Na wstępie: Dziś krótszy rozdział, bo mam dosłownie urwanie głowy. Jutro postaram się napisać coś lepszego. No i prawie bym zapomniała: Szczęśliwego nowego roku!! A teraz zapraszam was na dzisiejszy rozdział:
Dziś rano zadzwonił do mnie trener. Mamy zagrać mecz. Granie w Santos było jak, granie jednego meczu na dwa miesiące. Wiązało się to z powrotem do Brazylii, ale cieszyłam się. Kiedy mój ojciec jest w Paryżu, powinnam się trzymać z dala od tego miasta. Przynajmniej na jakiś czas. Chciałabym uciec stąd, jak najszybciej się da. Jedyne co mnie tu trzymało byli moi przyjaciele. Raf pewnie poleci ze mną do Brazylii, a Neymar pewnie nie będzie mógł. Prawie codziennie ma treningi i ostatnio często grają mecze. Pewnie mu się nie uda przyjechać, nad czym od rana rozmyślałam.
Neymarowi udało się być na moim meczu tylko raz. Był to mecz charytatywny, którego głównym sponsorem był Instytut Neymara Jr. Grałyśmy mecz przeciwko jakiejś innej brazylijskiej drużynie, ale była bardzo słaba a dziewczyny nie współpracowały ze sobą, dlatego już w pierwszej połowie zapewniłyśmy sobie wygraną.
Natomiast Raf jest zawsze ze mną. Od początku mojej "kariery" jeździ ze mną po Brazylii, kiedy gram jakiś mecz. Była przyjaciółką moich marzeń. Wspierałyśmy się wzajemnie i to uważałam za najważniejsze. Jednak nie zawsze tak było. Pamiętam, że na początku naszej znajomości wolałam Neymara niż ją. Bardzo dużo się wtedy kłóciłyśmy, a Neymar, jako starszy braciszek i najstarszy osobnik z nas troje zawsze nas godził. Jak teraz sobie to przypominam, to chcę mi się śmiać, ale wtedy nasze relacje były dość napięte.
Pakowałam teraz najpotrzebniejsze rzeczy w walizkę. Kilka ciuchów na przebranie, bielizna, kosmetyki i ładowarka do telefonu. Przed przyjazdem do hotelu na zgrupowanie musiałam jeszcze odwiedzić moje mieszkanie, skąd musiałam wziąć korki i strój wyjazdowy naszej drużyny. Byłam podekscytowana, bo gra w piłkę nożną była czymś co sprawiało, że żyłam. Moim marzeniem było granie w większym klubie, ale wierzyłam, że w końcu się ono spełni. Byłam w trakcie pakowania kosmetyków, kiedy do mojego pokoju weszła Rafaella.
- Może potrzebujesz pomocy? - zapytała, siadając na łóżku. Odwróciłam się w jej kierunku i uśmiechnęłam.
- Nie, narazie daję radę. - Wepchnęłam kosmetyczkę w wolne miejsce i zapięłam jedną stronę walizki. Złapałam butelkę z wodą, która stała na stoliku obok i siadłam obok blondynki na łóżku. - Nienawidzę się pakować. - stwierdziłam, wycierając czoło z potu. Odkręciłam butelkę i nawilżyłam gardło, cały czas patrząc się na walizkę.
- Wiem, Alana. Dlatego przyszłam się zapytać czy ci pomóc. - Jej ręka dotknęła moich pleców i powoli zaczęła mnie rozmasowywać.
- Nawet jakbym ci powiedziała, żeby pomóc to co niby byś zrobiła? - Wzruszyłam ramionami i rzuciłam butelkę gdzieś do tyłu. - Nie da się pomóc osobie, która sama nie wie co ma jeszcze spakować. - dodałam.
- Ręczniki. - Momentalnie złapałam się za głowę. Zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o ręcznikach. Raf była naprawdę świetną przyjaciółką. Posłałam jej moje rozbawione, od własnej głupoty, spojrzenie. Ona szybko go odwzajemniła. Pobiegłam truchtem do łazienki i po chwili wróciłam z dwoma świeżymi ręcznikami. Wsadziłam je do drugiej połówki walizki, wzdychając z ulgą.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła. - Odwróciłam się w jej stronę, Raf odpowiedziała mi tylko krótkim uśmiechem.
- Umarłabyś, kochana. - podsumowała blondynka posyłając mi swoje łobuzerskie spojrzenie. Zawsze gdy to robiła miałam ochotę się roześmiać. Podeszłam do niej i przytuliłam ją. Zasłużyła na to.
***
Kilka godzin później siedziałam już w samolocie, chodź to trochę niewiarygodne, że mój trener rano zadzwonił do mnie, że mam zagrać mecz, ale tak to właśnie było. Kiedyś zostałam powiadomiona, że zostałam powołana do grania w mecz 3 godziny wcześniej. Teraz na szczęście dostałam trochę więcej czasu, bo lot z Paryżu do Brazylii trwa 12 godzin. Mecz mieliśmy zagrać za tydzień, więc to był okres, w którym my, jako Santos, zazwyczaj zaczynałyśmy treningi.
Razem z Raf leciałyśmy samolotem z publicznej linii lotniczej, bo nie chciałyśmy zawracać Neymarowi głowy. Od czasu, kiedy wyjechałyśmy z apartamentu, Raf cały czas z kimś koresponduje i wcale nie pozwala mi zobaczyć z kim. Jako iż Raf od dwóch lat nie była w związku, myślałam, że chodzi właśnie o to. Kiedy tylko próbowałam zajrzeć w jej telefon od razu go odkładała, albo go przede mną chowała. Coś było na rzeczy. Tylko jeszcze nie wiedziałam co...
- Co ty tam tak ukrywasz, co? - Nie wytrzymałam. Kiedy siedziałyśmy w samolocie, Raf stała się jeszcze bardziej uważna i kiedy brała telefon co chwila patrzyła, czy nie podglądam.
- Nic, nic... - odpowiedziała i wtedy już wiedziałam, że naprawdę coś się święci. Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam się sobą. Postanowiłam zaczekać, aż Raf sama mi powie.
Podczas lotu do Brazylii, lub w drugą stronę zawsze robię dużo rzeczy. 12 godzin to wcale nie tak mało i wiem, że mogę wykorzystać ten czas produktywnie. Kiedy skończę robić wszystko co sobie zaplanowałam, wtedy rozmyślam. To moja upierdliwa cecha, z którą walczę już od dziecka. Zawsze myślę za dużo niż powinnam i dlatego czasem potrafię wybuchnąć śmiechem lub płaczem w przypadkowej sytuacji. Czasem nowi poznani ludzie, źle mnie oceniają, bo im się wydaje, że jestem niezrównoważoną psychopatką, ale mi się wydaje, że chyba nie jestem niezrównoważona. Już prędzej to bym się zgodziła, że jestem psychopatką, ale chyba jeszcze nie niezrównoważoną.
Kiedy tak sobie siedziałam i myślałam o wielu rzeczach, mój telefon lekko zawibrował, co oznaczało, że ktoś wysłał mi wiadomość. Na początku przestraszyłam się, że nie włączyłam trybu samolotowego, ale okazało się, że to wiadomość z Instagrama. Szybko połączyłam się z Wi-Fi samolotu i weszłam w powiadomienie.
"Miłego lotu, Alano" - zdębiałam. Według Instargama, wiadomość została wysłana przez Kyliana. Zastanawiał mnie tylko dwie rzeczy: skąd ma mojego Instagrama i skąd wie, że lecę samolotem. Szybko przestałam o tym myśleć, bo stwierdziłam, że pewnie Neymar mu powiedział. Pokazałam tą wiadomość Raf, a ona po raz kolejny dziś posłała mi ten swój łobuzerski uśmiech. To był uśmiech w stylu: "Wiesz, że on coś do ciebie czuję?". Tyle, że ja wiedziałam, że to nie prawda. Znałam się z Kylianem prawie dwa tygodnie, z czego ostatni raz widzieliśmy się tydzień temu. To nie było możliwe, żeby już coś do mnie czuł. Był dobrym przyjacielem Neymara, wiedziałam, że mogę mu zaufać, ale jako przyjacielowi. Odpisałam coś w stylu zwykłego "Dziękuję." i schowałam telefon z powrotem w kieszonkę dresów. Miałam nadzieję, że nic więcej do mnie nie napisze.
Ale w głębi duszy tego chciałam. Już wtedy liczyłam, że nasza relacja się rozwinie.
CZYTASZ
Paris - the city of love [Football fanfiction]
Fanfiction"Bywa, że pierwszej miłości nigdy się nie zapomina, ale ona zawsze się kończy" Kylian Mbappe i Neymar Jr fanfiction