, widząc wyraźne zaskoczenie ludzi wokół. Kątem oka widziałam kilku ludzi filmujących całą sytuację. W sumie to nawet nie byłam wkurzona. Przy wieloletniej przyjaźni z Rafaellą lub chociażby z Neymarem byłam przyzwyczajona do ciągłej obecności wścibskich ludzi, którzy lubią wtykać swój nos tam gdzie nie trzeba. Po mojej interwencji, trochę ludzi odsunęło się i poszło w swoją stronę. Kilka z nich zostało. Po chwili ogarnęłam się, że to paparazzi, którzy zaczną zadawać mi niewygodne pytania.

- Jak się czujesz Alana? - zapytał jeden z nich.

- Czuję się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że wy też - odpowiedziałam, zakrywając oczy przed słońcem, które mnie raziło.

- Jak określiłabyś swoją relację z Kylianem Mbappé? - Wiedziałam. Pytanie jak się czuję zawsze było tylko wstępem do zrzucenia mnie na głębszą wodę i zadanie mi bardziej trudnych pytań.

- Myślę, że jesteśmy przyjaciółmi. - powiedziałam z uśmiechem, by nie wzbudzać dodatkowych wątpliwości. Wiedziałam, że sama informacja o moich słowach zwali Internet z nóg. Po co było dawać im niepotrzebne spekulacje.

Paris - the city of love [Football fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz