Rozdział 18 - Powrót

166 24 1
                                    

Od czasu niefortunnego przekręcenia imienia przez Sabinę, dziewczyna czuła się źle. Mało spała, chodziła podenerwowana i rozdrażniona. Głupie wyjście po zakupy sprawiało jej wiele wysiłku. W pracy jednak odrzucała wszystkie myśli i skupiała się na robocie. Nie ważne, że po wyjściu ze szpitala czuła się jak zombie z wszystkimi problemami świata a sen przychodził może na trzy, cztery godziny. Cieszyła się niezmiernie gdy parkowała samochód pod szpitalem przed rozpoczęciem pracy. Powtarzała sobie w głowie, że jeszcze tylko parę godzin i zasłużona chwila oddechu z Bartkiem.
Wyszła z samochodu, wyciągnęła paczkę papierosów i zerkając na zegarek, postanowiła zapalić jednego, jeszcze był czas.
To był moment w którym oczyszczała umysł ze zbędnych myśli. A było to niebywale trudne zważywszy na to, że od kilku dni nie potrafiła wyzbyć się Dawida z głowy. Tak jakby wymówienie jego imienia zapoczątkowało kolejną salwę myśli i wkurwienia. Miała to sobie za złe. Miała sobie za złe, że nie potrafiła zapanować nad własną głową. Nienawidziła go za to, co zrobił, żyła w tym przeświadczeniu już długo. Dlaczego więc wciąż wracał?
Chciała o tym porozmawiać z Rafałem. Powiedzieć mu, że czuje się jak gówno, że ma wrażenie, że ktoś ją obserwuje, że obawia się o własne życie, nie wiedzieć czemu, że w najmniej odpowiednich momentach przyłapuje się na myśleniu o człowieku, o którym dawno chciała zapomnieć. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Obiecała Rafałowi, że zakończy ten temat, poza tym Rafał bardzo się irytował gdy wspomnieniami wciąż wracała do tamtych wydarzeń. Chciała wygadać się siostrze przy butelce wina. Wylać cały brud, może to by pomogło. Uzewnętrznić się raz a dobrze, spuścić ciężar z ramion. To było niestety niemożliwe, Sabina z pełną świadomością zaczęła nawijać nić tajemnicy więc na własne życzenie nie mogła się z nikim podzielić swoim bólem.
- Pieprzyć to wszystko – mruknęła gasząc niedopałek. Zamknęła samochód i ruszyła do budynku. Szybko się przebrała, spięła włosy i rzuciła się w wir codziennej pracy.
Szpital należał do miejsc, które pracowały dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czasem z większym skutkiem, czasem z mniejszym. Sabina jednak była tą pierwszą częścią, zawsze sumiennie wykonywała swoje obowiązki i była wsparciem dla swoich pacjentów. Lubiła na nockach przechadzać się po oddziałach i zaglądać do każdej sali by sprawdzić, czy pacjenci smacznie śpią lub czy czegoś nie potrzebują. Nie należało to do jej obowiązków, żaden lekarz tego nie robił. Ona jednak czuła się wtedy potrzebna i spokojna o życie pacjentów.
Tej nocy jednak była potrzebna na SORze. A to ktoś rozwalił głowę po pijaku, która była do szycia, a to ktoś spadł z drabiny. Jak można było spaść z drabiny w środku nocy? Sabina w to nie wnikała. Sumiennie wykonywała swoją pracę zszywając rany pacjentów. Była sama bo akurat w tamtym momencie drugi chirurg prowadził operację, więc nagłe sprawy spadły na jej barki.
Dopiero gdy zmiana dobiegała końca, około piątej trzydzieści Sabinę dopadło zmęczenie. Marzyła o tym, żeby wrócić do domu, wziąć prysznic, spakować parę rzeczy i zasnąć w samochodzie Bartka.
W pokoju lekarzy zrobiła sobie mocną kawę, która musiała postawić ją na nogi, żeby jakoś dotrzeć do domu i nie zasnąć za kółkiem. Wyjrzała przez okno, które wypadało na parking i zmrużyła oczy. Było szaro, jednak w świetle latarni spostrzegła, jak ktoś wsiada do czarnego samochodu a ten ktoś był bardzo podobny do Dawida.
- Mam jebaną paranoję – potrząsnęła głową, odsunęła się od okna i upiła spory łyk kawy licząc, że kofeina pozbawi ją złudzeń. Teraz już zawsze gdy będzie niewyspana będzie miała zwidy? Chryste…
- Pani doktor – do socjalu wpadła pielęgniarka z takim impetem, że Sabina sprawie upuściła kubek.
- Kurwa, co jest? – wzięła go w dwie ręce. – Pali się?
- Jest pani potrzebna.
- Co się dzieje?
- Pacjent z wyrostkiem.
- Objawy?
- Nagły skok ciśnienia, objaw Jaworskiego, narastający, mocny ból i utrata przytomności – recytowała w pośpiechu. Sabina odłożyła niedopitą kawę na blat.
- Na operacyjną z nim – zarządziła wypadając z socjalu a zaraz za nią pielęgniarka.
- Od razu?
- Tak od razu. Nie ma na co czekać.
Sabina liczyła się z takimi sytuacjami, musiała być przygotowana na takie ewentualności, jednak w zderzeniu z adrenaliną zmęczenie znikało natychmiastowo. Szybko przygotowała się do zabiegu i po dziesięciu minutach przystępowała już do wycinania wyrostka robaczkowego.
W skupieniu wykonała to, co do niej należało i po niecałej godzinie było już po krzyku.
Gdy po powrocie do socjalu opadły emocje wraz z adrenaliną, poczuła przypływ kolejnego zmęczenia. Upiła łyk zimnej kawy ale skrzywiła się i wylała płyn do zlewu. Ściągnęła fartuch, zła, że nie miała okazji wypić kawy. Trudno, najwyżej w samochodzie.
- Dobra robota, pani doktor – jeden z lekarzy wszedł do socjalu.
- Dzięki – uśmiechnęła się blado ubierając cieniutki sweter. – Jestem pod telefonem, gdyby coś się działo – oznajmiła opuszczając socjal. Usłyszała jeszcze na odchodne „miłego dnia” ale już nie odpowiedziała. Ściskając klucze z samochodu w dłoni, szybkim krokiem udała się do tylnego wyjścia ze szpitala. Gdy znalazła się na zewnątrz, zsunęła gumkę z włosów, uniosła głowę i przymknęła oczy pozwalając by chłodny, poranny wiatr szarpał jej włosy. Wzięła dwa głębokie wdechy i zapaliła jednego papierosa przed wejściem do samochodu.
- Nie wiedziałem, że palisz – usłyszała za plecami. Odwróciła głowę i zarejestrowała swojego ojca. Stał i uśmiechał się do niej.
- Ostatnio mi się zdarza – uśmiechnęła się delikatnie do niego.
- Wiesz, że to nie zdrowe? – wycelował w niego palec wskazujący, na co Sabina lekceważąco wzruszyła ramionami.
- Na coś trzeba zdechnąć.
Ojciec roześmiał się i pokręcił głową ale nie skomentował jej słów.
- Zmęczona? – spytał po chwili.
- Nie – skłamała.
- A jak w pracy?
- Dobrze. Zajrzyj do gostka z wyrostkiem – wskazała szpital. – Operowałam go przed chwilą.
- Jakieś komplikacje?
- Nie bardzo, ale różnie może być. Przyjechał z ostrym atakiem.
- Jasne, dzięki – uśmiechnął się do niej i ruszył w stronę wejścia. Sabina odprowadziła ojca wzrokiem, po czym zgasiła papierosa, rzuciła torebkę na przednie siedzenie pasażera i wsiadła za kółko. Zacisnęła dłonie na kierownicy i wzięła kilka wdechów. Zerknęła na zegarek i przewróciła oczami spostrzegając, że dochodziła siódma. Już dawno powinna być w domu. Mimo to niespiesznie zapaliła silnik i ruszyła w drogę do domu.
Wyjechała w końcu z centrum.
W lusterku zarejestrowała samochód, czarny, wielki, który jechał za nią odkąd wyjechała ze szpitalnego parkingu. Może to było nic ale Sabina w swojej manii prześladowczej widziała najgorszy scenariusz. Postanowiła zmienić kierunek jazdy i dojechać do mieszkania okrężną drogą. Gdy wjechała w drogę, która prowadziła przez las w zupełnie odwrotnym kierunku do jej mieszkania, spostrzegła, że auto jechało wciąż za nią. To nie mógł być przypadek.
- Co do chuja..?
Obserwowała samochód w lusterku bo była przekonana, że ten ktoś jedzie tuż za nią. Przyspieszyła, on też przyspieszył. Zwolniła, on też zwolnił. W końcu zatrzymała samochód z piskiem opon na pustej drodze. Wyciągnęła ze schowka broń, którą ukradła z sejfu Dawida i schowała ją za paskiem spodni. Opuściła samochód, nawet go nie gasząc i z miną zabójcy ruszyła w stronę czarnego auta, które zatrzymało się za nią.
- Czemu za mną jedziesz, pojebie?! – krzyknęła będąc w połowie drogi. Zza kierownicy wysiadł tęgi facet, łysy jak kolano i z blizną pod okiem. Podeszła do niego odważnie. – Kim, kurwa, jesteś?!
Nagle facet z kabury wyciągnął broń i przyłożył jej do gardła. Sabinę oblał okrutny dreszcz i automatycznie wstrzymała powietrze.
- Zjedź na pobocze – nakazał twardym tonem.
- Pierdol się – syknęła, na co facet mocniej wbił jej lufę pistoletu w krtań.
- Pobocze – wycedził przez zęby. Chwilę go obserwowała zastanawiając się, czy jak odjedzie to ją zastrzeli? Może lepiej nie ryzykować, szkoda życia.
Dała za wygraną gdy facet opuścił broń. Odwróciła się na pięcie i wsiadła do swojego auta. Czarny samochód wyprzedził ją i wrzucił kierunkowskaz więc Sabina udała się za nim w krótką trasę, aby po paru sekundach zjechać w polną, leśną drogę. Jechała za nim krótką chwilę. Gdy auto stanęło, Sabina wyszła z samochodu i znów ruszyła w stronę tęgiego typa. On również zaszczycił ją swoim towarzystwem i opuścił pojazd, stając przed nią jak bramkarz przed dyskoteką, krzyżując ręce na piersiach.
- Kim jesteś, dlaczego mnie śledziłeś i czego ode mnie, kurwa, chcesz? – rzuciła chłodno stając przed nim. Facet patrzył na nią niewzruszony i ani myślał się odzywać. Sabina zrobiła głupią minę widząc, że koleś wygląda, jakby jej nie rozumiał. A rozumiał na pewno.
- Jak mi nie powiesz to spierdalam stąd. Nie mam czasu ani ochoty na jakieś jebane podchody – machnęła ręką, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swojego auta. Zrobiła jednak tylko dwa kroki bo facet boleśnie złapał ją za ramię i szarpnął w swoim kierunku.
- Nigdzie nie pójdziesz – warknął. Sabina wolną ręką sięgnęła po broń, którą miała za paskiem i wycelowała w niego.
- Puszczaj bo rozwalę ci łeb! – krzyknęła. Facet poluźnił uścisk ale nie puścił Sabiny. Spojrzał wprost w lufę, po czym uśmiechnął się drwiąco do dziewczyny.
- Śmiało. Strzelaj – powiedział. Sabinie zadrżała dłoń widząc, że facet nawet się nie przestraszył pukawki. Ale co tu się dziwić, widział pewnie gorsze rzeczy w życiu. Wyglądał jak typowy gangster wypuszczony z kryminału. Ciężko takiemu bać się drobnej pani doktor z bronią w ręku. Choć z drugiej strony mogła być niezrównoważona i była w stanie posunąć się do zabójstwa, bo czemu nie? Facet jednak nie bał się śmierci, widziała to. Widziała też, że miał pewność, że nie strzeli.
- Czego ode mnie chcesz? – spytała nie spuszczając z niego ani wzroku ani celu. Mocno trzymała broń skierowaną w jego kierunku, tak samo mocno jak on trzymał jej ramię.
- Zaraz się dowiesz.
- Jeśli to jakieś kolejne porwanie to darujcie sobie walnięcie mnie w łeb czymś ciężkim, pójdę dobrowolnie – powiedziała pospiesznie, na co koleś zaśmiał się ochryple i puścił jej ramię. Stanął znów w poprzedniej pozycji, jednak tym razem z zabawnym uśmieszkiem. Padło coś śmiesznego?
Ostrożnie opuściła broń. Przez parę sekund patrzyła na niego podejrzliwie i nawet do twarzy było mu z uśmiechem.
- To chyba należy do mnie – usłyszała nagle za plecami. Nie odwróciła się. Patrzyła na osiłka, żeby po jego wyrazie twarzy poznać, czy ma się bać właściciela tego głosu czy wręcz przeciwnie. Jednak koleś nie wyrażał żadnych emocji, znów zamienił się w głaz. Sabina zmrużyła oczy.
- Ja znam ten głos… - szepnęła niedosłyszalnie. Odwróciła się gwałtownie. Odebrało jej mowę gdy w odległości pięciu metrów stał Dawid.
Tak.
Ten Dawid, który zniknął z jej życia i kazał o sobie zapomnieć. Stał tak przed nią ze szczerym uśmiechem, w czarnych jeansach i czarnej koszuli, której rękawy miał podwinięte od łokci.
Podszedł do niej i ostrożnie wyjął jej broń z dłoni. Przyjrzał się jej, po czym jednym ruchem zabezpieczył i podał osiłkowi, który stał teraz za Sabiną. A Sabina? Mało brakowało by oczy wyskoczyły jej z oczodołów, prawie zapomniała jak się oddycha i gdy wypuściła powietrze z płuc poczuła się jak balonik, z którego uchodzi powietrze.
Stał przed nią. Żywy. Cały.
- Zostaw nas samych – polecił nie odrywając wzroku od Sabiny. Koleś bez słowa wsiadł do samochodu i ruszył przed siebie w głąb lasu. – Mówiłem, że cię znajdę – powiedział gdy znów zapadła cisza. Sabina policzyła do trzech. Potem jeszcze raz i kolejny. Ale to wcale jej nie uspokoiło. Patrzyła na niego skołowana i nie ruszała się. To był jakiś żart…
Zrobiła więc coś, co kiedyś obiecała Rafałowi. Podniosła dłoń i wymierzyła mu mocnego liścia. Dawid podniósł rękę i delikatnie rozmasował policzek, po czym wrócił wzrokiem do Sabiny. Dziewczyna teraz kipiała ze złości, widział to w jej oczach.
- Należało mi się – powiedział.
- Co ty tu, kurwa, robisz?! – wrzasnęła. – Pojebało cię do reszty? Co to za konspiracja?! Dlaczego ty… Jak… Jak?! – jąkała się, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co ją spotkało. Znów adrenalina zaczęła dudnić w jej żyłach a zmęczenie poszło w zapomnienie. Patrzyła na niego a jej wzrok wyrażał wszystkie złe emocje, jakie w niej spoczywały przez ten ciężki okres. Była sfrustrowana, zdumiona, przerażona i przede wszystkim wściekła. Okrutnie wściekła.
- Chętnie ci wytłumaczę, jeśli pozwolisz.
- No to słucham – powiedziała wciąż podniesionym głosem. Założyła dłonie na piersiach i nerwowo zaczęła przystępować z nogi na nogę.
- Porozmawiamy w samochodzie? – wskazał swój wóz. Dopiero wtedy Sabina spostrzegła, że faktycznie, jego samochód stał kilka metrów za jej. Ze zdumieniem zrozumiała, że nie zwróciła nawet uwagi gdy podjechał. Tak była zajęta rozmową z tym rosłym typkiem.
- Wszystko mi jedno – machnęła nieznacznie rękami i dziarsko ruszyła w stronę auta. Dawid szybkim krokiem ją wyprzedził i otworzył jej drzwi od strony pasażera, po czym sam dołączył do niej wsiadając za kółko.
- Co tu robisz? – ponowiła pytanie widząc, że Dawid gapi się tylko na nią i nie ma zamiaru otwierać ust. „Super. Teraz będzie się na mnie gapił” myślała. Była wściekła i bała się tylko jednego – że jej życie znów przewróci się do góry nogami. A ona już była na dobrej drodze, żeby poukładać wszystko na swoje miejsce.
- Wróciłem – oznajmił.
- To widzę ale, kurwa, po co? – warknęła.
- Obiecałem ci, że wrócę i że cię znajdę – powiedział spokojnie i sięgnął po dłoń Sabiny, która leżała na nerwowo drżącym kolanie. Gdy tylko Sabina poczuła jego dotyk natychmiast zabrała rękę. Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Czy ty się słyszysz? - pisnęła wstrząśnięta jego słowami.
- Nie rozumiem.
- Zaczekaj – rzuciła i nie czekając na odpowiedź wyskoczyła z samochodu. Dawid obserwował, jak szybkim krokiem idzie do swojego auta i wyciąga torebkę. Coś w niej grzebie, przeklina. W końcu z impetem wysypuje całą zawartość na szosę i przegląda wszystko, co wypadło, po czym sięga po jakąś kartkę. Przyglądał się przez cały czas i zastanawiał jak bardzo zmieniła się Sabina. Czy w ogóle się zmieniła? Podrosły jej włosy, to na pewno. Był przekonany, że od ich ostatniego spotkania nie ścinała ich nawet na milimetr. Nadal były piękne i myślał, czy w dotyku ciągle jedwabiście gładkie.
Sabina usiadła z powrotem i podniosła dłoń w której trzymała pomiętą kartkę. Wyglądała, jakby wiele przeszła. W niektórych miejscach naderwana, pognieciona. Bardziej przypominała papier toaletowy niż kartkę papieru.
- Napisałeś mi, że mam zapomnieć – powiedziała, co chwila machając kartką przed jego oczami. – Napisałeś, że mam wieść życie jakie sobie wymarzę, że mam dbać o Rafała, że złożyłeś obietnicę, której nie jesteś w stanie dotrzymać, że jest ci głupio – cytowała z głowy, na co Dawid z każdym słowem otwierał szerzej oczy. No ba, że cytowała. Znała ten list na pamięć. Czytała go milion razy licząc, że może za kolejnym razem zakończenie będzie inne.
- Ty go nadal masz.. – ni to stwierdził ni to spytał patrząc na zmiętą kartkę w jej pięści. Poczuł jednorazowe ukłucie w piersi bo dopiero wtedy zrozumiał jak Sabinie na nim zależało. Wiedział o tym. Z resztą, on przecież też ją kochał. Kochał jak wariat. To dla niej to wszystko.
- To teraz nie jest ważne – pokręciła gwałtownie głową. – Po chuj pisałeś mi to wszystko? Żeby teraz wyskoczyć jak królik z kapelusza i oznajmić, że wróciłeś?
- Musiałem tak napisać.
- Dlaczego? – jęknęła. Jej wzrok był smutny. Tak smutny, że Dawid musiał odwrócić na chwilę wzrok.
- Żeby nie zrobili ci krzywdy.
- Kto? O czym ty mówisz?! – przyłożyła pięści do skroni i przycisnęła je mocno do głowy. Dawid wrócił do niej wzrokiem i wziął głęboki wdech.
- To, co pisałem ci w liście to prawda. Musiałem odpracować czas, który zmarnowałem, a uwierz, to nie małe pieniądze. Bałem się, że gdy zaczniesz węszyć to prędzej czy później wpadniesz na mój ślad. Byłaś naprawdę zacięta, nie poddawałaś się – uśmiechnął się blado. – Musiałem dobitnie dać ci do zrozumienia, że masz przestać mnie szukać. Pracowałem dla groźnych ludzi, nikt o tym nie wiedział. Dlatego napisałem do ciebie taki list i dałem go mojemu pracownikowi. Niestety podczas ucieczki oberwał kulkę. Na szczęście list dostarczył.
- Czyli.. to była ściema? – pisnęła gdy jej oczy zaczęły przypominać dwa wielkie talerze.
- Ściema w którą musiałaś uwierzyć, żeby być bezpieczną.
Zapadła chwila ciszy, podczas której Sabina układała sobie wszystko w głowie. To jednak było bardzo trudne. Sabina nie potrafiła nadążyć nad informacjami.
- To się nie dzieje – znów pokręciła nerwowo głową. Złapała za klamkę, otworzyła drzwi i wyskoczyła z samochodu. Poczuła nagłą potrzebę świeżego powietrza. Zamknęła drzwi, zrobiła kilka kroków i wystawiła twarz ku niebu, biorąc głęboki wdech, to jednak nie pomogło. Dawid również opuścił samochód, okrążył go i stanął naprzeciw Sabiny.
- Zrozum Sabina, musiałem ci tak napisać, byłem spokojniejszy. Kiedy zauważyłem, że odnaleźliście sejf myślałem, że dostanę zawału.
- Swoją drogą cztery jedynki to niezbyt roztropne hasło – przewróciła oczami jednak on zignorował jej uszczypliwość.
- Wróciłem, Sabina. Wróciłem tak jak obiecałem i już nigdzie się nie ruszam, rozumiesz? – znów sięgnął po jej dłoń ale ona znów ją zabrała, odsuwając się lekko.
- Nie myśl, że czytam ci w myślach. Zrobiłam tak jak chciałeś. Zapomniałam.
- Nie zapomniałaś – powiedział pewnie i zrobił krok w jej stronę. Sabina znów się cofnęła. To była szybka decyzja. Sabina mogła mieć go tylko dla siebie. Znowu. Tak długo na to czekała, tak długo go szukała, tak długo marzyła, że znów ją przytuli i powie, że jej nie zostawi. Tak wiele dni minęło, podczas gdy ona nie traciła nadziei, chciała, żeby wrócił. Przecież tego właśnie chciała. A teraz? Teraz miała go na wyciągnięcie ręki. Stał przed nią. Cały i zdrowy. Chciał wrócić, chciał być z nią! Chciał tego, czego chciała ona.
- Zapominam – poprawiła.
- Sabina…
- Nie – wyciągnęła dłoń powstrzymując jego dalsze kroki. – Czy ty myślisz, że ja jestem głupia? Czekałam długo. Za długo. To koniec. Ułożyłam sobie życie. Ciebie już nie ma w tym życiu. Kazałeś mi zapomnieć? Nie ma problemu, tylko zniknij z mojego życia tak jak zrobiłeś to ponad rok temu.
- Nie myślisz tak – wyciągnął rękę by znów jej dotknąć. Sabina doskonale wiedziała jak to się skończy więc szybkim krokiem go ominęła. Chciała uciec. Dawid zręcznie chwycił ją za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Spojrzała mu w oczy. Ugryzła się mocno w język, żeby nie palnąć czegoś, czego by żałowała. Musiała trzymać się planu. Nie pozwoli mu tak po prostu rozpierdolić swojego życia tylko dlatego, że panicz pozamykał swoje stare sprawy i postanowił wrócić.
- Przez cały ten czas nie było dnia, żebym o tobie nie myślał, Sabina – zaczął cicho. – Dzień w dzień. Czekałem na moment w którym będę mógł znów być przy tobie. Obiecałem ci, że tak będzie, Sabina! Porzuciłem tamto życie. Dla ciebie.
- Ja dla ciebie też wiele zaryzykowałam – szepnęła. – Ale już nie chcę. Pogodziłam się już z tym, że cię nie ma.
- Ale ja jestem.
- Ale nie chcę, żebyś był! – krzyknęła i wykorzystując jego chwilę nieuwagi, wyrwała się z niego uścisku. Zrobiła duży krok do tyłu i spojrzała na niego gniewnie. – To dla mnie za dużo. Naprawdę bardzo długo układałam własne życie po tym wszystkim. Bóg mi świadkiem, prosto nie było. Ale udało się i ja nie będę tego zmieniać. Długo walczyłam o taki stan rzeczy.
- Sabina, ja nie pozwolę ci odejść – powiedział. Sabina w jego oczach dostrzegła nagły mrok. Jednak wtedy o tym nie myślała. Zdenerwowała się, gdy powiedział, że jej „nie pozwoli”.
- A kim ty jesteś, żeby mi pozwalać lub nie? – warknęła.
- Przemyśl sobie to, Sabina. Naprawdę mi na tobie zależy. Nie poddam się bez walki. Nie po to zerwałem ze starymi przyzwyczajeniami, żeby teraz cię stracić.
- Patrzcie, kurwa, jaki łaskawca – prychnęła z zażenowaniem. – W dupie mam to z czym zerwałeś lub nie. Trzeba było szybciej myśleć o konsekwencjach albo inaczej wszystko rozegrać. Teraz jest za późno. Mam kogoś i jestem szczęśliwa.
- Doprawdy? – uniósł brew i spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem.
- Owszem – skinęła głową czując narastającą złość.
- Rafał twierdzi, że to nie facet dla ciebie.
Sabina poczuła, jakby Dawid wziął z ziemi ciężki badyl i przywalił jej w głowę. Automatycznie zaschło jej w gardle a serce podskoczyło jednorazowo.
- Coś ty, kurwa, powiedział…? – mruknęła. Czuła jak rośnie jej ciśnienie. Że jeszcze kilka sekund i zabije go bez mrugnięcia okiem.
- Rozmawiałem z nim – schował ręce do kieszeni i wyglądał tak spokojnie, normalnie. Normalnie! W Sabinie coś eksplodowało.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, czaisz to?! – krzyknęła. – Zniknij z mojego życia raz na zawsze tak jak napisałeś w tym jebanym liście! – odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swojego samochodu.
- Będę czekał, Sabina – usłyszała za plecami. Nie poddawał się. Tak jak ona kiedyś. Zacisnęła dłonie w pięści, otworzyła drzwi swojego samochodu i już miała wsiadać, kiedy pewien pomysł wpadł jej do głowy. Zostawiając otwarte drzwi zrobiła dwa kroki w jego stronę tak, by widział ją całą.
- Zdradzić ci moją tajemnicę? – spytała. Jej głos pozostawiał wiele do życzenia. Drżał i brzmiał jak tykająca bomba.
- Słucham.
- To ja wezwałam wtedy policję – wypluła to jak najgorsze świństwo obserwując jak na twarzy Dawida maluje się zdziwienie. Teraz to Dawid dostał obuchem w łeb. Spodziewał się naprawdę wszystkiego. Długo zachodził w głowę jakim cudem policja znalazła ich dom i uratowała Sabinę. Nigdy jednak nie wpadłby na to, że inicjatorką tej akcji była właśnie Sabina.
- Jak ty…
- Spierdalaj – rzuciła nie chcąc, żeby zadawał pytanie. Bo co mógł powiedzieć? Jak to zrobiła? Tego już nie mogła mu zdradzić. Za to z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że tego żałuje. Że jakby mogła cofnąć czas, nigdy nie podałaby Rafałowi tego hasła. Pozwoliła na to, żeby sytuacja sama się rozwinęła. Była przekonana, że wtedy jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Jednak nie wyglądało. Musiała się z tym pogodzić i zakończyć temat, który nazywał się „Dawid”. Być może serce tego nie chciało ale urażona Sabina właśnie taką kolej rzeczy postawiła sobie za priorytet. Dać popalić Dawidowi i pokazać mu, że nie jest od niego zależna.
Zbyt długo walczyła by wrócił. Zbyt długo leczyła złamane serce, żeby teraz ot tak po prostu pozwolić mu na powrót do jej ułożonego życia.
Wsiadła w samochód i odpaliła silnik. Wrzuciła wsteczny bieg i dziękowała, że szosa była na tyle szeroka, że bez przeszkód mogła ominąć auto Dawida i wyjechać na asfalt.
Nie odwracała się. Nie patrzyła na niego. Nie potrafiła. Chciała się zatrzymać, wyskoczyć z samochodu i rzucić się w ramiona Dawida. Powiedzieć mu, że jest gnojem ale ona chce spróbować wszystko zbudować raz jeszcze.
Niestety. Rozum nie pozwolił.
O dziwo zranione serce też nie.

Znajdę cię. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz