Rozdział 1

1.7K 88 2
                                    

-Liv, wstawaj!!! Chcesz nie pójść do szkoły?!

Naprawdę mocno kusiło mnie by odpowiedzieć tak i zostać w moim cieplutkim łóżeczku, ale po kazaniu jakie wczoraj otrzymałam od rodziców obiecałam, że postaram się być lepszą córką. Pomimo, że za tydzień i tak pewnie będzie tak jak przedtem to jakoś tam radę udawać tą idealną córeczkę, którą i tak nigdy nie będę.

W końcu zebrałam swoje wszystkie siły i podniosłam się z łóżka, które swoją drogą było bardzo wygodne. Po szybkim zgarnięciu mojego puszystego szlafroku w białe gwiazdki podreptałam do łazienki gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności. Następnie założyłam zwyczajną szarą bluzę, koszulkę z myszką Miki i jasne przetarte dżinsy. W skrócie nic specjalnego. Włosy pozostawiłam rozpuszczone ponieważ nigdy nie miałam talentu do czesania. Nawet zwykły warkocz w moim wykonaniu wyglądał jak... w zasadzie nie da się tego określić. Czasami nawet kończyło się obcinaniem włosów bo genialna ja tak zaplątywała gumkę we włosy, że potem:

a) ciężko ją było znaleźć

b) była tak zaplątana, że nie można jej było zdjąć

c) odpowiedź a i b są prawidłowe

Więc po tym jak straciłam jakąś połowę moich brązowych loków dałam sobie spokój z czesaniem i prawie zawsze mam je rozpuszczone.

Po zjedzeniu płatków z mlekiem w zasadzie byłam gotowa do wyjścia. Szybko założyłam dwoje stare białe conversy oraz ulubioną czerwoną czapkę i rzuciwszy głośne cześć do mojej rodziny wyszłam z domu. Na dworze było całkiem przyjemnie. Niby gorąco, ale chodu dodaje delikatny wiaterek. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam Once In A Lifetime - One Direction. Moim zdaniem była to najlepsza piosenka na drogę do szkoły. Po przejściu paru metrów już byłam na przystanku gdzie czekał na mnie autobus jadący do miejsca, którego szczerze nienawidziłam. Szybko zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie. Nim siwe obejrzałam byliśmy już pod szkołą, a tak swoją drogą czy ten pojazd nie mógłby się chociaż raz zepsuć, złapać gumę no po prostu cokolwiek?! Stanęłam przed wielkimi białymi schodami. Po wyszeptaniu do siebie cichego " powodzenia". Weszłam do miejsca, które najchętniej omijałabym najszerszym łukiem. Na moje szczęście ( wyczujcie ten sarkazm) było już po dzwonku. Dzisiaj jest poniedziałek, więc pierwsza jest matematyka. Zaczęłam iść powolnym krokiem do miejsca gdzie odbywa się ta jakże interesująca lekcja. Moim zdaniem nie było sensu się już spieszyć. Jestem spóźniona to jestem spóźniona. Z zamyślenia nagle wyrwała mnie jakaś przeszkoda na mojej drodzie. Z mocno bijącym sercem podniosłam głowę do góry i w tej samej chwili przestało ono bić.

Przedemną stał nie kto inny jak Jai Brooks we własnej osobie...

---------------------------------------------------

A little sick- Jai BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz