Rozdział 8 - Pierwsze koty za płoty

194 21 1
                                    

Kolejnego dnia Sabina wstała o siódmej. Nie wiedziała co spowodowało, że wstała tak wcześnie i to bez budzika. Chociaż tutaj miała bardzo lekki i krótki sen.
Zwlokła się z łóżka i wpadła na pomysł, że zrobi śniadanie dla siebie i Dawida. Ostatnio to zwykle on gotował i zapraszał ją na posiłki, które ona zresztą skrupulatnie odrzucała. Może warto się odpłacić za ludzkie traktowanie?
Przyczaiła dzień wcześniej, że Dawid wstaje o ósmej. Przynajmniej tak było wczoraj, bo słyszała budzik właśnie o tej godzinie a wychodząc z sypialni nie słyszała kompletnie nic, obstawiła więc, że Dawid nadal śpi. Przebrała się w wygodne ciuchy i ruszyła do kuchni.
W pierwszej kolejności zajrzała do każdej szafki i szuflady, żeby rozeznać się gdzie co jest. Później otworzyła lodówkę by sprawdzić jej zawartość i zdecydować co zrobić na śniadanie. Po wstępnych oględzinach zdecydowała się na jajecznicę ze szczypiorkiem. Wyciągnęła pięć jajek i położyła na blat jednak po chwili sięgnęła po jeszcze jedno myśląc, że facet może zje więcej. Posiekała szczypiorek i w jednej z szafek znalazła małą patelnię na której postanowiła usmażyć jajecznicę. W głębi znalazła też toster. Z prawdziwego zdarzenia jak w amerykańskich filmach na których tosty wesoło wyskakują z wnętrza tostera. Wyciągnęła go i podłączyła do prądu. Z radością uznała, że w chlebaku po za zwykłym chlebem był też chleb tostowy, który idealnie nadawał się do ów tostera.
Gdy jajecznica była już gotowa a tosty grzały się w tosterze, Sabina przykryła patelnię pokrywką i stanęła przed ekspresem. Zaczęła głowić się nad nim jak nad naprawą statku kosmicznego. Mimo że wcisnęła „power" nic się nie działo. Obejrzała go z każdej strony czy są ziarna w zbiorniku i woda. Wszystko było w jak najlepszym porządku a mimo to Sabina nie potrafiła go włączyć. Po chwili dopiero uderzyła się otwartą ręką w czoło widząc leżącą swobodnie wtyczkę. Włożyła ją do kontaktu, znów nacisnęła „power" ale nadal nic się nie działo, z tym faktem, że przynajmniej panel się świecił, jednak żadnych konkretów. Zaczęła powoli tracić cierpliwość bo nie wyobrażała sobie tego dnia bez kawy. Już poprzednie dni obyły się bez kofeiny a Sabina rzadko kiedy zaczynała dzień bez kawy. Tak więc dzisiaj kofeina to była konieczność, choćby miała wyciągnąć kilka ziaren, zmielić ręcznie i zalać wrzątkiem.
- Co robisz? - usłyszała nagle za plecami i aż podskoczyła wystraszona. Była tak pochłonięta ogarnianiem ekspresu do kawy, że nie usłyszała nawet jednego kroku czy szmeru. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła stojącego w progu Dawida w krótkich spodenkach i czarnej koszulce na ramiączkach. Sabina nie wątpiła w to, że był wysportowany ale w tej koszulce mogła w końcu czarno na białym zobaczyć, jak dobrze był zbudowany.
- Próbuję ogarnąć ten pierdolony ekspres - przyłożyła dłoń do czoła i pokręciła zrezygnowana głową. Dawid podszedł do kuchenki i podniósł pokrywkę, jego oczy zaświeciły się na widok jajecznicy. - Dlaczego wstałeś? - zadała głupie pytanie ale na zegarze nie było jeszcze ósmej a Dawid był już na nogach. Chłopak spojrzał na nią.
- Usłyszałem hałasy więc się obudziłem - wyjaśnił spokojnie i znów spojrzał na jajecznicę. - Zrobiłaś nam śniadanie?
- Owszem.
- Dlaczego?
- Nie zadawaj tylu pytań - zirytowała się bo nie miała zamiaru wyjaśniać mu, dlaczego obudził się w niej nagle dobry człowiek. - Pomóż mi z tym ekspresem bo zaraz mnie kurwica trafi.
Dawid podszedł i przyjrzał się ekspresowi. Nacisnął malutki guziczek z prawej strony na którym była namalowana kłódka. Gdy go puścił na panelu pojawiły się kawy, jakie proponował automat. Sabina otworzyła usta ze zdziwienia.
- Nie odblokowałaś panelu - uśmiechnął się.
- Bo kto, kurwa, normalny robi blokadę w ekspresie do kawy?! - krzyknęła zbulwersowana na co Dawid zaśmiał się.
- Zdążyłem się już przyzwyczaić - wyjaśnił i wyciągnął dwa kubki z szafki. - Jakiej się napijesz? - zapytał podstawiając jeden z kubków.
- Espresso, najlepiej podwójne - powiedziała i pochyliła się by otworzyć szafkę i wyciągnąć dwa talerze. Dawid nacisnął guzik z espresso i patrzył jak Sabina swobodnie porusza się po kuchni. Kładzie talerze na stole, wyciąga dwa widelce, smaruje masłem tosty, które przed chwilą wyskoczyły z tostera.
- Skąd wzięłaś toster?
- Z tamtej szafki - wskazała nożem, który właśnie trzymała w dłoni. Dawid uśmiechnął się szeroko.
- Zadomowiłaś się widzę - stwierdził kładąc jej espresso na stole.
- Jestem po prostu ciekawska i zajrzałam do każdej szafki w kuchni - wyjaśniła ze spokojem i rzuciła mu sztuczny uśmiech. Postawiła na stole talerz z chlebem i nałożyła jajecznicę na dwa pozostałe talerze. Dwie minuty później oboje zasiedli do śniadania.
- Tak sobie pomyślałam - zaczęła między kęsami. - Nie boisz się, że w nocy mogłabym zwiać?
- Sabina, przerabialiśmy to - mruknął obserwując ją znudzonym spojrzeniem.
- Tak, jak wiem - dodała pospiesznie. - Ale tak logicznie rzecz biorąc. W nocy jakbym spierdoliła miałabym trochę więcej czasu na twoją reakcję niż piętnaście sekund.
- Dwadzieścia - poprawił ją wkładając do ust tosta.
- Słucham?
- Dałem ci dwadzieścia sekund.
- Mówiłeś...
- Wiem, ale i tak bym wygrał - wzruszył ramionami. Sabina wzięła głęboki wdech starając się zignorować jego kolejne przyznanie się do sukcesu. - Kontynuuj - machnął ręką. - Uważasz, że w nocy dałabyś radę uciec?
- A nie? Zanim ty wstaniesz, pokapujesz co się w ogóle stało to ja już będę daleko. A wasze goryle nawet mnie nie zauważą, bo jest ciemno jak w dupie.
- Sabina - ton Dawida zmienił się w twardy i stanowczy. Odłożył widelec, odsunął od siebie talerz i splótł palce przed sobą wbijając w Sabinę wzrok. - Zdałaś studia z najlepszym wynikiem na roku, brakowało ci dwóch punktów, żeby na sto procent zaliczyć LEK, masz wybitne geny: siostra neurolog, tata chirurg i ordynator, mama pediatra, dyrektor szpitala.
- Skąd to, kurwa, wiesz... - szepnęła z niedowierzaniem. Poczuła, jakby ktoś zaciskał jej pętlę wokół szyi słuchając rewelacji na swój temat od obcego człowieka. Jej oczy powiększyły się momentalnie.
- Nie uwierzę... - kontynuował - ...że ktoś taki jak ty jest po prostu głupi. Dobrze wiesz, że nie uciekniesz. Znam okolicę jak własną kieszeń a ty w nocy zwyczajnie się zgubisz. Poza tym gdziekolwiek byś nie uciekła ja i tak cię znajdę - wyartykułował obserwując jak jej oczy robią się coraz większe a oddech niespodziewanie przyspiesza. Sabinie zrobiło się słabo na myśl, że Dawid tak wiele o niej wiedział.
- Skąd wiesz takie rzeczy? - spytała nadal szeptem. Dawid uśmiechnął się szyderczo i oparł plecy o oparcie krzesła.
- Nie wszystko musisz wiedzieć.
- Jeśli to dotyczy mnie to owszem, muszę, kurwa, wiedzieć - podniosła głos odzyskując rezon. - Skąd obcy facet tyle o mnie wie?
- Może kiedyś ci powiem.
- Chyba kpisz.. - prychnęła.
- Gdzież bym śmiał - znów się uśmiechnął. - Jedz bo wystygnie - skinął głową na jej porcję jajecznicy. - Tak się postarałaś. Szkoda, żeby się zmarnowało. Swoją drogą, to bardzo miłe, że zrobiłaś nam śniadanie. Sądziłem, że nie jesteś taka.
- Taka czyli jaka? - Sabina zaciskała palce na krawędzi stołu pilnując się z każdą sekundą coraz bardziej. Zaraz wstanie i zwyczajnie mu wpierdoli. Czuła, jak traci cierpliwość z każdym jego kolejnym słowem.
- Szorstka, zimna, bezczelna. Tak naprawdę jesteś nawet fajna - uśmiechnął się.
- Obejdzie się bez ckliwych komplementów.
- Dlaczego ckliwych? Jesteś lekarzem, powinno być w tobie choć trochę empatii.
- Nawet sobie nie zdajesz sprawy, ile jest we mnie empatii - wycedziła przez zęby.
- Ja może nie. Ale Rafał na pewno wie coś więcej na ten temat.
Sabina słysząc imię swojego podopiecznego nie wytrzymała. Zerwała się na równe nogi z hukiem przewracając krzesło. Nachyliła się nad stołem, złapała przez chwilę skołowanego Dawida za koszulkę i szarpnęła lekko w swoją stronę tak, by jego twarz znalazła się tuż przy jej twarzy. Dawid spojrzał w jej oczy, które ciskały piorunami i jakby mogły zabijać, zabiłyby od razu. Była tak wściekła, że w pierwszej kolejności się wystraszył, gdy poderwała się z miejsca.
- Skąd, kurwa, wiesz o Rafale?! - wrzasnęła.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałaś rodzinie o tym, że jesteś jego patronką? - zapytał spokojnie nie zrażony w ogóle jej zachowaniem i tym, że coraz mocniej zaciskała pięści na jego koszulce.
- Skąd. Kurwa. Wiesz. - Sabina wysyczała każde słowo z ogromnym naciskiem. Wulkan właśnie wybuchł, Sabina miała ochotę rozszarpać Dawida na malutkie kawałeczki i wdeptać w podłogę.
Dawid ostrożnie i powoli chwycił za nadgarstki Sabinę jednak ona nie miała zamiaru go puścić.
- Sabina - zaczął ostrożnie. - Uspokój się.
- Nie uspokoję się dopóki mi nie powiesz, skąd, kurwa, wiesz kim jestem! Mam dość tej jebanej otoczki i pierdolonych tajemnic! Skąd wiesz o rzeczach o których nie wiedzą nawet moi starzy?!
- Dlaczego nigdy im nie powiedziałaś? - spytał ponownie zmieniając temat. Sabina ze wściekłości aż zaczęła zgrzytać zębami. Dawid mocniej zacisnął dłonie na jej nadgarstkach ale ona nie ustępowała.
- Nie twój zasrany interes, pojebańcu - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Uważam, że taka piękna kobieta nie powinna używać takich słów - powiedział. Sabina uśmiechnęła się do niego kpiąco i zbliżyła swoją twarz do jego jeszcze bardziej. Tak, że mógł poczuć jej oddech.
- Wyjebane mam na to, co ty uważasz - szepnęła, puściła koszulkę Dawida i wyprostowała się po czym szybkim krokiem opuściła kuchnię. Dawid głośno westchnął i przełknął ślinę. Skarcił się w myślach bo źle to wszystko rozegrał. I to jeszcze dzisiaj, kiedy ma dojść do przekazania towaru. Niepotrzebnie wygadał się przed nią, że wie o wielu szczegółach jej życia. Mógł się spodziewać, że Sabina nie zareaguje na to pozytywnie. Spaprał sprawę po całości, miał do siebie pretensje i obawiał się, że po tym wszystkim Sabina zwyczajnie się na nich wypnie. Tylko dlatego, że jest uparta i zawzięta. Z własnego uporu nie wykona powierzonego zadania i będzie jej zwyczajnie wszystko jedno. Prośby i groźby też nie zadziałają bo Sabina po prostu będzie chciała się zemścić i zrobić na złość.
Sabina wpadła do swojej sypialni i zaczęła nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Trzęsła się jak galaretka, oczywiście z nerwów i wściekłości, która buzowała teraz w jej żyłach. Nie potrafiła pozbierać myśli. „Skąd on tyle o mnie wie?" zadawała sobie w kółko to samo pytanie ale żadna odpowiedź nie była dość logiczna, żeby uznała ją za najbardziej prawdopodobną.
- Sabina - do jej sypialni wsunął się Dawid.
- Wypierdalaj - machnęła ręką w jego stronę nie przerywając nerwowego spaceru.
- Jeśli ci powiem, dasz spokój? - zapytał. Sabina stanęła w miejscu i spojrzała na niego. Próbowała się doszukać podstępu w jego twarzy jednak niczego nie potrafiła dostrzec.
- Z czym mam dać spokój?
- Nie chcę, żebyś się denerwowała. Dzisiaj...
- Wiem co jest dzisiaj - przerwała mu pospiesznie. - I o moje nerwy to ty się nie martw.
- Nie gniewaj się na mnie - zrobił skruszoną minę a Sabina parsknęła jednorazowym śmiechem. - Nic dziwnego, że chciałem cię sprawdzić przed podjęciem decyzji czy w ogóle nadajesz się do tej roli.
- Jesteś pojebany - stwierdziła nawet na niego nie patrząc i znów rozpoczynając spacer po pokoju. - Chory i pojebany.
- A ty bezczelna i pyskata.
- Będziemy teraz wymieniać uprzejmości? - warknęła znów zatrzymując się na środku pokoju.
- Jeśli chcesz to możemy - uśmiechnął się lekko. Dawid był zafascynowany jej osobą. Była taka wściekła, przeklinała co drugie słowo i ledwo nad sobą panowała. A tak naprawdę było w tym coś zaskakująco słodkiego. Coś, co urzekało...
- W głowie mi się to wszystko nie mieści - Sabina usiadła na łóżku, złapała się za włosy i pochyliła do przodu prawie dotykając czołem kolan. Dawid ostrożnie podszedł i przykucnął tuż przed nią.
- Obiecuję ci, że za kilka dni sprawa się zakończy a ty nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
- Obiecujesz? - spytała nie ruszając się. Dawid cicho westchnął bo w głębi duszy polubił tą dzikuskę. Nie znali się prawie w ogóle, miała mu pomóc w akcji narkotykowej ale mimo to poczuł coś na kształt porozumienia.
- Obiecuję - powiedział a Sabina podniosła głowę by na niego spojrzeć. Chwilę tak patrzyli sobie w oczy nie ruszając się nawet na centymetr. Wpatrywanie przerwał telefon Dawida. Chłopak wyprostował się, wyszedł z sypialni Sabiny i poszedł do własnej. Sięgnął po telefon.
- Cześć Waldek - przywitał go po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Jak tam? Dała ci już popalić? - zaśmiał się ochryple.
- Skądże. Jest słodka i milutka - odpowiedział pół żartem pół serio.
- Nie wierzę.
- Nie musisz. Gdzie towar? - zmienił temat.
- Będziemy za dwie, może trzy godziny. Przygotuj wszystko.
- Dobra - mruknął i rozłączył się. Chwilę stał w bezruchu.
- Dawid - usłyszał za plecami. Odwrócił się i spojrzał na Sabinę stojącą w progu. - Dzwonił Waldek? - domyśliła się.
- Tak, będą tu do trzech godzin - odpowiedział.
- Mam to zrobić tutaj? - uniosła brwi.
- Tak, w piwnicy wszystko przygotuję.
- Właśnie, swoją drogą. Będę potrzebowała do tej... operacji kilku...
- Wiem czego będziesz potrzebowała - przerwał jej. - Pracowałem z Warakiem niespełna dziesięć lat. Znam się na rzeczy - uśmiechnął się blado.
- To świetnie - skinęła głową i ruszyła do siebie. Dawid wyszedł za nią z sypialni.
- Sabina - zatrzymał ją jeszcze w korytarzu. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Co?
- Boisz się? - spytał choć tak naprawdę to on się bał. Za Waraka dałby sobie odciąć rękę, nie wątpił w jego intencje i profesjonalizm. Sabina zaś była nowicjuszką, miała być tylko na chwilę. Nie wiedział jak się zachowa podczas akcji i jakie myśli kłębią się teraz w jej głowie.
- Ja się niczego nie boję - oznajmiła z przekonaniem. - Ale ty za to się boisz - stwierdziła. Dawid rozłożył bezradnie ręce. To był dobry moment, żeby okazać jej swoją słabość. Może tym na nowo odzyska jej zaufanie i „sympatię".
- Owszem, boję się. Za nas oboje.
- Za mnie nie musisz, serio - pokręciła głową. - Dla mnie to rutynowy zabieg, pięć minut i będzie po sprawie - machnęła lekceważąco ręką. - Ale czego ty się boisz? Nie wiem.
Dawid zrobił kilka kroków i znalazł się przed Sabiną. Dziewczyna musiała unieść głowę by na niego spojrzeć.
- Boję się o ciebie - szepnął a Sabina wybuchnęła śmiechem.
- Toś teraz pierdolnął. Niby dlaczego? - patrzyła na jego poważną twarz szczerze rozbawiona.
- To nie jest sala operacyjna i sterylny szpital. Nie martwisz się, że ta cała sprawa może namącić w twoim poukładanym życiu? Zniszczyć wszystkie wyobrażenia? Bo wykorzystuję cię do swoich celów?
- Za bardzo filozofujesz - stwierdziła. - Moje życie jest tak nudne, że przyda mi się trochę atrakcji - powiedziała, jednak dopiero po paru sekundach to co palnęła doszło do jej mózgu. Zrozumiała, że jej życie jest ustawione, poukładane, tak jak stwierdził Dawid. Mimo swojej spontaniczności i pojedynczych wyskoków to zwyczajnie wiało nudą, choć Sabina nie dopuszczała do siebie tej myśli.
- Czy atrakcją jest dla ciebie Rafał? - Dawid po raz kolejny pozwolił sobie na zbyt wiele jednak tym razem z czystej ciekawości. Był ciekawy, dlaczego taka osoba jak Sabina podjęła się patronatu dzieciaka z domu dziecka. Dlaczego wybrała medycynę, choć jej charakter w ogóle nie wskazuje na ten zawód. Dlaczego tak bardzo różni się od siostry i rodziców. Pojawiła się w nim nagła ciekawość, której nie mógł sobie odmówić. Chciał wiedzieć o niej więcej, chciał wiedzieć o czym myśli, co kłębi się pod tą czarną kopułą.
Sabinie zrzedła mina ale tym razem nie chciała dać ponieść się emocjom. Odgarnęła nerwowo grzywkę z czoła.
- Rafał nie jest atrakcją tylko moim przyjacielem - powiedziała siląc się na opanowanie.
- Masz dobre serce, Sabina - stwierdził nagle.
- Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej - uniosła jedną brew a Dawid uniósł jeden kącik ust.
- Jesteś bardzo skromna.
- A ty ciekawski.
- Mogę zadać ci osobiste pytanie? - spytał chcąc iść za ciosem.
- Nie możesz - pokręciła głową. - Nie będę ci się zwierzać a tym bardziej odpowiadać na prywatne pytania. To nie jest kurwa gabinet psychologa. Nie jesteś dla mnie nikim ważnym, żebym mogła z tobą rozmawiać o moim życiu.
- Dobrze - zrobił krok do tyłu. Sabina chwilę go obserwowała bo nie sądziła, że tak szybko się podda ale on nie oponował. Koniec końców bez słowa wróciła do siebie i postawiła na relaks przed zabiegiem.
Czas zleciał szybko. Za szybko.
Sabina nie wiedziała kiedy do jej drzwi zapukał Dawid.
- Jesteś gotowa? - spytał.
- Powiedzmy - zeszła z łóżka i ruszyła za nim do piwnicy. W pomieszczeniu był już Waldek i ów żywy schowek na dragi. Leżał na składanym stole bez koszulki. Po lewej stronie nad biodrem zobaczyła świeże szwy, które układały się w niewielki kwadrat. Sabina wzięła głęboki oddech i postawiła, że im szybciej tym lepiej. Choć prawdą było, że ten widok mocno nią wstrząsnął przez co przez pierwsze kilka minut drżała.
W łazience spięła włosy w wysoki kok, dokładnie umyła ręce, wróciła do pomieszczenia i stanęła przy stole, przy którym miała wszystkie potrzebne rzeczy. Najpierw ubrała fartuszek, potem maseczkę i rękawiczki. Z uwagą obejrzała sprzęt, który przyszykował jej Dawid. Była tam metalowa nerka, kilka skalpeli, waciki, szwy, igła, nożyczki chirurgiczne i tym podobne.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytał cicho Dawid stojąc za jej plecami. Sabina odwróciła głowę by na niego spojrzeć.
- Ciszy - odpowiedziała. Dawid skwapliwie pokiwał głową i już się nie odezwał. Sabina powoli przystąpiła do działania. Cała akcja nie trwała długo. Sabina zdezynfekowała i rozcięła ranę, wyciągnęła mały, foliowy woreczek z kilkoma tabletkami, włożyła go do metalowego naczynia i zaszyła ranę.
Nie minęło piętnaście minut a Waldemar odwoził już żywy schowek.
Sabina ostrożnie zdejmowała rękawiczki i maseczkę, które wrzuciła zaraz do worka, który przyszykował jej Dawid.
- Byłaś świetna - rzucił, jednak ona zignorowała jego pochwałę.
Czy naprawdę tak miała wyglądać jej praca? Będzie wyciągać narkotyki z ciał ludzi? Nie, nie będzie. To tylko chwilowe, na pewno chwilowe. Powtarzała sobie jak mantrę myjąc ręce, podczas gdy Dawid sprzątał po krótkim zabiegu. Sabina czuła się źle. Nie wiedzieć czemu.
Tak po prostu.
Czuła się koszmarnie.

Znajdę cię. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz