Po paru długich dniach, które ja na złość jeszcze bardziej się wydłużały przyszedł upragniony piątek i nie ja wcale nie jestem taka podekscytowana,że właśnie w ten dzień Jai ma zabrać mnie na randkę. Taaa czujecie mój sarkazm?
Sama nie wiem czemu tak bardzo ekscytuję się tym wyjściem. Może dlatego, że nigdy właściwie nie byłam na randce? Przyjmijmy, że chodzi o tą wersję, a nie o tą która mówi, że Jai jest jednym z najbardziej przystojnych chłopaków w mojej szkole i to właśnie ja z nim wychodzę. Zdecydowanie pierwsza wersja...
Przez wcześniejsze cztery dni moja uwaga była na tyle rozproszona, że nawet nie reagowałam gdy jakiś nauczyciel wymawiał moje imię. A skoro już jesteśmy przy temacie szkoły to jakby to tak delikatnie ujmując jest do dupy.
Przez ostatnie wydarzenia straszliwie zaniedbałam naukę. Jeszcze nie poznałam ocen proponowanych na koniec roku, ale sądzę, że nie będą raczej zadowalające...ba! Kiedy zobaczy je moja mama wpadnie w szał. Jak ma się mną interesowac to tylko jeśli chodzi o oceny. Fakt faktem, że i tak będzie się musiała prędzej czy później dowiedzieć, ale niech to chociaż nie będzie ten piątek!
Dzisiaj był chyba pierwszy raz w całym roku szkolnym, albo i życiu był dzień kiedy sama z siebie wstałam przed zadzwonieniem mojego budzika i w podskokach pobiegłam do łazienki. Wykonając wszystkie czynności porannej toalety wróciłam do pokoju gdzie rozpoczęłam swoją codzienną modlitwę nad ubraniami (jakby miało mi to jakoś pomóc). Po długich zastanowieniach i przekopaniu całej szafy zdecydowałam się na zwykłe czarne rurki i szarą koszulkę z czerwonym napisem. Włosy szybko wyprostowałam i jak torpeda zleciałam na dół po drodze oczywiście potykając się o jeden z butów Kendall, którego odziwo nie zauważyłam chociaż nie wiem na ile można byc głupim by nie zauważyc wycekinowanego różowego buta na kórego najlepiej patrzec przez okulary przeciwsłoneczne. Runęłam na podłogę wywołując przy tym niemały hałas, a cała zawartość
mojej torby opuściła jej wnętrze.Super.
Westchnęłam wkurzona. Jedyną rzeczą, która mnie pocieszała było to, że moja kuzynka po zakończeniu roku szkolnego pakuje swoje manatki i znika stąd mam nadzieję raz na zawsze.
Kiedy pozbierałam cały bałagan i wpakowałam go z powrotem stamtąd skąd przybył pomaszerowałam do kuchni po drodze ocierając poobijane kolana.
- O mój Boże! To jednak ty... przez chwilę myślałam, że nawiedziło nas jakieś stado słoni. - zaświergotała Kendall widocznie zadowolona ze swojej "riposty".
- O mój Boże! To jednak ty... przez chwilę myślałam że w nocy nawiedził nas jakiś jednorożec i nasrał na środku kuchni pozostawiając po sobie wielkie różowe gówno, ale popatrz to jednak ty.- powiedziałam udawając jej piskliwy głosik.
Ta jedynie na mnie fuknęła i z powrotem kontynuowała swoje śniadanie. Z jeszcze większym uśmiechem niż przedtem zaczęłam przygotowywac swoje ulubione czekoladowe kulki z mlekiem.
Blondynka tylko od czasu do czasu posyłała mi zniesmaczone spojrzenie patrząc jak z ochotą wsuwam całą miskę przysmaku. W końcu jednak musiał przyjść ten czas kiedy znowu usłyszałam denerwujący dźwięk jej głosu.
-Chyba ci się ostatnio nie układa z Jaiem co? Wiesz myślę, że dokonał właściwego wyboru preferując towarzystwo lepszych. - uśmiechnęła się z przekąsem.
- Jeśli uważasz się za lepszą bo zachowujesz się jak dziwka to proszę bardzo...wygrałaś!
Korciło mnie przez chwilę by powiedziec, ze to właśnie ja dziś wychodzę z brunetem, ale w porę ugryzłam się w język. Nie potrzebuję dodatkowych komplikacji z jej strony.
Zanim Kendall mogła wymyślec jakąś genialną odzywkę opuściłam kuchnię i szybko zakładając buty wyszłam z domu. Droga do szkoły trwała jak zwykle. Po około dwudziestu minutach byłam już u bram piekła, które akurat dziś nie ma szans zepsuć mi humoru.
Oczywiście byłam w błędzie. Kiedy tylko wyszłam z klasy od matematyki oparłam się o pobliską ścianę biorąc głęboki oddech. Niedość, że baba postanowiła zrobic niezapowiedzianą kartkówkę z której dostanę kolejną jedynkę to jeszcze przez całą lekcje byłam wyśmiewana przez paczkę przyjaciół mojej kuznki z nią na czele. Kiedy jestem z nią sama na sam potrafię się bronić przed jej docinkami, ale kidy mam się zmierzyć z innymi ludźmi moja nieśmiałośc bierze górę i przyjmuję każdy kolejny cios nawet nie próbując się bronić. Nienawidzę tego.
Na szczęście została mi tylko jeszcze jedna lekcja i mogę wrócić do domu szykując się na wieczór bo mimo wszystko moje podekscytowanie nadal mnie nie opuściło. Kiedy już miałam zamykac swoją szfkę wyjmując z niej potrzrebne książki na kolejny przedmiot jej dźwiczki gwałtownie się zamknęły odsłaniając twarz jednego z podwładnych Kendall. Był to jak mnie mam Dean i to on był kapitanem drużyny koszykarskiej naszej szkoły.
Z niepewnością spojrzałam do góry w ciemne tęczówki chłopaka, w których czaiło się rozbawienie.
-Mogę w czymś pomóc?- starałam się nie brzmieć na przerażoną ale chyba do końca mi to nie wyszło.
-Wiesz...może to ja mógłbym pomóc tobie...
Nie czekając na moją odpowiedź szatyn wyrwał mi z rąk książki i zaczął nimi podrzucać.
-Możesz mi to oddać!?- warknęłam na chłopaka. Jeszcze tylko tego mi brakowało...
-Oooo no popatrzmy jeszcze jaką masz fajną torbę.- ignorując poją prośbę Dean szybkim ruchem zerwał moją torebkę z ramienia, a następnie wysypał całą jej zawartość.
Oczywiście wokół nas pojawił się już niemały tłumek, a na widok moich porozwalnaych rzeczy wszyscy zaczęli się śmiać.
W moich oczach pojawił się łzy upokorzenia i nie mogąc już ich dalej wstrzymywać pozwoliłam im zmoczyć moje policzki.
-Ohhh nasza malutka Olivia się popłakała co? Nie ma cię kto bronić bo nie masz przyjaciół?
Z moich oczu popłynęły kolejne łzy rozmywając mój makijaż. Dlaczego to zawsze musi spotykać mnie?!
Dean dalej się ze mnie naśmiewał, ale już nawet nie słyszałam co mówił tylko jak najszybciej starałam pozbierać wszystko co wypadło z mojej torby. W pewnym momencie wszystkie śmiechy ustały, a buty szatyna zniknęł z mojego pola widzenia. Po chwili usłyszałam znajomy mi głos, a kiedy uniosłam głowę zobaczyłam Jaia, który wymierzył pięścią cios prosto w nos Deana, który z hukiem upadł na podłogę.
-Na co się wszyscy gapicie?! Wypieprzać mi stąd!- krzyknął brunet do całego zbiorowiska, które zaczęło się przeżedzać.
-Nic ci nie jest Livi?- przykucnął nade mną Jai.
-Nieee.- odpowiedziałam łamiącym się głosem.
Cała moja twarz była mokra od łez.
Chłopak szybkim ruchem zgarnął porozrzucane rzeczy, a następnie pomógł mi wstac od razu zamykając w szczelnym uścisku.
-Proszę cię nie płacz, już wszystko dobrze.
-Ale oni wszyscy...
-Shhh jestem tutaj. - odpowiedział łagodnym głosem.
---------------------------------