Rozdział 21

745 41 57
                                    

 Kolejne dni mijały w bardzo szybkim tempie. Grałam mecz, który udało nam się wygrać, ale było to bardzo ciężkie. Byłam też na kolejnej imprezie, tym razem z dziewczynami z drużyny. Było miło, ale zdecydowanie wolę towarzystwo osób, które kocham. Raf ostatnio zachowywała się dość dziwnie, jakby chciała coś przede mną ukryć. Głowiłam się, o co tak naprawdę mogło jej chodzić. Kiedy ostatni raz szczerzyła się do telefonu, pierwszy raz pocałowałam Kyliana, a Neymar był na moim meczu. Coś musiało być nie tak i zamierzałam się tego dowiedzieć.

Między wszystkimi sprawami cały czas miałam kontakt z Violet, która usilnie poszukiwała kompanów mojego ojca. Dowiedziała się też, że był zamknięty w psychiatryku, co wcale mnie nie zdziwiło. Bardziej zastanawiał mnie fakt, że blondynce udało się nawet dokopać do jego papierów z właśnie psychiatryka. Przeszukałam je i okazało się, że siedział tam dobre 8 lat, co musiało mieć jakiś związek z moją matką i jej śmiercią. Rozważałam wszystkie możliwe opcje, nawet z tą, że mógł ją zabić, ale za takie coś poszedłby chyba do więzienia. Z Violet również kilka razy się spotkałam, żeby omówić tą sprawę trochę dokładniej niż przez telefon. Pokazała mi, że zainstalowała w jego telefonie mały, niegroźny wirus, dzięki któremu możemy widzieć jego dokładną lokalizację. V była naprawdę świetna w swojej profesji i dziękowałam Bogu za to, że mogła się kiedykolwiek pojawić w moim życiu.

Dostawałam migreny, jak widziałam Raf znowu siedzącą z nosem w telefonie. Cały czas z kimś pisała, wciąż się uśmiechając. Stwierdziłam, że wykorzystam tą okazję, póki jesteśmy całkiem same i wypytam ją co się dzieje.

- Hej, Raf, wszystko w porządku? - zagadnęłam, a przyjaciółka wyjęła nos z telefonu i spojrzała na mnie.

- Tak. - odpowiedziała krótko, wyłączając telefon i odkładając go na bok. - A co? - dodała po chwili.

- Coś się między nami ostatnio zepsuło. - przyznałam szczerze, siadając wygodniej na sofie.

- Masz rację... To moja wina. - powiedziała Raf, gryząc troczka od bluzy.

- Nie. To nasza wspólna wina. Co się dzieje? - Nie mogłam pozwolić, by moja przyjaciółka znowu obarczyła się winą.

- Ciężko to powiedzieć...

- Wiesz, że jeśli nie jesteś gotowa, to nie musisz tego robić. - powiedziałam, by zapewnić jej większy komfort.

- Ale ja po prostu czuję, że muszę to zrobić. - dopowiedziała, wzdychając ciężko. - Znalazłam sobie kogoś. - Zatkało mnie całkowicie. Wytrzeszczyłam oczy, zastanawiając się kim był ten szczęściarz. Raf miała duże problemy z zaufaniem, od kiedy ten pierdolony chłopak ją zdradził. Byłam dumna, że udało jej się z tego wyjść.

- Boże... Kto to? - zapytałam, starając się zachować kamienną twarz i nie dać po sobie poznać tego, jak bardzo zdziwiona byłam. - Czy ja go znam? - dodałam po chwili, ponieważ stwierdziłam, że tak będzie łatwiej.

- Znasz. - Tego totalnie się nie spodziewałam, ale zaczęłam szukać osób, które mogłyby potencjalnie zostać chłopakiem Rafaelli. - Dobra już nie myśl tak, bo ci mózg wyparuję. Richarlison. - Zaczęłam kaszleć. Przysięgam, że tego się już totalnie nie spodziewałam.

- Żartujesz. Richarlison? Ale przecież on jest od ciebie młodszy. - skwitowałam, z nieprzemijającym zdziwieniem.

- To prawda, ale traktuje mnie lepiej, niż wielu starszych odemnie. - powiedziała, a ja tylko przytaknęłam.

- Rozumiem. Jak go gdzieś spotkam to dam mu kazanie. Jak cię skrzywdzi, to będzie oglądał nas z piekła. - odpowiedziałam po chwili. Blondynka zaśmiała się w odpowiedzi na moje słowa. Richarlisona znałam dzięki Neymarowi. Spotkaliśmy się kilka razy po meczach Brazylii i zamieniliśmy ze sobą kilka słów. Był przyjemnym człowiekiem, który od początku znajomości wydawał mi się miłym i wyrozumiałym. Oczywiście się nie pomyliłam, bo faktycznie taki był i miałam też nadzieję, że taki okaże się dla mojej przyjaciółki. Wow. Musiałam ochłonąć.

Nagle zrobiło mi się niedobrze. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do toalety, by zwrócić śniadanie. Uklęknęłam na podłodzę, otwierając muszę. Moje oczy i policzki zrobiły się mokre od łez i potu, które zaczęłam wydzielać. Po chwili przybiegła też Raf, która bez słowa złapała moje włosy, odgarniając mi je z twarzy i zawiązując w wygodny kucyk.

- Nie spodziewałam się, że aż tak zareagujesz na moją nowinę. - skwitowała moje przyjaciółka.

- Nie wiem, co to było. - przyznałam, wstając z podłogi i wycierając kąciki ust.

- Czy ty... robiłaś może test? - powiedziała, a ja podeszłam lustra, przeglądając się w nim. Kiedy dotarły do mnie słowa przyjaciółki zrobiłam wielkie oczy.

- Oszalałaś? - zapytałam, unosząc brwi do góry, na znak frustracji, w którą wprowadziła mnie blondynka. Raf zrobiła tylko minę, która utwierdziłą mnie w przekonaniu, że faktycznie coś mogło być nie tak. Jeszcze raz spojrzałam na lustro, lecz tym razem nie na twarz, a na brzuch. Owszem chciałam mieć dzieci, ale trochę później. Na pewno jeszcze nie teraz.

- Skoczę do apteki. Tak się składa, że jest naprzeciwko apartamentu. - powiedziała po chwili Raf, dając mi szybkiego przytulasa na pożegnanie. Usiadłam na ziemi, zastanawiając się nad tym co złego jeszcze zesłał mi Bóg. Stwierdziłam, że nie będę się niepotrzebnie stresować i przynajmniej raz w życiu przyjmę to na klatę. Nic przecież nie było jeszcze pewne.

Po dosłownie kilku minutach w łazience pojawiła się Raf. Weszła z całą reklamówką testów, z przeróżnych firm. Nie chciałam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Spojrzałam na przyjaciółkę, ona na mnie. Blondynka lekko się uśmiechnęła na znak, że jest tu ze mną i cały czas mnie wspiera. Wstałam z podłogi i bez słowa wyjęłam pierwszy lepszy test, który napatoczył mi się w rękę.

- Będę w korytarzu, skarbie. - powiedziała do mnie i bez słowa wyszła, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam głośno i spojrzałam na opakowanie, które trzymałam w dłoni.

- Dobra, Alana. Weź to na klatę. - szepnęłam do siebie, uspokajająco. W rzeczywistości ręce mi się trzęsły. Wzięłam kilka głębokich oddechów i usiadłam na muszli. - Raf! - zawołałam, gdy już skończyłam. Położyłam test na blacie, obok zlewu i niepewnie patrzyłam się na to, co się tam wyświetla. Moja przyjaciółka szybko do mnie dołączyła, gdzieś w międzyczasie, łapiąc mnie za rękę. Wydech i wdech, wydech i wdech, dajesz, Alana. Rozejrzałam się po otoczeniu, tak by czuć, że to nie jest sen.

- Japierdole... - usłyszałam, jak moja przyjaciółka przeklina i od razu sprowadziło mnie to do pionu. Wróciłam wzrokiem najpierw na nią, a dopiero potem na test, żeby mniej się stresować. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! Na teście były dwie kreski. W oczach zebrały mi się łzy. Lecz to już nie były łzy bezradności, smutku, czy złości. W tamtej chwili poczułam niespodziewane szczęście i coś czego nigdy w życiu nie doświadczyłam. Spełnienie. Dotychczas byłam kłębkiem nerwów, a widok tego testu totalnie mnie zmienił. - Alana? - dodała po kilku minutach ciszy moja przyjaciółka.

- Hm? - zapytałam, oglądając się w lustrze.

- Kto jest ojcem? - Cholera. Odwróciłam wzrok w stronę przyjaciółki, nawiązując z nią kontakt wzrokowy.

- Ja...nie mam pojęcia. - przyznałam szczerze, co od razu skłoniło moją przyjaciółkę do przytulenia mnie.

- Musisz zrobić test DNA. - odpowiedziała, trzymając mnie za ramiona i patrząc mi prosto w twarz. - Ale nie ważne co by było, ja przez cały ten czas będę z tobą, dobrze? - dodała po chwili, obserwując moją twarz, jakby próbowała się czegoś w niej doszukać. Byłam szczęśliwa, ale miała rację. Muszę zrobić test DNA. I to jak najszybciej.

Po chwili zrobiłam wszystkie testy, jakie tylko moja przyjaciółka kupiła. Wszystkie wyszły pozytywne. Dopiero wtedy zaczęłam inaczej patrzeć na świat. Będziesz mamą, Alana.

Dowiedziałam się o tej ciąży i nie wiedziałam jeszcze jak to się potoczy. Z jednej strony miałam wrażenie, że to czas na moje szczęście, ale z drugiej, jakby ktoś tylko podkładał mi pod nogi coraz większe kłody. A odpowiedź miałam tuż przed nosem...

Paris - the city of love [Football fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz