Rozdział 14 - To już rok...

185 22 1
                                    

Sabinę obudził hałas otwierających się drzwi. Spostrzegła cień, więc pospiesznie zapaliła lampkę przy łóżku i z ulgą zakodowała Dawida. Złapała się za serce i odetchnęła ciężko.
- Kurwa, wystraszyłeś mnie – mruknęła cicho i zerknęła na zegarek wiszący na ścianie. – Czy ty wiesz która jest godzina?
- Druga dwadzieścia – odpowiedział z uśmiechem.
- To było pytanie retoryczne. Co tu robisz – ni to spytała ni to stwierdziła siadając na łóżku.
- Chodź, pokażę ci coś – skinął głową. Brwi Sabiny wystrzeliły do góry. Co on chce jej pokazać w środku nocy? No chyba zwariował.
Dawid zobaczył niepewność w oczach Sabiny więc podszedł bliżej.
- No chodź, zaufaj mi – wyciągnął do niej rękę. Sabina chwilę patrzyła to na niego to na jego dłoń. – Ufasz mi? – spytał w końcu.
- Ufam – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- No to chodź.
Sabina w końcu podniosła rękę i podała mu swoją dłoń. Dawid chwycił ją mocno i pociągnął za sobą. Weszli po schodach na piętro i na końcu korytarza Sabina zobaczyła wystające z sufitu schody prowadzące na strych. Zmarszczyła czoło i zatrzymała się wpół kroku. Trzymający ją za rękę Dawid zrobił to samo, czując nagły opór z jej strony. Odwrócił się w jej kierunku i spojrzał na nią pytająco.
- Chcesz mnie zamknąć na strychu?
- No co ty – zaśmiał się.
- To dlaczego…
- Nie zadawaj tyle pytań – przerwał jej i cmoknął ją jednorazowo w usta, skutecznie ją tym uciszając. Znów pociągnął ją za sobą. Weszli po skrzypiących schodach. Strych oświetlał tylko blask księżyca wpadający przez otwarte okno dachowe.
- Uważaj, nie uderz się – ostrzegł bo w pomieszczeniu było bardzo nisko. Po wejściu na strych Sabina kierowała się za Dawidem w stronę okna. Chłopak jak sarna wyskoczył na dach i wyciągnął do niej obie ręce. Sabina lekko niepewna ale pozwoliła się wyciągnąć na dach. Nie było tragedii. Dach nie był prosty ale nie był też mocno skośny, dało się swobodnie po nim chodzić. Oczom Sabiny nagle ukazał się koc, dwie poduszki i wino.
Roześmiała się zakrywając usta dłonią.
- Jebany romantyk z ciebie – próbowała zapanować nad śmiechem. Dawid uśmiechnął się do niej szeroko i wskazał okno przez które przed chwilą weszli.
- Możesz wrócić na dół.
- Nie chcę – pokręciła szybko głową wciąż się śmiejąc. – Z jakiej okazji ta schadzka?
- Dzisiaj jest tak zwana noc spadających gwiazd – zrobił z palców cudzysłów a Sabina obdarzyła go miną udawanego podziwu. – Pomyślałem, że to będzie dobre urozmaicenie twojego nudnego życia – zakpił pokazując jej język. Sabina w końcu postanowiła przestać drwić bo uznała, że to co zrobił jest w sumie zajebiście słodkie. Nikt nigdy nie zrobił dla niej tak miłej rzeczy. Mógł po ich wspólnym seksie przecież ją olać, bo kim też ona była? Nikim. Dosłownie nikim dla niego. A tu proszę. Udało mu się ją zaskoczyć.
- Ty już skutecznie urozmaicasz moje życie – powiedziała gdy prowadził ją za rękę w stronę koca.
- Brzmi poważnie – zaśmiał się gdy usiadła wygodnie na kocu. Zajął miejsce obok niej i sięgnął po wino.
- Nie chciałbyś żeby tak brzmiało? – spytała obserwując jak otwiera wino korkociągiem.
- A jakie to ma znaczenie czy chcę czy nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie nie patrząc na nią. To było prostsze, uciekać od odpowiedzi, od odpowiedzialności. Po co zbędne deklaracje? Jedną już złożył. Obiecał, że zniknie z jej życia gdy ich drogi się rozejdą.
No właśnie… Więc po jakiego grzyba te romantyczne podchody? Dawid karcił się w myślach za brak logicznego rozumowania ale widocznie serce miało więcej do powiedzenia niż rozum.
Lubił spędzać czas z Sabiną, uwielbiał jej zadziorny język i niczym nie skrępowane zachowanie. Była sobą. Była tak obłędnie sobą, że bardziej chyba się nie dało. Tak strasznie mu się to podobało, że jest prawdziwa. Nie udawana. Sabinka. Jedyna i niezastąpiona.
- Dobra, zapomnij, że pytałam – machnęła lekceważąco ręką lekko się irytując. Nie będzie ciągnąć go za język i po raz kolejny przekonywać do zmiany życia. Dla niej? A kim ona jest, żeby dla niej coś zmieniać? Tylko chwilą w ogromie życia. Chwilą. Krótką. Jednorazową.
- Sabina, nie denerwuj się – Dawid nalał niepełny kieliszek wina i podał dziewczynie. – Po prostu sama wiesz jaka jest nasza sytuacja. Nie ma znaczenia, czy chciałbym coś zmieniać czy nie – nalał również sobie, zatkał wino korkiem i odłożył na bok.
- A chciałbyś? – podjęła znów pytanie obserwując go uważnie.
- Chciałbym – odpowiedział szczerze. Sabina jakby trawiła tą odpowiedź. W głębi duszy się cieszyła bo właśnie to chciała usłyszeć ale z drugiej strony to znów rodziło kolejne problemy i niedomówienia.
- Możesz wszystko zmienić – mruknęła.
- Może i tak.. – wzruszył ramionami, upił spory łyk wina i oparł się na łokciu.
- Nie mam zamiaru cię namawiać, po prostu myślałam… - ucięła czując, że chyba nie jest gotowa na tak wielkie słowa. No bo w sumie co by mu miała powiedzieć? „Myślałam, że rzucisz wszystko i ze mną będziesz?” Dawid chyba parsknąłby śmiechem a ona razem z nim. Chłopak jednak wyłapał jej zacięcie.
- Co myślałaś? – spytał. – Że to co jest między nami coś zmieni?
- Chyba tak – przyznała niepewnie, obserwując jak patrzy w niebo.
- Pewnie by zmieniło i to dużo. Jednak nie tutaj i nie teraz.
Sabina poczuła ukłucie żalu w sercu bo nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Było jej przykro. To straszne jak miłość potrafiła być ślepa. Podniosła kieliszek i wypiła całą zawartość. Lubiła te wino. Kiedy pierwszy raz je pili Sabina się nim zachwyciła i jak widać Dawid doskonale to zapamiętał.
- Co byś zrobił, gdybym poprosiła cię o zmianę obietnicy? – spytała nagle po chwili ciszy nie odrywając oczu od nieba. Po kilku sekundach dopiero skierowała spojrzenie w jego stronę. Dawid również spojrzał na nią pytająco.
- Nie rozumiem.
- Obiecałeś mi coś kiedyś, że po wszystkim znikniesz z mojego życia – przypomniała.
- Tak, a ja zawsze dotrzymuję obietnic – zaznaczył unosząc wskazujący palec.
- Więc co, gdybym poprosiła cię o zmianę tej obietnicy? – zaciskała palce na szkle czując jak mocno żołądek zaciska jej się w gruby supeł. Dawid spojrzał znów w niebo i chwilę się zastanawiał.
- Na jaką? – zapytał w końcu chociaż gdzieś w środku domyślał się odpowiedzi ale chciał usłyszeć to z jej ust. Patrzeć z jakim zaangażowaniem to mówi, jak się przejmuje. I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście dni temu była zupełnie innym człowiekiem i była w stanie utopić go w szklance wody.
- Żebyś nie zniknął.. – mruknęła. Dawid wziął głęboki wdech i wypuścił głośno powietrze. Odważył się na nią spojrzeć. Jej wzrok był spokojny choć lekko zmartwiony. Przełknął ślinę bo poczuł jak zasycha mu w gardle.
- Wtedy będę musiał dotrzymać słowa – oznajmił.
- Wiem przecież.
- Na pewno tego chcesz? – spytał choć tak naprawdę sam sobie zadał to pytanie. Czy był gotowy zerwać z dotychczasowym życiem? Wykonać ostatni przemyt i powiedzieć pas? Zrezygnować z łatwego dochodu i dreszczyku emocji, który towarzyszył mu przez tyle lat?
Patrzył na Sabinę i myślał. Myślał jak bardzo go zmieniła. No i ze wzajemnością, ona przy nim też stała się innym człowiekiem.
Zakochał się. To było pewnie.
- A ty? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Chcę.
***
Sabina po raz kolejny obudziła się w środku nocy. Rozejrzała się po pokoju, sprawdziła telefon, oświeciła światło. Wzięła kilka głębokich wdechów próbując zapanować nad biciem serca.
Dawid znów jej się śnił. Znów śnią jej się te wszystkie ich chwile, wspomnienia, dobre czasy. Boże, jakie dobre czasy?
Sabina, zejdź na ziemię, minął już rok – powtarzała sobie bez przerwy. On nie wróci, nie ma takiej możliwości. Niby jak? Teraz?
Usiadła na brzegu łóżka i wplotła palce we włosy mocno zaciskając powieki. Wstała w końcu i udała się do kuchni, nalała sobie wody i usiadła na kuchennym blacie. Rozejrzała się po swojej kuchni. Wyprowadzka z rodzinnego domu była bardzo dobrym pomysłem. W końcu Sabina mogła być sama ze sobą i nikt nie męczył jej głupimi pytaniami i gadaniem.
Troszkę ją poniosło, wyprowadzając się prawie na drugi koniec miasta ale lubiła to miejsce, z dala od zgiełku, w nowych apartamentowcach żyło jej się cudownie. No, pomijając Dawida, który nawiedzał ją prawie co drugą noc. Nie raz w pracy wyglądała jak widmo i tata często jej o tym przypominał, co nie poprawiało jej sytuacji, ale co miała zrobić gdy Morfeusz zwyczajnie nie chciał jej odwiedzać? W porównaniu do Dawida. Dałby sobie już spokój, po takim czasie…?
Dobrze, że tym razem rano nie trzeba wstawać do pracy. Sabina zaczynała krótki urlop, bo tylko czterodniowy ale jak upragniony. Jechała z Rafałem nad morze. Znowu.
Wypiła resztę wody i wróciła do sypialni. Zerknęła na zegarek, który wskazywał drugą w nocy. Przewróciła oczami i wyszła na balkon przez drzwi tarasowe, które znajdowały się w jej sypialni. Usiadła na tarasie w okrągłym fotelu i skuliła się w nim. Parter to było świetne wyjście. Dzięki temu ona miała piękny taras a ci nad nią już tylko niewielki balkon. Wygrała życie tą decyzją.
Spojrzała w niebo i cicho westchnęła.
Znowu myślała o Dawidzie. I o obietnicy, którą jej złożył. W pierwszej chwili była zła, miała do niego pretensje, bo przecież obiecał. Zaś z drugiej strony może i by obietnicy dotrzymał gdyby którejś nocy nie wpadła policja. Może sytuacja potoczyłaby się inaczej. W końcu by przestała dla nich „pracować” i Dawid rzuciłby to w cholerę? A znów z jeszcze innej strony w porę się opamiętała i kazała mu spadać, przecież właśnie dlatego wrócił Waldek, dlatego zapomnieli o śmiesznej obietnicy i wrócili do starej, w której mieli puścić siebie w niepamięć, ale kogo ona chciała  oszukać?
Jednak widocznie tak miało być.
Chryste...
Po co wtedy podała Rafałowi to piekielne hasło?

Znajdę cię. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz