Nic wbrew mojej woli | ROZDZIAŁ 4

331 18 2
                                    

   Hej!

   Zanim zaczniecie czytać (jeśli ktokolwiek to w ogóle czyta), proszę, dajcie mi znać, co myślicie o opowiadaniu w komentarzach. W ogóle dajcie mi znać, że ktokolwiek to czyta. Byłoby mi niezmiernie miło ❤️ Oczywiście, czekam również na wasze sugestie oraz na konstruktywną krytykę!

   Yours faithfully,

   tricruse

---------------------------------------------------------------------------------------------

    Noc spędziłam w mieszkaniu Iana – nie miałam ani siły, ani ochoty na powrót do domu stada. Powrót tam w ogóle nie był jakąkolwiek możliwością. Prędzej spędziłabym noc na ławce w parku niż z własnej woli poszła wprost na pożarcie mojej rodzinie, całej watasze i swojemu mate. Nie wiedziałam przez ile czasu uda mi się ich unikać zanim mnie znajdą, ale miałam zamiar przeciągnąć to najdłużej jak się tylko dało. Czy byłam tchórzem? Możliwe.

    Oczywiście, między mną a Ianem do niczego nie doszło. Nie mogłoby – nie, kiedy moje serce okupywał inny, mimo, że absolutnie tego nie chciałam. Nie mogłabym tego zrobić blondynowi. Pocałować go jak gdyby nigdy nic, gdzie gdzieś w środku mnie moja wilczyca nie pogodziła się jeszcze z tym, co miało miejsce. Położyliśmy się w jednym łóżku, ponieważ nie mogłabym sobie wybaczyć gdyby spał przeze mnie na sofie – choć on, oczywiście, od razu to zaproponował - ale ułożyliśmy się po skrajnie przeciwnych stronach i nie zbliżaliśmy do siebie.

    Kiedy obudziłam się rano, już go nie było. Musiał wyjść do pracy z samego rana. Na stoliku nocnym zostawił mi śniadanie, co było bardzo w jego stylu. Patrząc na pięknie wyglądającą owsiankę z malinami, mogłam myśleć jedynie o tym, że nie mogę pozwolić na zranienie Iana. Nie mogę pozwolić więzi łączącej mnie z Riverem na zniszczenie go. Nie powinien cierpieć, bo Bogini Księżyca uznała, że sobie z nas wszystkich zażartuje. Nie wiedziałam w jaki sposób to zrobię, ale miałam zamiar pozbyć się więzi. Przecież musiał być na to jakiś sposób.

    Zadzwoniłam do biblioteki i stanowczym głosem oznajmiłam swojej przełożonej, że nie mogę się stawić w pracy – przedstawiłam obraz okropnego, wyniszczającego przeziębienia, które spustoszy cały zespół w trymiga zaledwie po minucie wizyty mojej i mojego kataru. Anne, którą zarazki przerażały bardziej niż wybuch superwulkanu w Yellowstone czy wizja III wojny światowej, od razu powiedziała, że mam nie przychodzić co najmniej do przyszłego tygodnia, a jak przyjdę – sama mnie z powrotem wyrzuci. Udając zawód na myśl o tak długiej nieobecności w pracy, mruknęłam „Rozumiem..." najsmutniejszym głosem, jaki miałam w swoim repertuarze, a potem, dla większej autentyczności, zakaszlałam jeszcze kilka razy na koniec rozmowy.

    Zjadłam owsiankę, a następnie ogarnęłam się nieco – wzięłam prysznic, zmieniłam czarny sweter swojego chłopaka na kremowy i umyłam zęby. Po wszystkim stwierdziłam z zadowoleniem, że nie wyglądam już jak trup, a jedynie jak osoba w nieco gorszym stanie psychicznym. To zawsze coś.

    W końcu mogłam zabrać się do pracy. Rozsiadłam się na sofie i odpaliłam przeglądarkę. Znalazłam stronę ahowlatthemoon.com i zalogowałam się. Ta strona była takowym „forum" dla wilkołaków. Oczywiście, osoby dołączające były skrupulatnie weryfikowane, stąd zwykli ludzie nie mogli się na nim zalogować – oni widzieli jedynie stronę o tematyce leśnych wędrówek, pełną najnudniejszych opisów roślin możliwych do spotkania w lesie, jakie udało się wilkołakom stworzyć dla zmyłki.

   Wpisałam w polu wyszukiwarki forum hasło „Zerwanie więzi" i nacisnęłam przycisk „Szukaj". Kółko ładowania się materiałów kręciło się dobre kilka minut. Właściwie byłam już przekonana, że nic z tego i że cały pomysł na szukanie takich informacji był z założenia idiotyczny, skoro wilkołaki kochają swoją więź i nikt normalnie nie próbował jej zrywać – wtedy jednak kółko przestało się kręcić, a mi wyświetlił się jeden jedyny wątek w którym występowało wyszukiwane zdanie. Od razu w niego weszłam. Osoba, która stworzyła wątek, zadała takie pytanie ewidentnie z czystej ciekawości – w sformułowanym przez nią pytaniu dało się wyczytać, że uważa sam pomysł za absurdalny. Odpowiedzi na jej pytanie wydawały się podzielać jej opinię. Nikt nie napisał niczego merytorycznego, górowały komentarze pod tytułem „Trzeba być głupim, żeby chcieć zerwać więź" albo „Jak można coś takiego zrobić swojemu mate?!". Nikt nie wydawał się rozumieć idei takiej sytuacji jak chociażby moja, gdzie mój mate mnie odrzucił i zadowolił się inną, a mnie skazał na życie bez siebie. Jak można coś t a k i e g o zrobić swojemu mate, użytkowniku „LovelyTail145"?

Odrzucona mate | W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz